wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 3 - Naprawdę? Super! Tylko mnie nikt nie kocha."

Rozdział 3

Weszłam do dormitorium zadowolona z siebie. Położyłam się na łóżku. Dopiero po paru minutach zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam.
-Na Merlina! Co ja zrobiłam?! - krzyknęłam sama do siebie. Do pokoju wszedł Albus. Przytuliłam go.
-Dlaczego Malfoy ma twarz we krwi? - spytał zdziwiony.
-Bo go walnęłam. - powiedziałam rumieniąc się.
-Czy ty zwariowałaś?! - zapytał.
-Tak... - westchnęłam
-W sumie, dobrze mu tak. - zaśmiał się.
-No właśnie... - powiedziałam. - Będę miała przechlapane.
-Ale masz usprawiedliwienie, dlaczego to zrobiłaś. - próbował mnie pocieszać.
-Nie pomagasz Al. - westchnęłam. - Ja już muszę iść. - powiedziałam i wyszłam. Skierowałam się do dormitorium Malfoya. Siedział na łóżku.
-Czego chcesz Weasley? - spytał masując twarz.
-Przepraszam! - krzyknęłam. - Bardzo przepraszam!
-Myślisz, że ci wybaczę?! Walnęłaś mnie. - oburzył się.
-A ty próbowałeś naruszyć moją przestrzeń osobistą. - westchnęłam.
-Ja naprawdę nie pamiętam! - wrzasnął.
-I może jeszcze powiesz, że ktoś rzucił na ciebie Imperiusa? - spytałam z irytacją.
-Wiesz, że to możliwe.
-Ja i tak nie wiem czy mogę ci wierzyć, aczkolwiek bardzo cię przepraszam. - uśmiechnęłam się.
-Powiedzmy, że przyjmuje. - westchnął.
-Mam coś dla ciebie. - powiedziałam podając mu malutkie pudełeczko.
-Co to? - spytał.
-Otwórz to się przekonasz. - rzekłam. Otworzył pudełko, a w nim znajdował się zielony kamień.
-Eee... kamień? - spytał na co ja uśmiechnęłam się.
-To nie jest zwykły kamień, wkrótce się o tym przekonasz. - powiedziałam i wyszłam. Wyglądał na zdziwionego.

Perspektywa Scorpiusa.

O co chodzi Weasley? Nie ze mną w takie gierki się bawić! Chociaż nie powiem, bardzo mnie zaintrygował podarunek od niej. I ta cała szopka, że chciałem ją zgwałcić. Takiego czegoś nie zrobiłbym żadnej dziewczynie, nawet Weasley! Może rzeczywiście ktoś mnie zaczarował? Mniejsza o to, ból twarzy nie ustaje, nie ukrywajmy, ale walnąć to ona potrafi! Twarz mi trochę spuchła, ale nie wygląda tak źle. Dziś kolejny patrol, mam ochotę z nią szczerze pogadać. Poszedłem do biblioteki, chciałem znaleźć coś o kamieniach, bardzo mnie to intryguje. Przywitałam się z bibliotekarką. Przy jednym ze stołów siedział jej kuzyn - Albus Potter. Słyszałem zza ściany jak mówił, że chce mnie zabić, a tego bym nie chciał. Skierowałam się do działu o kamieniach i artefaktach, chwyciłam jedną
książkę o tytule: "Kamienie i ich magiczne zdolności". Znalazłem w niej skałkę, która była podobna do mojego podarka od Weasley, było tam napisane: "Gdy jedna osoba podaruje go drugiej (zwłaszcza w przypadku gdy kobieta wręczy go mężczyźnie) łączą się więzią, którą idzie przełamać jedynie silnymi zaklęciami. Kamień będzie zmieniać barwę w zależności jakie relacje są między tymi osobami. Osoba wręczająca musi mieć drugi taki sam kamień, bo znajduje się je "parami". Gdy kamienie obojga ludzi będą czerwone, w końcu się w sobie zakochają i nie będą w stanie pokochać kogoś innego". Przeraziłem się gdy to czytałem. W czasie kiedy bibliotekarką odwróciła się, po cichu wyrwałem tą kartkę.

Perspektywa Rose

Właśnie miałam iść do Salonu Ślizgonów, lecz zatrzymał mnie znajomy głos.
-Weasley! Stój! - bez wątpienia, był to Malfoy.
-Czego chcesz? - spytałam.
-Wyjaśnij mi to! - krzyknął podając mi jakąś kartkę.
-Zaraz, czy ty to wyrwałeś z książki? Może jeszcze z biblioteki? - przeczytałam. - Że co?!
-Słucham! - powiedział w oczekiwaniu na odpowiedź.
-No... ja... wiedziałam, że on ma moc, ale... ale to! - zająkałam się.
-No właśnie! - wrasznął.
-Ciekawe ile mamy czasu do "zakochania" się w sobie. - spytałam poirytowana.
-Nie wiem, ale jak najszybciej musimy zniszczyć ten kamień! - wrzasnął. Wyciągnął ową skalę, a ta zrobiła się niebiesko - czarna.
-Ta, świetnie! Zmienia kolor! - uśmiechnęłam się udawanie. - Może jakbyśmy się przytulili i powiedzieli pare miłych słów zmieniłby kolor... - zastanawiałam się na głos.
-Co?! Czy ty się słyszysz? - spytał zdziwiony.
-Ja... tylko.... się głośno... eeee... zastanawiam. - uśmiechnęłam sie głupio.
-Ojć i tak wszyscy wiedzą, że za mną szalejesz! - poprawił grzywkę. - Kochasz mnie, ale...
-Ja cie nie kocham! - przerwałam mu. - Jak można kochać kogoś, kto myśli tylko o sobie?!
-Wredna jesteś! - syknął i poszedł. Skierowałam się do Salonu Ślizgonów, a z tamtąd od razu do dormitorium. Siedział tam Albus i dobrze.
-Cześć Al! - uśmiechnęłam się.
-Hej, co tam? - spytał.
-Nic, tylko zostałam złączona z Malfoy'em nieodłączalną więzią, phi co tam! - zaśmiałam się.
-Co? - zapytał zdziwiony.
-Bo wiesz, ja miałam te dwa kamyki... i na przeprosiny dałam jeden temu idiocie, a on przeczytał, że przez te kamienie się zakochamy, w SOBIE! - uśmiechnęłam się z zażenowaniem.
-Świetnie! Ty zawsze musisz się wpakować w jakieś kłopoty! - poklepał mnie po ramieniu.
-Mniejsza o to! To graniczy z zerem, dziś znów się pokłóciliśmy i jeśli nie będzie próbował naruszyć mojej prywatności na patrolu, będzie dobrze. - pokazałam kciuka w górę.
-Taaa.... - westchnął. - Patrz lepiej co rodzice przysłali! Dla ciebie i dla mnie! - uśmiechnął się podając mi moją paczkę.
-Wow! Przecież... to najnowsza miotła z ligi quidditcha! Czasozatrzymywacz*! - zdziwiłam się.
-Mama załatwiła! - zaśmiał się. Na Merlina jak ja kocham ciocię Ginny!
-Jak ja kocham twoją mamę! - westchnęłam.
-Wiem... ale mnie bardziej. - zrobił słodkie oczy.
-No oczywiście braciszku! - powiedziałam i poczochrałam jego włosy.
-Fryzurę, niszczysz! - krzyknął, a słodkie oczka zniknęły.
-Oj, dobrze, dobrze! - uniosłam ręcę w geście poddania.
-Taa... - westchnął.
-Tylko jak na złość! Nie gram na pozycji jakiej chcę, bo Malfoy! - wrzasnęłam.
-Jemu ojciec każe być szukającym... - powiedział.
-Ale mi się nie uśmiecha grać na pozycji ścigającego! - oburzyłam się.
-Wiem, wiem... ale jesteś w tym naprawdę dobra! - uśmiechnął się.
-No, bo oczywiście w Slytherinie liczą się wpływy, a nie talent... - westchnęłam.
-Merlinie, jak ja się nie mogę doczekać Świąt! - krzyknął.
-Ja też, nie martw się. Mam nadzieję, że mi fajny prezent kupisz. - tym razem ja zrobiłam maślane oczy.
-No oczywiście! - uśmiechnął się.
-Ja myślę! - krzyknęłam.
-Zbiliża się patrol, musisz iść! - troszkę posmutniał.
-Tak, tak wiem. - uśmiechnęłam się. - Idę się przebrać. - powiedziałam i skierowałam się do szafy, wzięłam czarną koszulkę na ramiączkach i czarne rurki, wszystko to miało srebrne, błyszczące ozdoby. Poszłam się ubrać, umyłam się, od razu po wyjściu się pomalowałam i uczesałam, ale tym razem włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyglądałam całkiem, całkiem...
-Wow, ślicznie wyglądasz! - uśmiechnął się Albus. - Nie będzie ci zimno?
-Oj, nie martw się. - pogłaskałam go. Na pożegnanie go przytuliłam, a on mi dał buziaka. Poszłam w standardowe miejsce spotkań z Malfoy'em. Jak zawsze się spóźnił...
-Dlaczego się spóźniłeś? - spytałam.
-Musiałem się przygotować.
-Hę? Do czego? - zapytałam.
-No do patrolu... - powiedział z poważną miną.
-I dzisiaj nawet nie myśl mnie obmacywać! - krzyknęłam.
-Okej, mówiłem już, że ja nic nie pamiętam!
-Taaa... - westchnęłam. - Idziesz do lochów i na parter.
-Dzisiaj, ty tam idziesz.
-Ugh! No dobra! - zgodziłam się i poszłam do podziemi. Nie chciałam tam chodzić podczas patroli, bo w nocy było tam ciemno i strasznie. Chodziłam bez celu po tych korytarzach. Z jednej z nieużywanych sali usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, podeszłam tam. Spojrzałam przez dziurkę na klucz, nic nie widziałam. Drzwi były otwarte, weszłam. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało, na ziemi leżał Zabini, cały we krwi.
-Merlinie! Damian! - zmartwiłam się. - Nie odchodź! Patrz na mnie!
-Spokojnie Rose. - uspokoił mnie.
-Ufff.... ty żyjesz! - uspokoiłam się i go przytuliłam.
-Ale czułości. - uśmiechnął się.
-Powiedz, co się stało? - zamrtwiłam się, znowu.
-Ktoś mnie zaciągnął tutaj i rzucił na mnie Sectumsempre** i pobił. - kaszlnął.
-Jezu Damian! Cieszę się, że ci nic nie jest! - cały czas go przytulałam.
-A ja się cieszę, że jesteś. - na te słowa odwzajemnił mój uścisk. Do sali wszedł Malfoy.
-Aaa.., to ja nie przeszkadzam... - powiedział i odwrócił się.
-W czym? Ja sobie po prostu na nim leżę. - zaśmiałam się.
-No w tym... tym.... - zrobił się czerwony.
-Hahaha... dobry żart. Po prostu ktoś go zranił. - wyjaśniłam. - A nawet jeśli, to co ci do tego? - spytałam, a Damian się zarumienił.
-Nic... tylko.... po prostu. - zająkał się.
-Nie martw się, Zabini nie próbowałby mnie zgwałcić tak jak ty. - powiedziałam z irytacją.
-Scorpius! Jak śmiałeś coś takiego zrobić?! - spytał zdenerwowany Damian.
-To nie jest tak! - krzyknął Malfoy.
-A jak? Takie traktowanie, kobiet? Jesteś nic nie wartym śmieciem robiąc tak! - Damian krzyknął i go popchnął.
-Ale Zabini!
-Skończcie się kłócić. Scorpius to zrobił, bo był pod wpływem czarów! I tak niedługo się w sobie zakochamy... - westchnęłam.
-Właśnie co do tego czytałem, że te zaklęcia które to mogą wstrzymać to miłość! - uśmiechnął się.
-Naprawdę? Super! Tylko mnie nikt nie kocha! - westchnęłam. - Bo rodzina się nie liczy!
-Ja znam kogoś kto cię kocha, tylko nie mogę ci powiedzieć... bo ta osoba prosiła. - powiedział Zabini.
-Acha... - westchnęłam. - Nie możesz powiedzieć? - przytuliłam go.
-Dowiesz się, w swoim czasie. - uśmiechnął się i uścisnął mnie.
-Taaa... amorki was trafiły? - spytał poirytowany Malfoy.
-Hahaha... bardzo śmieszne. - powiedzieliśmy z Zabinim.
-Dobra Damian idź spać, nie wydamy cię nauczycielom. - uśmiechnęłam się.
-Pa. - na pożegnanie mnie przytulił. Gdy już poszedł Malfoy zaczął swoje...
-Zakochana para, Damian i Roseanna! - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne, Malfoy! - warknęłam.
-No, bez wątpienia. - uśmiechnął się tym swoim, obleśnym... ugh!
-Tak się składa, że muszę już iść. Patrol dobiegł końca! Nara. - wysyczałam i poszłam do Salonu Ślizgonów.

Perspektywa Scorpiusa

Coś między Damianem i Rose?! Nie to niemożliwe, chociaż w sumie. Od pierwszej klasy, on się tak jakoś dziwnie na nią patrzył... ale ona i tak będzie moja! Co?! Wróć!

Perspektywa Damiana

Tak, bez wątpienia mówiąc o chłopaku który ją kocha, chodziło o mnie. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, od pierwszej klasy. Gdy była jeszcze malutką i bezbronną jedenastolatką, a teraz jak walnęła Malfoya, to hoho, miał twarz całą we krwi... Także stwierdzam, że jest najładniejszą dziewczyną w szkole i żadna się z nią nie może równać! Tylko ci jej kuzynie, głównie Albus cały czas za nią chodzą, to w sumie dobrze, że ma ochronę. Usiadłem przed kominkiem, gdy nagle przyszła ONA.
-O hej Rose... - uśmiechnąłem się.
-Cześć Damian! - również się uśmiechnęła. - Co tu jeszcze robisz?
-Nie umiałem zasnąć. - wyjaśniłem.
-Oj, współczuje, też tak miałam. Wiesz co, Malfoy mówił o nas coś takiego "Zakochana para, Damian i Roseanna." - zaśmiała się, ona ma taki ładny uśmiech.
-Heh, co za idiota. - zaśmiałem się.
-Myślałam, że się przyjaźnicie!
-Tylko dlatego, że nasi rodzice są przyjaciółmi.
-Tak przy okazji. Jeśli pozwolisz jak się nazywają twoi rodzice i kim są? - uśmiechnęła się.
-Tata nazywa się Blaise Zabini i jest nauczycielem Eliksirów, a mama się nazywa Sabrina Zabini i jest kuzynką ojca Scorpiusa, a jest nauczycielką OPCM w naszej szkole. - wyjaśniłem.
-A no tak... miła kobieta.
-I moja matka jest metamorfomagiem, ale nie odziedziczyłem tej zdolności... w sumie dobrze, nie chciałbym mieć różowych włosów. - zaśmiałem się, a ona mnie przytuliła. - Jesteś najmilszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem!
-Dziękuję! Ty również, ale chłopakiem. - zaśmiała się.
-Wiesz co muszę już iść, spotkajmy się jutro o 18 pod pokojem życzeń.
-Okej. - zgodziła się. - Poczekaj! - zawołała i mnie przytuliła, a po tym pocałowała. - Bez pożegnania się nie odchodzi. Pa.
-Pa... - powiedziałem i poszedłem spać. Ona jest taka słodka!

Perspektywa Rose

Nie sądziłam, że tak się zaprzyjaźnie z Damianem, dobra, dobra zaprzyjaźnienie to... to niefortunne określenie, po tym co się zdarzyło. Weszłam do dormitorium, czułam się samotna widząc śpiącego Albusa, ale poszłam do łazienki i przebrałam w piżamę. Jak przystało na normalną kuzynkę wlazłam mu do łóżka, przecież powiedział, że mogę z nim spać kiedy tylko zechcę, więc co mi tam. Śnił mi się Damian. Siedzieliśmy pod drzewem, dokładniej wierzbą. Przytulaliśmy się, Zabini cały czas się uśmiechał, a ja odwzajemniałam ten gest. Rozmawialiśmy o czymś, w końcu się pocałowaliśmy i przyszedł Scorpius, siłą mnie odciągnął od Damiana i zaprowadził do łazienki Jęczącej Marty, a tam wyznał mi wielką miłość, jak sądziłam kamień był czerwony. Ja do niego tej miłości nie czułam, mnie coś ciągnęło do Zabini'ego. Scorpius cały czas za mną chodził, miałam tego dość i zostaliśmy parą, wzięliśmy ślub, a Damian umarł z miłości do mnie. Obudziłam się z krzykiem, bo w tym momencie Zabini umierał. Albus już nie spał, bo był ranek, wybiegł do pokoju w samym ręczniku.
-Co się stało? - spytał zdziwiony.
-Nic, sen. - wyjaśniłam i wybuchłam śmiechem.
-No co?
-Fajnie wyglądasz. - pokazałam kciuka w górę i się rozpłakałam ze śmiechu.
-Bardzo śmieszne... - powiedział i wrócił do łazienki. Był już normalny tydzień, wzięłam szaty i czakałam, aż łazienka się zwolni. Gdy już była wolna, poszłam się przytgotować do lekcji. Jak wychodziłam wzięłam książki oraz Albusa i poszliśmy na lekcje. Teraz mieliśmy eliksiry z profesorem Blaisem Zabini. Jest bardzo miły, ale nie dla wszystkich. Niestety nie jest opekunem Ślizgonów, nim jest matka Damiana, a zarazem ciotka Scorpiusa i żona tego nauczyciela.
-Kto wie co to jest? - spytał odkrywając pokrywkę z kociołka. Moją ręką wystrzeliła do góry. - Panno Weasley?
-To jest Amortencja, najsilniejszy eliksir miłosny. Jest bardzo ciekawy, ponieważ gdy się go wącha każdy czuje inny zapach, w zależności co lubi. Ja na przykład czuje czekoladę, róże oraz perfumy pewnej osoby. - zarumieniłam się, czułam perfumy Scorpiusa.
-Bardzo dobrze panno Weasley. - uśmiechnął się ciepło. - Ale to nie jest temat lekcji. Tematem lekcji jest Eliksir Słodkiego Snu, powoduje natychmiastowe zaśnięcie. Osoba której się go poda, nie ma snów. Używają go w szpitalach. Będziecie go ważyć, a nagrodą będzie to. - powiedział i pokazał małą fiolkę. - Ktoś wie co to? - spytała. Moja ręka znów wystrzeliła w górę. - Panno Weasley?
-Felix Felicis, inaczej płynne szczęście. - powiedziałam.
-Bardzo dobrze. I to będzie nagroda dla najlepszej lub najlepszego z was. - uśmiechnął się. - Bierzcie się do pracy. - rzekł i wszyscy ruszyli jak z procy. Otworzyłam książkę, gdzie były wskazówki do wykonania tego eliksiru. Dziwne, miałam poskreślane formuły i zastąpione innymi, postanowiłam robić tym zmienionymi, bo tamtych nie było widać.

*

Skończyłam, inni również. Profesor Zabini podchodził do każdego i sprawdzał, a robił to takim sposobem, że było tyle skrzatów ile osób i każdemu podawał eliksir. Ja byłam ostatnia i tylko gdy podał mój eliksir skrzat zasnął.
-Brawo! - wszyscy zaczęli klaskać. - Oto twoja nagroda! - powiedział podając mi fiolkę. - Nie zmarnuj go. - uśmiechnął się. Dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością, chłopcy również. Wyszliśmy z lekcji. Zatrzymał mnie Al.
-Gratulacje Siostrzyczko. - powiedział z uśmiechem.
-Dziękuje braciszku.
-Jak go wykorzystasz? - spytał z ciekawością.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - spojrzał na mnie oburzony. - Nie wiem.
-Pomijając fakt, że ty i bez niego masz szczęście. - spojrzał z żalem. - Słyszałem, że wczoraj całowalaś sie z Damianem i, że amorek was trafił. - zaśmiał się.
-Malfoy. Grrrr. - zdenerwowałam się. - Ja tego pedzia kiedyś zabije!
-Spokojnie księżniczko! - przytulił mnie. - Złość piękności szkodzi.
-Nie, definitywnie to jest nie możliwe! - krzyknęłam.
-Ale co? - spytał z tępą miną.
-Miłość. - powiedziałam.
-Dalej nie rozumiem!
-No miłość, moja i Malfoya! - powiedziałam z irytacją. - Nie nawidzę jego i tych przeklętych kamieni!
-Spokojnie. Rosie. - powiedział ktoś i zasłonił mi oczy.
-Albus! - to nie był on.
-To nie Albus. - zaśmiał się.
-Damian! - zdjęłam jego ręce z moich oczu i go przytuliłam.
-Co tam? - spytał.
-Dobrze, byłeś na eliksirach, wygrałam Felix Felicis. - uśmiechnęłam się.
-Jak go wykorzystasz? - zapytał.
-Nie wie...

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 2 - Miłość nie wybiera! Serce nie sługa!

Rozdział 2

Siedziałam na łóżku wpatrzona w Albusa, a on we mnie. Myślałam o wspólnie spędzonych, rodzinnych chwilach. Ciekawe, co kryło się w jego głowie. Potter uśmiechnął się jak idiota. Na brodę Merlina o czym on myśli?! Zapewne myślał o tej, tej, no jak jej było na imię? O już mam, Stephanie.
-Albus! - krzyknęłam machając mu ręką przed twarzą. Nie reagował. - Albus!!
-Co? - spytał otępiały.
-Dlaczego się na mnie gapisz? - zapytałam z uśmiechem.
-Bo się dziwie jakim cudem ktoś tak ładny jest ze mną spokrewniony. - powiedział.
-Albi, już ci mówiłam. Ja nie jestem ładna! - wrzasnęłam. - Jeśli ja jestem ładna, to Malfoy buja się w Lilce!
-Ugh, niezły warunek. - zaśmiał się.
-Widzisz! - wrzasnęłam.
-Spytaj kogokolwiek, to powie, że jesteś śliczna! - oburzył się.
-Niewątpliwie, zapytam Scorpiusa. - uśmiechnęłam się podle.
-On się nie zna! - zrobił grymas.
-Ale wszystkie laski na niego lecą... - powiedziałam z ignorancją.
-To tylko szczegół... - westchnął.
-Czy aby napewno? - spytałam się z oburzeniem.
-Tak, napewno. - burknął.
-Phi! - prychnęłam.
-Jest sobota, zróbmy coś ciekawego! - uśmiechnął się.
-Na przykład? - zapytałam.
-Nie wiem. - westchnął.
-Liczę, że nie zaproponujesz nigdy takiej ciekawej oferty, żadnej dziewczynie. - prychnęłam.
-Oj, Rose! Nie marudź! - poklepał mnie po głowie. Nie odezwalam się, wyszłam do salonu. Spotkałam nie kogo innego, jak boskiego Scorpiuska... Czy ten blondynek mnie prześladuje?! Oglądał tablicę ogłoszeń. Usiadłam na kanapie, patrzyłam na języki ognia, jak zahipnotyzowana, z transu wybudził mnie idiota, nie, nie chodzi o Malfoy'a, a o Albusa. On mnie śledzi!
-Siostrzyczko, co robisz? - uśmiechnął się.
-Siedzę, nie widać! - wrzasnęłam, nie spoglądając na niego.
-Nie tak agresywnie! - poklepał mnie po plecach.
-Co mam robić innego, niż gapić sie na ogień? Nudzi mi się, a ty nic na to nie umiesz zaradzić! - krzyknęłam. - Jesteś idiotą!
-Co?! - zapytał zdezorientowany.
-Jajco! - syknęłam. Poszłam do Malfoy'a.
- Scorpius! Weź ode mnie tego pedała! - wrzasnęłam.
-Weasley, to twój kuzyn! - uśmiechnął się podle do Albusa. - Tak przy okazji, miło jest słyszeć moje imię z twoich ust. - puścił do mnie oko.
-Może gdzieś pójdziemy? Na jakiś spacer? - zaproponowałam.

-Bardzo chętnie. - odpowiedział, posłał morderczy wzrok Albusowi.
-Wiesz co Malfoy? - spytałam.
-Nie wiem. - odparł.
-Może pójdźmy gdzieś, gdzie będzie mniej ludzi? - uśmiechnęłam się.
-Dobrze. - westchnął. - Zaraz czekaj! Ja cię nie lubię! - zaśmiał się i odszedł. Malfoy ma zmiany humorów jak baba, masakra! Najpierw jest dla mnie miły, a później wredny, może on jest w ciąży?! Eeeee... to raczej odpada! Co jak, co, ale facetem to on jest. Nie przejmuje się tym, co sądzi o mnie Malfoy, ale po policzku spłynęła mi łza. Wróciłam z płaczem, zastałam tam Albusa, który chyba na mnie czekał. Podbiegł do mnie i przytulił.
-Co się stało? - spytał ścierając mi łzę z policzka.
-Malfoy... - wysyczałam płacząc.
-Już spokojnie.. - uspokajał mnie. - Cii... cii.
-Dziękuję, że jesteś. - powiedziałam przez szlochanie. - Mimo, to, że cię wyzywam.
-Po to tu przyjechałem. - uśmiechnął się. - Myślisz, że dlaczego los chciał, żebym był w Slytherinie, z tobą?
-Żeby, był ktoś u kogo mogłabym się wypłakać? - odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.
-Dokładnie, Siostrzyczko. - przytulił mnie. 
-Dziękuję, że jesteś! - mruknęłam.
-Już nie płacz kochana! - pogłaskał mnie. - Siostrzyczko! - powiedział i złapał mnie za rękę. 
-Na Merlina, jak ja cię kocham braciszku! - uśmiechnęłam się płacząc.
-Wiem. I będę o tym pamiętać do końca! - stwierdził.
-Jesteś lepszy, niż ten lizus. Zwany również, moim bratem. 
-Oj, akurat największym lizusem w rodzinie jest Lilka! - zaśmiał się.
-No, dobra. Masz rację. Ale oboje są siebie warci. - uśmiechnęłam się.
-Co racja, to racja. - westchnął. Właśnie do pokoju wszedł cudowny debil - Malfoy.
-Patrz kto idzie. - szepnęłam. - Tylko nic mu nie rób. 
-Okej. 
-Co Weasley? Jak ci się podobał nasz spacerek? - spytał drwiąco.
-Był wspaniały, Malfoy. - syknęłam.
-A ty co Potter? Dalej się z nią zadajesz? Mimo, że cię nazwała pedałem? - uśmiechnął się podle.
-No, bo wiesz... - zaczął. - To tak jakby moja kuzynka. I ja w przeciwieństwie do ciebie nie odwracam się od rodziny! - wrzasnął.
-Oj Potter, Potter, ty jeszcze dużo o życiu nie wiesz. - westchnął.
-Podły, oślizgły, idiotyczny, obrzydliwy, arystokratyczny lizus! - wrzasnęłam. 
-Weasley, nie wysilaj się! Złość piękności szkodzi. - uśmiechnął się podle. - A no tak, dla ciebie już za późno!
-Ja cie kiedyś zabije! Malfoy! - syknęłam.
-Skarbie, nie dasz rady! - poprawił grzywkę.
-Założysz się? - uśmiechnęłam się podle.
-Dobra stop! - wrzasnął Albus. - Idziemy Rosie! 
-Nie! - upierałam się.
-Tak! - kłócił się ze mną.
-Ja mam ochotę jeszcze się pokłócić z tym idiotą! - wrzasnęłam.
-Nie ma mowy, nie chcę, żebyście się pozabijali! - krzyknął. Wziął mnie na ręce. 
-Albus! - biłam go po plecach. Malfoy podle się uśmiechnął. Weszliśmy do naszego dormitorium. 
-Co to miało znaczyć?! - spytałam.
-Nie chcę iść na twój pogrzeb. - westchnął.
-Ugh! Prędzej ja go zabije, niż on mnie. - zaśmiałam się. - On bałby się, że złamie paznokieć! 
-W to nie wątpię. - uśmiechnął się.
-Mam dość tej szkoły! - wrzasnęłam.
-Zawsze lubiłaś być w szkole. - mruknął.
-Zażalenia proszę składać do Malfoy'a. - uśmiechnęłam się.
-Przestań się nim przejmować! - poklepał mnie po plecach.
-Ale, ale... - powiedzieć? - ja...
-Ja? - spytał.
-Go kocham. - szepnęłam ledwo słyszalnie.
-Czy ja dobrze słyszałem?! - zapytał.
-Zależy co słyszałeś? - uśmiechnęłam się.
-Że kochasz Malfoy'a. - westchnął smutny.
-Tak... - przestraszyłam się. 
-I tu mnie zdziwiłaś... - przyznał. Nic nie powiedziałam, tylko uśmiechnęłam się jak idiotka. - Jest tyle facetów, lepszych od niego! Dlaczego on?! Już wolałbym, żebyś była z Zabinim, a nie z Malfoy'em. Zabini, jest wredny, bo jest pod wpływem Scorpiusa!
-Wiem... - westchnęłam. - Miłość nie wybiera! Serce nie sługa! 
-Zdaje sobie z tego sprawę. - pogłaskał mnie. - Prędzej czy później, zakochasz się w kimś nowym... 
-Doskonale o tym wiem. - przytuliłam go. - Nie martw się o mnie. To nie jest zwykłe zauroczenie, ja go kocham, a zarazem nie znoszę! Z resztą, w skali od jeden do dziesięć, kocham go na, co najwyżej pięć i pół. - uśmiechnęłam się.
-No ja myślę. - wypłacił mi kuksańca w bok.
-Ała! - wrzasnęłam. - Ty cholernie kochany szczurze! 
-Tak? - zrobił słodkie oczy.
-Chodźmy porobić jakieś psikusy? - uśmiechnęłam się. - Mam jeszcze pełno rzeczy z dowcipów Weasley'ów od wujka George'a. 
-Dobry pomysł. - pogłaskał mnie. - Pierwszy przystanek Malfoy?! - uśmiechnął się podle.
-Oczywiście braciszku. 
-To idź po te rzeczy, ja poczekam.
-Spokojnie, mam je pod łóżkiem. - zaśmiałam się. Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam wielkie pudło z literą 'W'. - Co my tu mamy?
-Wow, to wszystko wujek George załatwił?
-Naturalnie. - uśmiechnęłam się. - Bombonierka wybuchająca w twarz zielonym szlamem, róże które gdy się je dotknie powiększają się i bardzo mocno kłują, szczotka do włosów z kolcami i różowa farba do włosów wyglądającą jak szampon!
-Szczotka do włosów i szampon, idealne dla Malfoy'a! - uradował się Al.
-Mam plan! - krzyknęłam. - Ty zajmiesz Scorpiusa, a ja wkradne się do jego dormitorium i mu podmienie szampon, na te oto cudeńko!
-Jesteś geniuszem Rosie!  - przybiliśmy piątek i wzięliśmy się do roboty. Schowałam szampon, zmieścił mi się do kieszeni. Albus podszedł do Malfoy'a. 
-Witaj Scorpius! - uśmiechnął się. 
-Czego chcesz? Potter? - zdziwił się. Malfoy stał do mnie plecami, akurat jego dormitorium było otwarte i w środku nikogo nie było. Dobrze się złożyło. Weszłam do łazienki, było tam pełno kosmetyków, ja sama mam mniej! Wzięłam szampon, mieli dwa. Nie chciałam Zabini'emu zaszkodzić. Po prawej stronie był perfum, poznałam ten zapach. Scorpius się nimi psikał, aż do przesady. Była jeszcze szczoteczka do zębów, czarna oraz żel do włosów, po tym poznałam, że to strona Malfoy'a, Zabini nie ma aż tak długich włosów, żeby go używać. I eureka! Był tam szampon do włosów. Przeczytałam etykietkę: Do włosów pięknych i zadbanych, nadaje blasku i objętości. Zaśmiałam się pod nosem czytając to, już wiedziałam, że to Malfoy'a, zgarnęłam go do kieszeni, ale odkleiłam etykietkę i najpierw nakleiłam na farbę, a następne postwawiłam farbę-szampon. Czułam szczęście. Wyszłam, przez drzwi widziałam Albusa rozmawiającego z Malfoy'em, chyba znaleźli wspólny temat. Potter spojrzał na mnie, wyszłam z dormitorium wroga. Przemknęłam niezauważona, nie wiem jakim cudem i udałam, że wychodzę ze swojego pokoju.
-Albus! Ile można gadać? - spytałam.
-No wiesz, zagadałem się. - uśmiechnął się. - Pa Malfoy!
-Pa Potter. - zrobił zdziwioną minę. Poszliśmy do naszego dormitorium. Al mnie przytulił i przybiliśmy piątkę.
-Jak poszło? - spytał z ciekawością.
-Świetnie, wiesz co było napisane na jego szamponie? - pokiwał przecząco głową. - Cytuje: "Do włosów pięknych i zadbanych, nadaje blasku i objętości" - zaśmiałam się.
-No tak, to napewno nie było Zabini'ego.
-Muszę wypróbować ten szampon! - wybuchałam śmiechem. - Mhm, już 21:15, muszę się przygotować do patrolu.
-Ugh! Ciepło się ubierz! - uśmiechnął się. Poszłam do szafy, wzięłam fioletowe rurki, czarny T-shirt z napisem "Królowa jest tylko jedna!" i szary sweter z koroną. Skierowałam się do łazienki, wzięłam prysznic. Pomalowałam się na nowo i uczesałam, jak zawsze luźny warkocz. Poszłam do Salonu, czekałam na Malfoy'a. Spóźnił się, jak zawsze.
-Ty idziesz do lochów i na parter. - rozkazałam.
-Może pójdziemy razem? - spytał.
-Nie. Dziękuję i koniec rozmowy. - westchnęłam. I poszłam na górę. Patrole zawsze są nudne, rzadko się coś dzieje. Chodziłam bez celu po korytarzach. Miałam przy sobie różdżkę, jak zawsze. Stwierdziłam, że trochę poćwiczę, tylko na czym? Pierwszy na myśl rzucił mi się Malfoy, ale go tu nie ma. Usiadłam na jakiejś ławce po drodzę. Myślałam, o NIM. Z rozmyśleń wyrwał mnie ON.
-Czego chcesz? Malfoy. - warknęłam.
-Przyszedłem zobaczyć, czy coś się czasem stało. - wyjaśnił.
-Od kiedy TY się o mnie martwisz? Od kiedy TY się o kogokolwiek martwisz?! - wrzasnęłam.
-Od zawsze Weasley! Od zawsze! - krzyknął.- Oczywiście to była odpowiedź na drugie pytanie.
-Oj, Malfoy, Malfoy. - zaśmiałam się. - Bez agresji.
-Tylko ty tu jesteś agresywna, mi nie wypada. - uśmiechnął się podle.
-Jesteś wrednym, małym, paskudnym, oślizgłym, nudnym, podłym, złośliwym gnojkiem i pedałam. - wrzasnęłam.
-Mówisz, że jestem nudny? Chcesz się przekonać? - uśmiechnął się złośliwie. Położył rękę na moim udzie, zaczął nią przemieszczać po nim. Przeszedł mnie dreszcz. Miałam ochotę wrzasnąć, wyczuł to i zatakał mi usta ręką.
-Puszczaj mnie zboczeńcu! - krzyknęłam.
-Teraz się mnie nie pozbędziesz... - uśmiechnął się podle. - Jak komuś powiesz spotka cię fala nie szczęść.
-Czy ty mi grozisz Malfoy? - spytałam przez łzy. - Nie dotykaj mnie! - on dalej mnie obmacywał.
-A nawet jeśli? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Będę cię dotykał, masz bardzo ładne nogi. Takie seksowne.
-Nawet o mnie nie myśl w taki sposób! Przypomnij sobie, ty mnie nie nawidzisz.
-To prawda, ale w wykorzystaniu cię nie przeszkodzi. - zaśmiał się podle. Nadarzyła się okazja, walnęłam go z łokcia w brzuch. - Pożałujesz tego Weasley! - przestraszyłam się, miałam rozczochrane włosy, byłam cała zapłakana. Pobiegłam do pokoju wspólnego Ślizgonów. Nie zwracałam uwagi by być cicho, w końcu pan idealny PRAWIE mnie zgwałcił. Wbiegłam do mojego dormitorium. Nie obchodziło mnie, że Albus śpi. Weszłam do jego łóżka i zaczęłam w niego płakać, obudził się.
-Co się stało księżniczko?! - spytał zmartwiony.
-Malfoy - powiedziałam przez płacz. - prawie mnie...
-Co ci zrobił?! - podniósł głos. - Mów, szuja pożałuje!
-Prawie mnie zgwałcił! - płakałam. - Walnęłam go!
-Pożałuje! Zabije zboczeńca! - krzyknął Al. - Już nie płacz. Spokojnie. - przetarł mi łzę z policzka.
-Ciekawe jak zareaguje, gdy będzie miał różowe włosy. - lekko się uśmiechnęłam płacz.
-Pożałuje szuja jedna! Wiedziałem, że Malfoy to zwykły zbok! - warknął. - Najchętniej wyrwał mu te farbowanie włosy i wydrapał oczy. Jak się James dowie! Pożałuje, że cię w ogóle dotknął!
-Spokojnie Al! On nie chciał. - przytuliłam go.
-Ty go jeszcze bronisz?! - oburzył się. - Nie ma mowy, jutro idę do Jamesa! A tym czasem, możesz spać ze mną księżniczko. Nie zostwię cię samej w tej sytuacji.
-Dziękuję. - szepnęłam wtulając się w kuzyna. Zasnęłam, śniła mi się ta wczorajsza sytuacja. Gdy się obudziłam Al był w łazience, wiem, bo słyszałam prysznic. Wzięłam ubrania, zieloną koszulkę z kotem i czarne rurki, można było nosić takie ciuchy, bo była niedziela. Po niedługim czasie Albus wyszedł z toalety.
-Jak się spało w mych objęciach? - zaśmiał się.
-Bardzo dobrze. - odwzajemniłam śmiech. Poszłam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic, żeby się pobudzić. Umyłam zęby, pomalowałam się i uczesałam. Byłam tak zdenerwowana, że nie spinałam włosów. Gdy wyszłam, Albus złapał mnie za rękę.
-Idziemy do Jamesa. - powiedział stanowczo.
-Okej.... - westchnęłam, bo wiedziałam, że nie mam innego wyjścia.
*
-Cześć James. - powiedzieliśmy chórkiem.
-Witajcie młodzi. - uśmiechnął się. - Z czym do mnie przychodzicie?
-Jak wiesz Rose jest prefektem. - zaczął.
-I co z tym? - spytał.
-Prefektem jest również Malfoy. - ostatni wyraz wysyczałam, a łzy podchodzili mi do oczu.
-No tak. - westchnął.
-I on... - zaczął Albus, ale nie umiał dokończyć.
-Wczoraj prawie mnie... - zaczęłam niepewnie. - zgwałcił.
-Czy ja dobrze słyszałem? Ta podła szuja chciała cie zgwałcić? Zaraz piszę do taty! - wrzasnął James.
-Uspokój się! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Wtem starszy Pottre wziął kawałek pergaminu i pióro. Zaczął pisać zdenerwowany. Gdy skończył zawołał swoją sowę.
-Alex! - sowa posłusznie podleciała. - Do Harry'ego Pottera. - szepnął i sowa odleciała. - Oj Malfoy będzie miał piekło.
-Zwłaszcza z tym, że podmieniliśmy jego szampon, na farbę z dowcipów Weasley'ów. - zaśmiałam się.
-Na serio?! - spytał ze śmiechem. - Jaki kolor?
-Tak i różowy. - odpowiedział Al.
-Oj, będzie śmiesznie. - uśmiechnął się szyderczo James. - Ciekawe kiedy sowa dotrze do rodziców i wujków. - westchnął najstarszy.

Perspektywa Harry'ego.

Obudziło mnie pukanie do okna, był to Alex sowa James'a. Wziąłem od niego list i podrapałem za uchem, Ginny już nie spała, krzątała się po kuchni. Zszedłem na dół.
-Cześć kochanie! - uśmiechnęła się.
-Witaj skarbie.
-Co tam trzymasz? - spytała zaciekawiona.
-List, od Jamesa. - uśmiechnąłem się.
-To otwieraj! - pospieszała mnie. Otworzyłem kopertę. Zamurowało mnie. - Przeczytaj!
-"Drogi ojcze! Jak wiesz Rose jest prefektem Slytherinu, wraz z nią objął prefekturę Malfoy. Wczoraj ta szuja próbowała ją zgwałcić! Ledwo co uciekła, walnęła go w brzuch. Dodała jeszcze, że jeśli powie komukolwiek spotka ją fala nie szczęść. Boję się o nią, martwimy się. Jedynym oparciem jakie ma jestem ja i Albus, bo Hugo i Lily trzymają ze sobą. Bardzo się martwię. Pozdrawiam James.".
-Ale... biedna Rosie! Wredny arystokratyczny gnojek! Taki sam jak jego ojciec! Idziemy do Rona i Hermiony! - denerwowała się gestykulując żywo rękoma. Z pójściem do owej pary nie ma problemu, ponieważ mieszkamy razem. Ginny od razu pognała do ich pokoju, weszła bez pukania. Usiadła na swoim bracie i walnęła go w głowę.
-Wstawaj idioto! - wrzasnęła.
-Ugh... czego chcesz? - spytał zaspany. - Zejdź ze mnie! - wykonała rozkaz. Po czym obudziła Hermionę, której krzyki rudej nie zbudziły.
-Hermiona! Obudź się! - krzyknęła i ją również walnęła w głowę.
-Ginny?! Co się stało? - spytała mniej zaspany od swojego męża. Wyrwała mi list z rąk i wręczyła jej.
-Zobacz co przyniosła sowa Jamesa! - wrzasnęła. Szatynka uważnie przestudiowała tekst, rozpłakała się.
-Nie to niemożliwe! To się nie mogło stać! - płakała, bardzo mocno.
-Daj to! - krzyknął Ron, przeczytał i go zatkało. - Więc sowa Jamesa to przyniosła?
-Tak Ronald! - wrzasnęła Ginewra. Hermiona cały czas płakała. Wstała bez słów i poszła coś zjeść. Wyszedłem do swojego pokoju, wziąłem pióro i pergamin, odpisałem James'owi.

Perspektywa Rose.

Już nie ukrywałam łez przed kuzynami. Szczerze płakałam w ramkę Albusa, a on mnie przytulał i mówił, że będzie dobrze. Malfoy pożałuje! Obiecuje mu to!
-Musimy powiedzieć McGonagal! - krzyknął Al, nie puszczając mnie.
-Nie! - upierałam się. - Ja nie chcę, żeby wylali go ze szkoły, nic takiego nie zrobił. - machnęłam ręką.
-Nie zrobił nic takiego?! Czy ty się słyszysz?! Nic nie zrobił, tylko próbował cię zgwałcić! - zaśmiał się udawanie James.
-Ale próbował zgwałcić, a zgwałcił to duża różnica! - upierałam się.
-Roseanno Hermiono Weasley! Skończ udawać, że to nic takiego! Ty zdajesz sobie sprawę, z tego, że  on naruszył twoją prywatność? - spytał. - Tak, zdajesz sobie z tego sprawę, ale boisz się tego jak ci groził! - odpowiedział na swoje pytanie, James jest nadopiekuńczy.
-Wiecie co jest w tym najgorsze? To, że ja go kocham! - uniosłam do góry ręce w geście poddania.
-Czy ja dobrze słyszę? Al ty też to słyszałeś? - Ja,se zrobił oczy wielkie jak talerze.
-Ja o tym wiedziałem bracie. W końcu mieszkam z naszą siostrzyczką. - powiedział.
-I mi nie powiedziałeś? - zdenerwował się.
-Bo wiedziałem jak zareagujesz! - uśmiechnął się głupio.
-Pewnie! Bo ja jestem ten najgorszy, nikt mi nie ufa i... - zaczął.
-I przesadzasz! - dodałam.
-No co ty nie powiesz? Mam ochotę powyrywać mu te kłaki i poderżnąć gardło! - wrzasnął.
-Mam nadzieję, że Malfoy'owi, a nie Albusowi. - westchnęłam.
-Tak, tej blond fretce! - warknął. - Jak ja go nie nawidzę!
-Ja już muszę iść! - powiedziałam i poszłam, jak najszybciej mogłam. Wróciłam do lochów. W salonie siedział Scorpius. Podeszłam do niego. I przyłożyłam różdżkę jemu do gardła.
-Dlaczego mi to wczoraj zrobiłeś?! - wrzasnęłam.
-Ale co? - spytał zdezorientowany.
-Próbowałeś mnie zgwałcić. - szepnęłam mu do ucha.
-Co?! Nie lubię cię, ale tak bym cię nie skrzywidził! Żeby nie było, jakiś maniery mam.
-Naprawdę? - spytałam. - Mogę ci ufać?
-Tak, raczej możesz. - uśmiechnął się głupio.
-Ale i tak ci nie ufam! - zaśmiałam się podle i walnęłam go w twarz. Jaką miał minę, wszyscy sie na mnie patrzyli. I co Malfoy? Nie masz już takiej pięknej twarzyczki! Wyszłam z uśmiechem do swojego dormitorium.



******
Jeśli sądzicie, że jestem zboczona, zapraszam do Kamany, to się dowiecie co znaczy być zboczonych :p http://zboczenie-harry.blogspot.com

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 1

Rozdział 1
Budzę się zmęczona, przecieram oczy, patrzę na zegarek, nie mogę uwierzyć swoim oczom. Już jest 10:25, niedługo pociąg do Hogwartu, a ja sobie leżę w najlepsze. Poszłam do łazienki, zapukałam dla pewności.
-Zajęte! - krzyknął mój brat Hugon.
-Rusz tyłek! - warknęłam.o
-Spokojnie siostra! Idź do rodziców, oni już napewno się wykąpali! - zaśmiał się.
-Podły szczeniak. - warknęłam pod nosem. Zeszłam do łazienki na dole, ta na szczęście była wolna... Wykąpałam się, ubrałam i uczesałam. Poszłam na śniadanie.
-Roseanno Weasley! Dlaczego tak długo cię nie było? - spytała moj zdenerwowana matka.
-Bo pewien chłopczyk - uśmiechnęłam się wskazując na brata. - zajął łazienkę.
-Oj, Rosie musisz pogodzić się z tym, że masz brata i on też ma potrzeby. - wtrącił się ojciec, delikatnie spiorunowałam go wzrokiem.-Tato! Czy ciebie nie denerwowałoby gdyby taki mały laluś zajmował łazienkę przez godzinę? - zapytałam z irytacją.
-Mam pię... czterech braci i siostrę, wiem co przeżywasz. - powiedział tata.
-Dobrze, skończymy się kłócić, Potter'owie niedługo tu będą. - wtrąciła mama. I jak na zawołanie, odezwał się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach zobaczyłam Lily, Albusa i Jamesa, a za nimi ciocię Ginny i wujka Harry'ego. Ciotka mnie wyściskała i wycałowała, a wuj przytulał ile wlezie, po tym rozmawialiśmy o Quidditchu, który w naszej rodzinie, można powiedzieć jest tradycją. Później wujostwo witało się z Hugonem. Wzięliśmy nasze kufry i weszliśmy do czarnego auta, w środku było znacznie większe, dlatego bez trudu zmieściliśmy się. Po drodze rozmawialiśmy i plotkowaliśmy, było zabawnie. Gdy wreszcie dotarliśmy na King's Cross, wbiegliśmy w ścianę pomiędzy peronem 9, a 10 i trafiamy na stację 9 i 3/4. Zegar wskazuje godzinę 11, za pół godziny odjeżdżamy, do naszego drugiego domu - Hogwartu. Na miejscu spotkaliśmy resztę naszej wielkiej
rodzinki, ale nas jest tak dużo, że nie ma co wymieniać. Żegnaliśmy się z dorosłymi osobami naszej rodziny.
-Pamiętaj, zawsze bądź lepsza od Malfoy'a. - powtarzał to samo co roku tata.
-I ucz się pilnie. Dbaj o Hugona. - dodawała mama za każdym razem. Weszliśmy całą gromadką do pociągu, zajęliśmy jeden z przedziałów. Wszyscy się rosiedli, a dla mnie nie było miejsca. Wyszłam z przedziału, nikt za mną nie szedł, nie zdziwiłam się. Szłam..... i szłam, kątem oka patrzyłam kto siedzi w przedziałach. Dotarłam do 'zakazanego' przedziału, siedział tam Malfoy. O dziwo był sam. Weszłam.
-Hej, mogę się dosiąść? - spytałam.
-Jeśli chcesz Weasley... - westchnął. Co on był taki smutny? Toczyliśmy wojnę, a on pozwala mi siedzieć ze sobą w przedziale.
-Malfoy... dlaczego mi pozwoliłeś ze sobą usiąść? - spytałam. Nie odpowiadał. - Dlaczego jesteś sam?
-Wystawili mnie... Uważają za zdrajcę, bo wstawiłem się za taką jedną dziewczyną z której się wyśmiewali...
-Ty jesteś Ślizgonem tak? - pokiwał twierdząco głową.
-A ty Gryfonką? - spytał. Wydawało mi się, że w jego oczach widziałam nadzieję, mogło mi się zdawać.
-Nie... - westchnęłam.
-Na serio!? - zdziwił się.
-Od pięciu lat mnie nie zauważyłeś? Jestem Ślizgonką!
-Jak ja cie nie zauważyłem?! - zastanawiał się.
-Zdajesz sobie sprawę, że rozmawiasz ze swoim największym wrogiem?
-Oczywiście, ale co mam lepszego do roboty?
-To chyba miłe... - uśmiechnęłam się niepewnie, a on od razu wystawił na wierzch wszystkie swoje białe kły. - Wiesz co, muszę już wracać.
-Pa. - westchnął. Wróciłam do przedziału, Al się na mnie rzucił (lub jak kto woli przytulił) przewrócił mnie, a ja upadłam na Jamesa.
-Czyś ty zwariował Al?! - oburzyłam się.
-Martwiłem się księżniczko... - usprawiedliwił się. - Przynajmniej masz na czym siedzieć... - uśmiechnął się, a ja posłałam mu zabójcze spojrzenie.
-Masz na myśli mnie? - spytał James.
-Tak. - powiedział niepewnie.
-Ja cię kiedyś zabije mały szczurze! - krzyknęłam.
-Nie tak agresywnie... - powiedział najstarszy. - Już na mnie siedź, a ty Albusiku posadź łaskawie swój tyłek na siedzeniu.
-Phi.... - burknął.
-W ogóle gdzie ty byłaś? - dopytywał James.
-Tajemnica. - wyjaśniłam.
-Mów, albo odwiedzi cię łaskotkowy potwór! - nasza ulubiona zabawa z dzieciństwa.
-Na ucho! - upierałam się.
-Okej. - przystał na taki warunek.
-U Scorpiusa... - szepnęłam.
-Na Merlina! Duszę się! Rose! Nie wierzę! - krzyczał. I w tym oto momencie do naszego przedziału wszedł wspaniały Scorpiusik...
-Rose, na słowo! - zarządał. Zdezorientowana poszłam z nim.
-Co chcesz? - lekko się przeraziłam.
-Ty jesteś prefektem Ślizgonów? - spytał.
-Tak. - pokazałam mu odznakę.
-Powitaj nowego, drugiego prefekta! - uśmiechnął się.
-Jesteś prefektem? - zdziwiłam się.
-Właśnie dostałem odznakę. - znów się uśmiechnął.
-Co ty się tak dużo uśmiechasz? - zapytałam.
-Po prostu cieszę się, że objąłem wraz z tobą prefekturę! - po raz kolejny wyszczerzył kły.
-Ja już muszę wracać. - westchnęłam. Kątem oka widziałam grymas na jego twarzy.
-To pa! - krzyknął szczerząc śnieżno białe zęby pasujące do jego cudownych włosów. Co?! Wróć?! Ja tego nie pomyślałam.
-Pa. - westchnęłam. Wróciłam do przedziału, obok wejścia stali Albus i Hugo gotowi do walnięcia napastnika, walnęli mnie... Znów upadłam na Jamesa.
-Wy jesteście normalni?! - zapytałam przez zęby.
-Oj, ty chyba jeszcze dużo na mnie poleżysz. - zaśmiał się James. - Mniejsza o to, czego chciał ten kretyn?
-Pochwalić się, że ze mną będzie prefektem Slytherinu. - wyjaśniłam. - Cały czas się uśmiechał...
-Nic ci nie zrobił?! - krzyczał Albus.
-Al, jesteś moim kuzynem, ale nie musisz się tak o mnie martwić! - wrzasnęłam.
-Ale... ale... - zaczął.
-Nie ma żadnego 'ale'! - powiedziałam.
-Albus, daj już jej spokój, nie ma dwóch lat! - stwierdził James.
-Dla mnie i tak jest małą dziewczynką!
-Jesteśmy w tym samym wieku... - oburzyłam się.
-Oj, nie złość się na mnie! - uśmiechnął się jak idiota.
-Możecie się skończyć kłócić?! Za pół godziny będziemy w Hogwarcie, trzeba ubrać szaty. - zarządził Najstarszy.
-No Okej... - powiedzieliśmy z Albusem. Ubrałam szaty Ślizgonów, Albus również, a reszta Gryffindoru. Te pół godziny szybko zleciało, zostałam sama w przedziale. Usiadłam, nie trzeba było od razu wysiadać. Posiedziałam chwilę... Myślałam o osobie o której nie powinnam myśleć, a mianowicie o Malfoy'u, powinnam być od niego lepsza jak mówił tata, a tym czasem ja o nim myślę... Wreszcie wyszłam z miejsca w którym siedziałam, miałam dwie książki w rękach, wpadłam na kogoś. Wypadły mi.
-Przepraszam. - westchnęłam podnosząc jedną książkę, a potem drugą na której spotkały się nasze ręce, moje i Malfoy'a... - Ugh... znowu przepraszam.
-To ja powinienem cię przeprosić Weasley... - powiedział, grzywka opadła mi na oczy, Malfoy miał już ją zgarnąć za moje ucho, ale go walnęłam.
-Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam.
-Okej. - westchnął.
-Ja muszę już lecieć, bo Albus znów zrobi mi awanturę...
-Dobrze.... Pa. - powiedział. Wyszłam z pociągu, rodzinki już nie było. Byłam zmuszona jechać powozem z Malfoy'em, ledwo co się go pozbyłam, a znów muszę patrzeć w jego cudne stalowe oczy.... Co?! Wróć! Ja tak nie pomyślałam!!
-Znowu się spotykamy Weasley, będziemy jechać sami. - powiedział. - Daj pomogę ci z kuferm. 
-Muszę być na ciebie skazana?! - oburzyłam się.
-Najwidoczniej... - uśmiechnął się podle. Teraz tylko czekałam, aż będziemy w Hogwarcie, żeby nie patrzeć na jego okropnie cudowną mordę.... Co?! Nie, nie, nie, ja o tym nie pomyślałam! NagleScorpius wyciągnął zielone jabłko i zaczął je ochoczo jeść. Zaśmiałam się.
-Co się śmiejesz? - spytał.
-Nie ważne. - zaśmiałam sie ponownie. Malfoy spojarzał na mnie krzywo.
-Znam twoją słabość... - powiedział tajemniczo.
-Ta, napewno. - skrzywiłam się. - Niby co?
-Łaskotki... - skąd on wiedział.
-Nie, Malfoy, proszę! - błagałam.
-Pomyślę. I tak cię nie lubię. - powiedział i odsunął się odemnie. Spojarzałam na niego pytająco. Przez resztę drogi siedzieliśmy odwróceni do siebie plecami. Gdy już dotarliśmy, jak przystało na dżentelmena... nie wróć nic nie zrobił. Poszłam do Hogwartu, Scorpius mnie wołał, ale nie zwracałam na niego uwagi, chciałam jak najszybciej być w szkole. Weszłam spóźniona do Wielkiej Sali, zdarzyło się to co wcześniej... Albus się na mnie rzucił.
-Nic ci się nie stało Siostrzyczko?! - spytał zdenerwowany.
-Nic, poza tym że musiałam jechać w powozie z kretynem jedzącym jabłko... - wskazałam Malfoy'a.
-Zrobił ci coś?! - zapytał.
-Nie, Albi nie martw się tak o mnie. - rozkazałam. - Mógłbyś mnie puścić? Dusisz!
-Oj przepraszam, nie chciałem. - puścił mnie i dał mi buziaka w policzek.
-Gdybyś nie był moim kuzynem, to nie wyglądałoby dziwnie, ale nim jesteś więc nie całuj mnie w miejscu publicznym! - spiorunowałam go wzrokiem.
-Dobrze... - uśmiechnął się jak idiota, znów.
-Teraz, czy mogę zjeść w spokoju obiad? - spytałam.
-Oczywiście. - przepuścił mnie. Nie byłby sobą, gdyby za mną nie poszedł...
*
Po obiedzie poszliśmy do Salonu Ślizgonów, dlaczego los chciał, żeby on również trafił do Slytherinu?! O i akurat złożyło się tak, że nasz wspaniały Albusik, poprosił dyrektorkę żebym mogła mieć z nim pokój, bo się o mnie martwi. Zgodziła się. Wypakowaliśmy rzeczy, Al bacznie obserwował, żeby nic na mnie nie spadło. Czasem to denerwuje. Kiedyś mi powiedział, że jeśli by była potrzeba, umarł by dla mnie, a dla własnej siostry nie. Generalnie James i Albus nie przejmowali się małą Lizuską Lily, za to nią się przejmował Hugo mój cudowny brat (to był sarkazm). Stałam chwilę i patrzyłam się jak idiotka, na zdjęcie naszej rodzinki, James mnie trzymał na rękach, a Al dawał mi buziaka w policzek... Świetnie, nieprawdaż? Tacy kochający (aż przesadnie) kuzyni to skarb!
-Rose, nie śpimy! - zaśmiał się Albusik.
-Ja nie śpię. - wyjaśniłam. - Patrz! - pokazałam mu zdjęcie.
-Ach, wspomnienia! - westchnął.
-Pamiętasz? Było wspaniale! - uśmiechnęłam się.
-Wiesz dlaczego się tak o ciebie troszczę? - na jego twarzy pokazał się uśmiech.
-Nie wiem. - odparłam.
-Bo te wszystkie chwile zniknęły by, wyparowały jak mgła. - powiedział i przytulił mnie, pierwszy raz mnie nie dusił. Widziałam wzrok Albusa, wiedziałam o co mu chodzi.
-Teraz możesz, nikogo tu nie ma. - powiedziałam. Uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek.
-Dziękuję. - uśmiechnął się.
-Ależ, proszę bardzo. - przytulił mnie. - Nie duś! - warknęłam.
-Przepraszam. - wyszczerzył się, znowu mnie ścisnął. Jęknęłam, bo mnie to bolało.
-Ugh! Auuu! - krzyknęłam. - To boli Albus!
-Przepraszam! - powiedział przeciągając literę 'a' i już nawet mnie nie dotykał widząc mój wzrok. Poszłam do Salonu.
-Weasley! Potter cię gwałcił? - spytał z drwiącym uśmieszkiem Malfoy.
-Co?! - zaśmiałam się. - Masz plany?
-No bo tak jęczałaś i w ogóle... - westchnął. - Tak mam, chcesz? - pokiwałam głową.
-Coś za coś. - uśmiechnął się podle.
-Co masz na myśli? - zdziwiłam się. Pokazał palcem policzek. - Chcesz buziaka?!
-Tak, ale czymś więcej bym nie pogardził... - zboczeniec jeden.
-Ty, wielki Pan Malfoy, chcesz buziaczka ode mnie? - zaśmiałam się. - Myślisz, że jestem godna dotykania ustami twego policzka?
-No nie wiem... Chyba że wolisz... - zaczął.
-Nie kończ! - wrzasnęłam. Dałam mu tego całusa. - Zadowolony?
-Było wspaniale.... może coś więcej? - spytał. Wyrwałam mu plan lekcji i plan prefektóry.
-Dziękuję, pa. - odwróciłam się, puścił do mnie oko, trochę się przeraziłam. Wróciłam do dormitorium. Albus ponownie się na mnie rzucił.
-Nic ci się nie stało? - pokiwałam przecząco głową. - To dobrze.
-Mam plany. - dałam mu jeden. - Musiałam o nie walczyć jak lew...
-Bo? - spojrzał pytająco.
-Bo Malfoy je miał i wzamian chciał buziaka. - zaśmiałam się.
-Dałaś mu go? - spytał.
-Tak... Wiesz jak się cieszył? Pytał czy mógłby coś więcej. - wybuchłam śmiechem.
-Coś więcej? To znaczy? - spytał, ten wolno łapie o co chodzi.
-Jedno słowo wystarczy? - zapytałam. Pokiwał głową twierdząco. - Zboczeniec.
-Acha! - zrobił poważną minę. - Jak ja go dorwę! - krzyknął.
-Spokojnie.
-Zabije go, wydrapię mu oczy, uduszę! Powyrywam te farbowanie kudły! Gdyby James się dowiedział, byłby już w grobie! - denerwował się.
-Uspokój się! - przytuliłam go. - On to zrobił dla żartów.
-Ta, jasne. - prychnął.
-Albi skarbie, jak mu coś zrobisz napiszę do rodziców, moich i twoich, miałbyś pewny szlaban.
-Rosie skarbie nie zrobisz tego!
-Napewno? - spytałam z podłym uśmieszkiem.
-Bo powiem, że bujasz się w Scorpiusie! - zagroził.
-No okej... - powiedziałam z miną dziecka któremu zabrało się lizaka.
-Wiesz, że cię kocham Siostrzyczko? - spytał.
-Wiem Albusiku. - uśmiechnęłam się, a on mnie delikatnie walnął.
-Za co to? - spytałam.
-Nie nazywaj mnie Albusikiem! - tym razem on posłał mi wzrok bazyliszka.