Rozdział 3
Weszłam do dormitorium zadowolona z siebie. Położyłam się na łóżku. Dopiero po paru minutach zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam.
-Na Merlina! Co ja zrobiłam?! - krzyknęłam sama do siebie. Do pokoju wszedł Albus. Przytuliłam go.
-Dlaczego Malfoy ma twarz we krwi? - spytał zdziwiony.
-Bo go walnęłam. - powiedziałam rumieniąc się.
-Czy ty zwariowałaś?! - zapytał.
-Tak... - westchnęłam
-W sumie, dobrze mu tak. - zaśmiał się.
-No właśnie... - powiedziałam. - Będę miała przechlapane.
-Ale masz usprawiedliwienie, dlaczego to zrobiłaś. - próbował mnie pocieszać.
-Nie pomagasz Al. - westchnęłam. - Ja już muszę iść. - powiedziałam i wyszłam. Skierowałam się do dormitorium Malfoya. Siedział na łóżku.
-Czego chcesz Weasley? - spytał masując twarz.
-Przepraszam! - krzyknęłam. - Bardzo przepraszam!
-Myślisz, że ci wybaczę?! Walnęłaś mnie. - oburzył się.
-A ty próbowałeś naruszyć moją przestrzeń osobistą. - westchnęłam.
-Ja naprawdę nie pamiętam! - wrzasnął.
-I może jeszcze powiesz, że ktoś rzucił na ciebie Imperiusa? - spytałam z irytacją.
-Wiesz, że to możliwe.
-Ja i tak nie wiem czy mogę ci wierzyć, aczkolwiek bardzo cię przepraszam. - uśmiechnęłam się.
-Powiedzmy, że przyjmuje. - westchnął.
-Mam coś dla ciebie. - powiedziałam podając mu malutkie pudełeczko.
-Co to? - spytał.
-Otwórz to się przekonasz. - rzekłam. Otworzył pudełko, a w nim znajdował się zielony kamień.
-Eee... kamień? - spytał na co ja uśmiechnęłam się.
-To nie jest zwykły kamień, wkrótce się o tym przekonasz. - powiedziałam i wyszłam. Wyglądał na zdziwionego.
Perspektywa Scorpiusa.
O co chodzi Weasley? Nie ze mną w takie gierki się bawić! Chociaż nie powiem, bardzo mnie zaintrygował podarunek od niej. I ta cała szopka, że chciałem ją zgwałcić. Takiego czegoś nie zrobiłbym żadnej dziewczynie, nawet Weasley! Może rzeczywiście ktoś mnie zaczarował? Mniejsza o to, ból twarzy nie ustaje, nie ukrywajmy, ale walnąć to ona potrafi! Twarz mi trochę spuchła, ale nie wygląda tak źle. Dziś kolejny patrol, mam ochotę z nią szczerze pogadać. Poszedłem do biblioteki, chciałem znaleźć coś o kamieniach, bardzo mnie to intryguje. Przywitałam się z bibliotekarką. Przy jednym ze stołów siedział jej kuzyn - Albus Potter. Słyszałem zza ściany jak mówił, że chce mnie zabić, a tego bym nie chciał. Skierowałam się do działu o kamieniach i artefaktach, chwyciłam jedną
książkę o tytule: "Kamienie i ich magiczne zdolności". Znalazłem w niej skałkę, która była podobna do mojego podarka od Weasley, było tam napisane: "Gdy jedna osoba podaruje go drugiej (zwłaszcza w przypadku gdy kobieta wręczy go mężczyźnie) łączą się więzią, którą idzie przełamać jedynie silnymi zaklęciami. Kamień będzie zmieniać barwę w zależności jakie relacje są między tymi osobami. Osoba wręczająca musi mieć drugi taki sam kamień, bo znajduje się je "parami". Gdy kamienie obojga ludzi będą czerwone, w końcu się w sobie zakochają i nie będą w stanie pokochać kogoś innego". Przeraziłem się gdy to czytałem. W czasie kiedy bibliotekarką odwróciła się, po cichu wyrwałem tą kartkę.
Perspektywa Rose
Właśnie miałam iść do Salonu Ślizgonów, lecz zatrzymał mnie znajomy głos.
-Weasley! Stój! - bez wątpienia, był to Malfoy.
-Czego chcesz? - spytałam.
-Wyjaśnij mi to! - krzyknął podając mi jakąś kartkę.
-Zaraz, czy ty to wyrwałeś z książki? Może jeszcze z biblioteki? - przeczytałam. - Że co?!
-Słucham! - powiedział w oczekiwaniu na odpowiedź.
-No... ja... wiedziałam, że on ma moc, ale... ale to! - zająkałam się.
-No właśnie! - wrasznął.
-Ciekawe ile mamy czasu do "zakochania" się w sobie. - spytałam poirytowana.
-Nie wiem, ale jak najszybciej musimy zniszczyć ten kamień! - wrzasnął. Wyciągnął ową skalę, a ta zrobiła się niebiesko - czarna.
-Ta, świetnie! Zmienia kolor! - uśmiechnęłam się udawanie. - Może jakbyśmy się przytulili i powiedzieli pare miłych słów zmieniłby kolor... - zastanawiałam się na głos.
-Co?! Czy ty się słyszysz? - spytał zdziwiony.
-Ja... tylko.... się głośno... eeee... zastanawiam. - uśmiechnęłam sie głupio.
-Ojć i tak wszyscy wiedzą, że za mną szalejesz! - poprawił grzywkę. - Kochasz mnie, ale...
-Ja cie nie kocham! - przerwałam mu. - Jak można kochać kogoś, kto myśli tylko o sobie?!
-Wredna jesteś! - syknął i poszedł. Skierowałam się do Salonu Ślizgonów, a z tamtąd od razu do dormitorium. Siedział tam Albus i dobrze.
-Cześć Al! - uśmiechnęłam się.
-Hej, co tam? - spytał.
-Nic, tylko zostałam złączona z Malfoy'em nieodłączalną więzią, phi co tam! - zaśmiałam się.
-Co? - zapytał zdziwiony.
-Bo wiesz, ja miałam te dwa kamyki... i na przeprosiny dałam jeden temu idiocie, a on przeczytał, że przez te kamienie się zakochamy, w SOBIE! - uśmiechnęłam się z zażenowaniem.
-Świetnie! Ty zawsze musisz się wpakować w jakieś kłopoty! - poklepał mnie po ramieniu.
-Mniejsza o to! To graniczy z zerem, dziś znów się pokłóciliśmy i jeśli nie będzie próbował naruszyć mojej prywatności na patrolu, będzie dobrze. - pokazałam kciuka w górę.
-Taaa.... - westchnął. - Patrz lepiej co rodzice przysłali! Dla ciebie i dla mnie! - uśmiechnął się podając mi moją paczkę.
-Wow! Przecież... to najnowsza miotła z ligi quidditcha! Czasozatrzymywacz*! - zdziwiłam się.
-Mama załatwiła! - zaśmiał się. Na Merlina jak ja kocham ciocię Ginny!
-Jak ja kocham twoją mamę! - westchnęłam.
-Wiem... ale mnie bardziej. - zrobił słodkie oczy.
-No oczywiście braciszku! - powiedziałam i poczochrałam jego włosy.
-Fryzurę, niszczysz! - krzyknął, a słodkie oczka zniknęły.
-Oj, dobrze, dobrze! - uniosłam ręcę w geście poddania.
-Taa... - westchnął.
-Tylko jak na złość! Nie gram na pozycji jakiej chcę, bo Malfoy! - wrzasnęłam.
-Jemu ojciec każe być szukającym... - powiedział.
-Ale mi się nie uśmiecha grać na pozycji ścigającego! - oburzyłam się.
-Wiem, wiem... ale jesteś w tym naprawdę dobra! - uśmiechnął się.
-No, bo oczywiście w Slytherinie liczą się wpływy, a nie talent... - westchnęłam.
-Merlinie, jak ja się nie mogę doczekać Świąt! - krzyknął.
-Ja też, nie martw się. Mam nadzieję, że mi fajny prezent kupisz. - tym razem ja zrobiłam maślane oczy.
-No oczywiście! - uśmiechnął się.
-Ja myślę! - krzyknęłam.
-Zbiliża się patrol, musisz iść! - troszkę posmutniał.
-Tak, tak wiem. - uśmiechnęłam się. - Idę się przebrać. - powiedziałam i skierowałam się do szafy, wzięłam czarną koszulkę na ramiączkach i czarne rurki, wszystko to miało srebrne, błyszczące ozdoby. Poszłam się ubrać, umyłam się, od razu po wyjściu się pomalowałam i uczesałam, ale tym razem włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyglądałam całkiem, całkiem...
-Wow, ślicznie wyglądasz! - uśmiechnął się Albus. - Nie będzie ci zimno?
-Oj, nie martw się. - pogłaskałam go. Na pożegnanie go przytuliłam, a on mi dał buziaka. Poszłam w standardowe miejsce spotkań z Malfoy'em. Jak zawsze się spóźnił...
-Dlaczego się spóźniłeś? - spytałam.
-Musiałem się przygotować.
-Hę? Do czego? - zapytałam.
-No do patrolu... - powiedział z poważną miną.
-I dzisiaj nawet nie myśl mnie obmacywać! - krzyknęłam.
-Okej, mówiłem już, że ja nic nie pamiętam!
-Taaa... - westchnęłam. - Idziesz do lochów i na parter.
-Dzisiaj, ty tam idziesz.
-Ugh! No dobra! - zgodziłam się i poszłam do podziemi. Nie chciałam tam chodzić podczas patroli, bo w nocy było tam ciemno i strasznie. Chodziłam bez celu po tych korytarzach. Z jednej z nieużywanych sali usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, podeszłam tam. Spojrzałam przez dziurkę na klucz, nic nie widziałam. Drzwi były otwarte, weszłam. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało, na ziemi leżał Zabini, cały we krwi.
-Merlinie! Damian! - zmartwiłam się. - Nie odchodź! Patrz na mnie!
-Spokojnie Rose. - uspokoił mnie.
-Ufff.... ty żyjesz! - uspokoiłam się i go przytuliłam.
-Ale czułości. - uśmiechnął się.
-Powiedz, co się stało? - zamrtwiłam się, znowu.
-Ktoś mnie zaciągnął tutaj i rzucił na mnie Sectumsempre** i pobił. - kaszlnął.
-Jezu Damian! Cieszę się, że ci nic nie jest! - cały czas go przytulałam.
-A ja się cieszę, że jesteś. - na te słowa odwzajemnił mój uścisk. Do sali wszedł Malfoy.
-Aaa.., to ja nie przeszkadzam... - powiedział i odwrócił się.
-W czym? Ja sobie po prostu na nim leżę. - zaśmiałam się.
-No w tym... tym.... - zrobił się czerwony.
-Hahaha... dobry żart. Po prostu ktoś go zranił. - wyjaśniłam. - A nawet jeśli, to co ci do tego? - spytałam, a Damian się zarumienił.
-Nic... tylko.... po prostu. - zająkał się.
-Nie martw się, Zabini nie próbowałby mnie zgwałcić tak jak ty. - powiedziałam z irytacją.
-Scorpius! Jak śmiałeś coś takiego zrobić?! - spytał zdenerwowany Damian.
-To nie jest tak! - krzyknął Malfoy.
-A jak? Takie traktowanie, kobiet? Jesteś nic nie wartym śmieciem robiąc tak! - Damian krzyknął i go popchnął.
-Ale Zabini!
-Skończcie się kłócić. Scorpius to zrobił, bo był pod wpływem czarów! I tak niedługo się w sobie zakochamy... - westchnęłam.
-Właśnie co do tego czytałem, że te zaklęcia które to mogą wstrzymać to miłość! - uśmiechnął się.
-Naprawdę? Super! Tylko mnie nikt nie kocha! - westchnęłam. - Bo rodzina się nie liczy!
-Ja znam kogoś kto cię kocha, tylko nie mogę ci powiedzieć... bo ta osoba prosiła. - powiedział Zabini.
-Acha... - westchnęłam. - Nie możesz powiedzieć? - przytuliłam go.
-Dowiesz się, w swoim czasie. - uśmiechnął się i uścisnął mnie.
-Taaa... amorki was trafiły? - spytał poirytowany Malfoy.
-Hahaha... bardzo śmieszne. - powiedzieliśmy z Zabinim.
-Dobra Damian idź spać, nie wydamy cię nauczycielom. - uśmiechnęłam się.
-Pa. - na pożegnanie mnie przytulił. Gdy już poszedł Malfoy zaczął swoje...
-Zakochana para, Damian i Roseanna! - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne, Malfoy! - warknęłam.
-No, bez wątpienia. - uśmiechnął się tym swoim, obleśnym... ugh!
-Tak się składa, że muszę już iść. Patrol dobiegł końca! Nara. - wysyczałam i poszłam do Salonu Ślizgonów.
Perspektywa Scorpiusa
Coś między Damianem i Rose?! Nie to niemożliwe, chociaż w sumie. Od pierwszej klasy, on się tak jakoś dziwnie na nią patrzył... ale ona i tak będzie moja! Co?! Wróć!
Perspektywa Damiana
Tak, bez wątpienia mówiąc o chłopaku który ją kocha, chodziło o mnie. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, od pierwszej klasy. Gdy była jeszcze malutką i bezbronną jedenastolatką, a teraz jak walnęła Malfoya, to hoho, miał twarz całą we krwi... Także stwierdzam, że jest najładniejszą dziewczyną w szkole i żadna się z nią nie może równać! Tylko ci jej kuzynie, głównie Albus cały czas za nią chodzą, to w sumie dobrze, że ma ochronę. Usiadłem przed kominkiem, gdy nagle przyszła ONA.
-O hej Rose... - uśmiechnąłem się.
-Cześć Damian! - również się uśmiechnęła. - Co tu jeszcze robisz?
-Nie umiałem zasnąć. - wyjaśniłem.
-Oj, współczuje, też tak miałam. Wiesz co, Malfoy mówił o nas coś takiego "Zakochana para, Damian i Roseanna." - zaśmiała się, ona ma taki ładny uśmiech.
-Heh, co za idiota. - zaśmiałem się.
-Myślałam, że się przyjaźnicie!
-Tylko dlatego, że nasi rodzice są przyjaciółmi.
-Tak przy okazji. Jeśli pozwolisz jak się nazywają twoi rodzice i kim są? - uśmiechnęła się.
-Tata nazywa się Blaise Zabini i jest nauczycielem Eliksirów, a mama się nazywa Sabrina Zabini i jest kuzynką ojca Scorpiusa, a jest nauczycielką OPCM w naszej szkole. - wyjaśniłem.
-A no tak... miła kobieta.
-I moja matka jest metamorfomagiem, ale nie odziedziczyłem tej zdolności... w sumie dobrze, nie chciałbym mieć różowych włosów. - zaśmiałem się, a ona mnie przytuliła. - Jesteś najmilszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem!
-Dziękuję! Ty również, ale chłopakiem. - zaśmiała się.
-Wiesz co muszę już iść, spotkajmy się jutro o 18 pod pokojem życzeń.
-Okej. - zgodziła się. - Poczekaj! - zawołała i mnie przytuliła, a po tym pocałowała. - Bez pożegnania się nie odchodzi. Pa.
-Pa... - powiedziałem i poszedłem spać. Ona jest taka słodka!
Perspektywa Rose
Nie sądziłam, że tak się zaprzyjaźnie z Damianem, dobra, dobra zaprzyjaźnienie to... to niefortunne określenie, po tym co się zdarzyło. Weszłam do dormitorium, czułam się samotna widząc śpiącego Albusa, ale poszłam do łazienki i przebrałam w piżamę. Jak przystało na normalną kuzynkę wlazłam mu do łóżka, przecież powiedział, że mogę z nim spać kiedy tylko zechcę, więc co mi tam. Śnił mi się Damian. Siedzieliśmy pod drzewem, dokładniej wierzbą. Przytulaliśmy się, Zabini cały czas się uśmiechał, a ja odwzajemniałam ten gest. Rozmawialiśmy o czymś, w końcu się pocałowaliśmy i przyszedł Scorpius, siłą mnie odciągnął od Damiana i zaprowadził do łazienki Jęczącej Marty, a tam wyznał mi wielką miłość, jak sądziłam kamień był czerwony. Ja do niego tej miłości nie czułam, mnie coś ciągnęło do Zabini'ego. Scorpius cały czas za mną chodził, miałam tego dość i zostaliśmy parą, wzięliśmy ślub, a Damian umarł z miłości do mnie. Obudziłam się z krzykiem, bo w tym momencie Zabini umierał. Albus już nie spał, bo był ranek, wybiegł do pokoju w samym ręczniku.
-Co się stało? - spytał zdziwiony.
-Nic, sen. - wyjaśniłam i wybuchłam śmiechem.
-No co?
-Fajnie wyglądasz. - pokazałam kciuka w górę i się rozpłakałam ze śmiechu.
-Bardzo śmieszne... - powiedział i wrócił do łazienki. Był już normalny tydzień, wzięłam szaty i czakałam, aż łazienka się zwolni. Gdy już była wolna, poszłam się przytgotować do lekcji. Jak wychodziłam wzięłam książki oraz Albusa i poszliśmy na lekcje. Teraz mieliśmy eliksiry z profesorem Blaisem Zabini. Jest bardzo miły, ale nie dla wszystkich. Niestety nie jest opekunem Ślizgonów, nim jest matka Damiana, a zarazem ciotka Scorpiusa i żona tego nauczyciela.
-Kto wie co to jest? - spytał odkrywając pokrywkę z kociołka. Moją ręką wystrzeliła do góry. - Panno Weasley?
-To jest Amortencja, najsilniejszy eliksir miłosny. Jest bardzo ciekawy, ponieważ gdy się go wącha każdy czuje inny zapach, w zależności co lubi. Ja na przykład czuje czekoladę, róże oraz perfumy pewnej osoby. - zarumieniłam się, czułam perfumy Scorpiusa.
-Bardzo dobrze panno Weasley. - uśmiechnął się ciepło. - Ale to nie jest temat lekcji. Tematem lekcji jest Eliksir Słodkiego Snu, powoduje natychmiastowe zaśnięcie. Osoba której się go poda, nie ma snów. Używają go w szpitalach. Będziecie go ważyć, a nagrodą będzie to. - powiedział i pokazał małą fiolkę. - Ktoś wie co to? - spytała. Moja ręka znów wystrzeliła w górę. - Panno Weasley?
-Felix Felicis, inaczej płynne szczęście. - powiedziałam.
-Bardzo dobrze. I to będzie nagroda dla najlepszej lub najlepszego z was. - uśmiechnął się. - Bierzcie się do pracy. - rzekł i wszyscy ruszyli jak z procy. Otworzyłam książkę, gdzie były wskazówki do wykonania tego eliksiru. Dziwne, miałam poskreślane formuły i zastąpione innymi, postanowiłam robić tym zmienionymi, bo tamtych nie było widać.
*
Skończyłam, inni również. Profesor Zabini podchodził do każdego i sprawdzał, a robił to takim sposobem, że było tyle skrzatów ile osób i każdemu podawał eliksir. Ja byłam ostatnia i tylko gdy podał mój eliksir skrzat zasnął.
-Brawo! - wszyscy zaczęli klaskać. - Oto twoja nagroda! - powiedział podając mi fiolkę. - Nie zmarnuj go. - uśmiechnął się. Dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością, chłopcy również. Wyszliśmy z lekcji. Zatrzymał mnie Al.
-Gratulacje Siostrzyczko. - powiedział z uśmiechem.
-Dziękuje braciszku.
-Jak go wykorzystasz? - spytał z ciekawością.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - spojrzał na mnie oburzony. - Nie wiem.
-Pomijając fakt, że ty i bez niego masz szczęście. - spojrzał z żalem. - Słyszałem, że wczoraj całowalaś sie z Damianem i, że amorek was trafił. - zaśmiał się.
-Malfoy. Grrrr. - zdenerwowałam się. - Ja tego pedzia kiedyś zabije!
-Spokojnie księżniczko! - przytulił mnie. - Złość piękności szkodzi.
-Nie, definitywnie to jest nie możliwe! - krzyknęłam.
-Ale co? - spytał z tępą miną.
-Miłość. - powiedziałam.
-Dalej nie rozumiem!
-No miłość, moja i Malfoya! - powiedziałam z irytacją. - Nie nawidzę jego i tych przeklętych kamieni!
-Spokojnie. Rosie. - powiedział ktoś i zasłonił mi oczy.
-Albus! - to nie był on.
-To nie Albus. - zaśmiał się.
-Damian! - zdjęłam jego ręce z moich oczu i go przytuliłam.
-Co tam? - spytał.
-Dobrze, byłeś na eliksirach, wygrałam Felix Felicis. - uśmiechnęłam się.
-Jak go wykorzystasz? - zapytał.
-Nie wie...
Weszłam do dormitorium zadowolona z siebie. Położyłam się na łóżku. Dopiero po paru minutach zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam.
-Na Merlina! Co ja zrobiłam?! - krzyknęłam sama do siebie. Do pokoju wszedł Albus. Przytuliłam go.
-Dlaczego Malfoy ma twarz we krwi? - spytał zdziwiony.
-Bo go walnęłam. - powiedziałam rumieniąc się.
-Czy ty zwariowałaś?! - zapytał.
-Tak... - westchnęłam
-W sumie, dobrze mu tak. - zaśmiał się.
-No właśnie... - powiedziałam. - Będę miała przechlapane.
-Ale masz usprawiedliwienie, dlaczego to zrobiłaś. - próbował mnie pocieszać.
-Nie pomagasz Al. - westchnęłam. - Ja już muszę iść. - powiedziałam i wyszłam. Skierowałam się do dormitorium Malfoya. Siedział na łóżku.
-Czego chcesz Weasley? - spytał masując twarz.
-Przepraszam! - krzyknęłam. - Bardzo przepraszam!
-Myślisz, że ci wybaczę?! Walnęłaś mnie. - oburzył się.
-A ty próbowałeś naruszyć moją przestrzeń osobistą. - westchnęłam.
-Ja naprawdę nie pamiętam! - wrzasnął.
-I może jeszcze powiesz, że ktoś rzucił na ciebie Imperiusa? - spytałam z irytacją.
-Wiesz, że to możliwe.
-Ja i tak nie wiem czy mogę ci wierzyć, aczkolwiek bardzo cię przepraszam. - uśmiechnęłam się.
-Powiedzmy, że przyjmuje. - westchnął.
-Mam coś dla ciebie. - powiedziałam podając mu malutkie pudełeczko.
-Co to? - spytał.
-Otwórz to się przekonasz. - rzekłam. Otworzył pudełko, a w nim znajdował się zielony kamień.
-Eee... kamień? - spytał na co ja uśmiechnęłam się.
-To nie jest zwykły kamień, wkrótce się o tym przekonasz. - powiedziałam i wyszłam. Wyglądał na zdziwionego.
Perspektywa Scorpiusa.
O co chodzi Weasley? Nie ze mną w takie gierki się bawić! Chociaż nie powiem, bardzo mnie zaintrygował podarunek od niej. I ta cała szopka, że chciałem ją zgwałcić. Takiego czegoś nie zrobiłbym żadnej dziewczynie, nawet Weasley! Może rzeczywiście ktoś mnie zaczarował? Mniejsza o to, ból twarzy nie ustaje, nie ukrywajmy, ale walnąć to ona potrafi! Twarz mi trochę spuchła, ale nie wygląda tak źle. Dziś kolejny patrol, mam ochotę z nią szczerze pogadać. Poszedłem do biblioteki, chciałem znaleźć coś o kamieniach, bardzo mnie to intryguje. Przywitałam się z bibliotekarką. Przy jednym ze stołów siedział jej kuzyn - Albus Potter. Słyszałem zza ściany jak mówił, że chce mnie zabić, a tego bym nie chciał. Skierowałam się do działu o kamieniach i artefaktach, chwyciłam jedną
książkę o tytule: "Kamienie i ich magiczne zdolności". Znalazłem w niej skałkę, która była podobna do mojego podarka od Weasley, było tam napisane: "Gdy jedna osoba podaruje go drugiej (zwłaszcza w przypadku gdy kobieta wręczy go mężczyźnie) łączą się więzią, którą idzie przełamać jedynie silnymi zaklęciami. Kamień będzie zmieniać barwę w zależności jakie relacje są między tymi osobami. Osoba wręczająca musi mieć drugi taki sam kamień, bo znajduje się je "parami". Gdy kamienie obojga ludzi będą czerwone, w końcu się w sobie zakochają i nie będą w stanie pokochać kogoś innego". Przeraziłem się gdy to czytałem. W czasie kiedy bibliotekarką odwróciła się, po cichu wyrwałem tą kartkę.
Perspektywa Rose
Właśnie miałam iść do Salonu Ślizgonów, lecz zatrzymał mnie znajomy głos.
-Weasley! Stój! - bez wątpienia, był to Malfoy.
-Czego chcesz? - spytałam.
-Wyjaśnij mi to! - krzyknął podając mi jakąś kartkę.
-Zaraz, czy ty to wyrwałeś z książki? Może jeszcze z biblioteki? - przeczytałam. - Że co?!
-Słucham! - powiedział w oczekiwaniu na odpowiedź.
-No... ja... wiedziałam, że on ma moc, ale... ale to! - zająkałam się.
-No właśnie! - wrasznął.
-Ciekawe ile mamy czasu do "zakochania" się w sobie. - spytałam poirytowana.
-Nie wiem, ale jak najszybciej musimy zniszczyć ten kamień! - wrzasnął. Wyciągnął ową skalę, a ta zrobiła się niebiesko - czarna.
-Ta, świetnie! Zmienia kolor! - uśmiechnęłam się udawanie. - Może jakbyśmy się przytulili i powiedzieli pare miłych słów zmieniłby kolor... - zastanawiałam się na głos.
-Co?! Czy ty się słyszysz? - spytał zdziwiony.
-Ja... tylko.... się głośno... eeee... zastanawiam. - uśmiechnęłam sie głupio.
-Ojć i tak wszyscy wiedzą, że za mną szalejesz! - poprawił grzywkę. - Kochasz mnie, ale...
-Ja cie nie kocham! - przerwałam mu. - Jak można kochać kogoś, kto myśli tylko o sobie?!
-Wredna jesteś! - syknął i poszedł. Skierowałam się do Salonu Ślizgonów, a z tamtąd od razu do dormitorium. Siedział tam Albus i dobrze.
-Cześć Al! - uśmiechnęłam się.
-Hej, co tam? - spytał.
-Nic, tylko zostałam złączona z Malfoy'em nieodłączalną więzią, phi co tam! - zaśmiałam się.
-Co? - zapytał zdziwiony.
-Bo wiesz, ja miałam te dwa kamyki... i na przeprosiny dałam jeden temu idiocie, a on przeczytał, że przez te kamienie się zakochamy, w SOBIE! - uśmiechnęłam się z zażenowaniem.
-Świetnie! Ty zawsze musisz się wpakować w jakieś kłopoty! - poklepał mnie po ramieniu.
-Mniejsza o to! To graniczy z zerem, dziś znów się pokłóciliśmy i jeśli nie będzie próbował naruszyć mojej prywatności na patrolu, będzie dobrze. - pokazałam kciuka w górę.
-Taaa.... - westchnął. - Patrz lepiej co rodzice przysłali! Dla ciebie i dla mnie! - uśmiechnął się podając mi moją paczkę.
-Wow! Przecież... to najnowsza miotła z ligi quidditcha! Czasozatrzymywacz*! - zdziwiłam się.
-Mama załatwiła! - zaśmiał się. Na Merlina jak ja kocham ciocię Ginny!
-Jak ja kocham twoją mamę! - westchnęłam.
-Wiem... ale mnie bardziej. - zrobił słodkie oczy.
-No oczywiście braciszku! - powiedziałam i poczochrałam jego włosy.
-Fryzurę, niszczysz! - krzyknął, a słodkie oczka zniknęły.
-Oj, dobrze, dobrze! - uniosłam ręcę w geście poddania.
-Taa... - westchnął.
-Tylko jak na złość! Nie gram na pozycji jakiej chcę, bo Malfoy! - wrzasnęłam.
-Jemu ojciec każe być szukającym... - powiedział.
-Ale mi się nie uśmiecha grać na pozycji ścigającego! - oburzyłam się.
-Wiem, wiem... ale jesteś w tym naprawdę dobra! - uśmiechnął się.
-No, bo oczywiście w Slytherinie liczą się wpływy, a nie talent... - westchnęłam.
-Merlinie, jak ja się nie mogę doczekać Świąt! - krzyknął.
-Ja też, nie martw się. Mam nadzieję, że mi fajny prezent kupisz. - tym razem ja zrobiłam maślane oczy.
-No oczywiście! - uśmiechnął się.
-Ja myślę! - krzyknęłam.
-Zbiliża się patrol, musisz iść! - troszkę posmutniał.
-Tak, tak wiem. - uśmiechnęłam się. - Idę się przebrać. - powiedziałam i skierowałam się do szafy, wzięłam czarną koszulkę na ramiączkach i czarne rurki, wszystko to miało srebrne, błyszczące ozdoby. Poszłam się ubrać, umyłam się, od razu po wyjściu się pomalowałam i uczesałam, ale tym razem włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyglądałam całkiem, całkiem...
-Wow, ślicznie wyglądasz! - uśmiechnął się Albus. - Nie będzie ci zimno?
-Oj, nie martw się. - pogłaskałam go. Na pożegnanie go przytuliłam, a on mi dał buziaka. Poszłam w standardowe miejsce spotkań z Malfoy'em. Jak zawsze się spóźnił...
-Dlaczego się spóźniłeś? - spytałam.
-Musiałem się przygotować.
-Hę? Do czego? - zapytałam.
-No do patrolu... - powiedział z poważną miną.
-I dzisiaj nawet nie myśl mnie obmacywać! - krzyknęłam.
-Okej, mówiłem już, że ja nic nie pamiętam!
-Taaa... - westchnęłam. - Idziesz do lochów i na parter.
-Dzisiaj, ty tam idziesz.
-Ugh! No dobra! - zgodziłam się i poszłam do podziemi. Nie chciałam tam chodzić podczas patroli, bo w nocy było tam ciemno i strasznie. Chodziłam bez celu po tych korytarzach. Z jednej z nieużywanych sali usłyszałam jakiś dziwny dźwięk, podeszłam tam. Spojrzałam przez dziurkę na klucz, nic nie widziałam. Drzwi były otwarte, weszłam. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało, na ziemi leżał Zabini, cały we krwi.
-Merlinie! Damian! - zmartwiłam się. - Nie odchodź! Patrz na mnie!
-Spokojnie Rose. - uspokoił mnie.
-Ufff.... ty żyjesz! - uspokoiłam się i go przytuliłam.
-Ale czułości. - uśmiechnął się.
-Powiedz, co się stało? - zamrtwiłam się, znowu.
-Ktoś mnie zaciągnął tutaj i rzucił na mnie Sectumsempre** i pobił. - kaszlnął.
-Jezu Damian! Cieszę się, że ci nic nie jest! - cały czas go przytulałam.
-A ja się cieszę, że jesteś. - na te słowa odwzajemnił mój uścisk. Do sali wszedł Malfoy.
-Aaa.., to ja nie przeszkadzam... - powiedział i odwrócił się.
-W czym? Ja sobie po prostu na nim leżę. - zaśmiałam się.
-No w tym... tym.... - zrobił się czerwony.
-Hahaha... dobry żart. Po prostu ktoś go zranił. - wyjaśniłam. - A nawet jeśli, to co ci do tego? - spytałam, a Damian się zarumienił.
-Nic... tylko.... po prostu. - zająkał się.
-Nie martw się, Zabini nie próbowałby mnie zgwałcić tak jak ty. - powiedziałam z irytacją.
-Scorpius! Jak śmiałeś coś takiego zrobić?! - spytał zdenerwowany Damian.
-To nie jest tak! - krzyknął Malfoy.
-A jak? Takie traktowanie, kobiet? Jesteś nic nie wartym śmieciem robiąc tak! - Damian krzyknął i go popchnął.
-Ale Zabini!
-Skończcie się kłócić. Scorpius to zrobił, bo był pod wpływem czarów! I tak niedługo się w sobie zakochamy... - westchnęłam.
-Właśnie co do tego czytałem, że te zaklęcia które to mogą wstrzymać to miłość! - uśmiechnął się.
-Naprawdę? Super! Tylko mnie nikt nie kocha! - westchnęłam. - Bo rodzina się nie liczy!
-Ja znam kogoś kto cię kocha, tylko nie mogę ci powiedzieć... bo ta osoba prosiła. - powiedział Zabini.
-Acha... - westchnęłam. - Nie możesz powiedzieć? - przytuliłam go.
-Dowiesz się, w swoim czasie. - uśmiechnął się i uścisnął mnie.
-Taaa... amorki was trafiły? - spytał poirytowany Malfoy.
-Hahaha... bardzo śmieszne. - powiedzieliśmy z Zabinim.
-Dobra Damian idź spać, nie wydamy cię nauczycielom. - uśmiechnęłam się.
-Pa. - na pożegnanie mnie przytulił. Gdy już poszedł Malfoy zaczął swoje...
-Zakochana para, Damian i Roseanna! - zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne, Malfoy! - warknęłam.
-No, bez wątpienia. - uśmiechnął się tym swoim, obleśnym... ugh!
-Tak się składa, że muszę już iść. Patrol dobiegł końca! Nara. - wysyczałam i poszłam do Salonu Ślizgonów.
Perspektywa Scorpiusa
Coś między Damianem i Rose?! Nie to niemożliwe, chociaż w sumie. Od pierwszej klasy, on się tak jakoś dziwnie na nią patrzył... ale ona i tak będzie moja! Co?! Wróć!
Perspektywa Damiana
Tak, bez wątpienia mówiąc o chłopaku który ją kocha, chodziło o mnie. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, od pierwszej klasy. Gdy była jeszcze malutką i bezbronną jedenastolatką, a teraz jak walnęła Malfoya, to hoho, miał twarz całą we krwi... Także stwierdzam, że jest najładniejszą dziewczyną w szkole i żadna się z nią nie może równać! Tylko ci jej kuzynie, głównie Albus cały czas za nią chodzą, to w sumie dobrze, że ma ochronę. Usiadłem przed kominkiem, gdy nagle przyszła ONA.
-O hej Rose... - uśmiechnąłem się.
-Cześć Damian! - również się uśmiechnęła. - Co tu jeszcze robisz?
-Nie umiałem zasnąć. - wyjaśniłem.
-Oj, współczuje, też tak miałam. Wiesz co, Malfoy mówił o nas coś takiego "Zakochana para, Damian i Roseanna." - zaśmiała się, ona ma taki ładny uśmiech.
-Heh, co za idiota. - zaśmiałem się.
-Myślałam, że się przyjaźnicie!
-Tylko dlatego, że nasi rodzice są przyjaciółmi.
-Tak przy okazji. Jeśli pozwolisz jak się nazywają twoi rodzice i kim są? - uśmiechnęła się.
-Tata nazywa się Blaise Zabini i jest nauczycielem Eliksirów, a mama się nazywa Sabrina Zabini i jest kuzynką ojca Scorpiusa, a jest nauczycielką OPCM w naszej szkole. - wyjaśniłem.
-A no tak... miła kobieta.
-I moja matka jest metamorfomagiem, ale nie odziedziczyłem tej zdolności... w sumie dobrze, nie chciałbym mieć różowych włosów. - zaśmiałem się, a ona mnie przytuliła. - Jesteś najmilszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem!
-Dziękuję! Ty również, ale chłopakiem. - zaśmiała się.
-Wiesz co muszę już iść, spotkajmy się jutro o 18 pod pokojem życzeń.
-Okej. - zgodziła się. - Poczekaj! - zawołała i mnie przytuliła, a po tym pocałowała. - Bez pożegnania się nie odchodzi. Pa.
-Pa... - powiedziałem i poszedłem spać. Ona jest taka słodka!
Perspektywa Rose
Nie sądziłam, że tak się zaprzyjaźnie z Damianem, dobra, dobra zaprzyjaźnienie to... to niefortunne określenie, po tym co się zdarzyło. Weszłam do dormitorium, czułam się samotna widząc śpiącego Albusa, ale poszłam do łazienki i przebrałam w piżamę. Jak przystało na normalną kuzynkę wlazłam mu do łóżka, przecież powiedział, że mogę z nim spać kiedy tylko zechcę, więc co mi tam. Śnił mi się Damian. Siedzieliśmy pod drzewem, dokładniej wierzbą. Przytulaliśmy się, Zabini cały czas się uśmiechał, a ja odwzajemniałam ten gest. Rozmawialiśmy o czymś, w końcu się pocałowaliśmy i przyszedł Scorpius, siłą mnie odciągnął od Damiana i zaprowadził do łazienki Jęczącej Marty, a tam wyznał mi wielką miłość, jak sądziłam kamień był czerwony. Ja do niego tej miłości nie czułam, mnie coś ciągnęło do Zabini'ego. Scorpius cały czas za mną chodził, miałam tego dość i zostaliśmy parą, wzięliśmy ślub, a Damian umarł z miłości do mnie. Obudziłam się z krzykiem, bo w tym momencie Zabini umierał. Albus już nie spał, bo był ranek, wybiegł do pokoju w samym ręczniku.
-Co się stało? - spytał zdziwiony.
-Nic, sen. - wyjaśniłam i wybuchłam śmiechem.
-No co?
-Fajnie wyglądasz. - pokazałam kciuka w górę i się rozpłakałam ze śmiechu.
-Bardzo śmieszne... - powiedział i wrócił do łazienki. Był już normalny tydzień, wzięłam szaty i czakałam, aż łazienka się zwolni. Gdy już była wolna, poszłam się przytgotować do lekcji. Jak wychodziłam wzięłam książki oraz Albusa i poszliśmy na lekcje. Teraz mieliśmy eliksiry z profesorem Blaisem Zabini. Jest bardzo miły, ale nie dla wszystkich. Niestety nie jest opekunem Ślizgonów, nim jest matka Damiana, a zarazem ciotka Scorpiusa i żona tego nauczyciela.
-Kto wie co to jest? - spytał odkrywając pokrywkę z kociołka. Moją ręką wystrzeliła do góry. - Panno Weasley?
-To jest Amortencja, najsilniejszy eliksir miłosny. Jest bardzo ciekawy, ponieważ gdy się go wącha każdy czuje inny zapach, w zależności co lubi. Ja na przykład czuje czekoladę, róże oraz perfumy pewnej osoby. - zarumieniłam się, czułam perfumy Scorpiusa.
-Bardzo dobrze panno Weasley. - uśmiechnął się ciepło. - Ale to nie jest temat lekcji. Tematem lekcji jest Eliksir Słodkiego Snu, powoduje natychmiastowe zaśnięcie. Osoba której się go poda, nie ma snów. Używają go w szpitalach. Będziecie go ważyć, a nagrodą będzie to. - powiedział i pokazał małą fiolkę. - Ktoś wie co to? - spytała. Moja ręka znów wystrzeliła w górę. - Panno Weasley?
-Felix Felicis, inaczej płynne szczęście. - powiedziałam.
-Bardzo dobrze. I to będzie nagroda dla najlepszej lub najlepszego z was. - uśmiechnął się. - Bierzcie się do pracy. - rzekł i wszyscy ruszyli jak z procy. Otworzyłam książkę, gdzie były wskazówki do wykonania tego eliksiru. Dziwne, miałam poskreślane formuły i zastąpione innymi, postanowiłam robić tym zmienionymi, bo tamtych nie było widać.
*
Skończyłam, inni również. Profesor Zabini podchodził do każdego i sprawdzał, a robił to takim sposobem, że było tyle skrzatów ile osób i każdemu podawał eliksir. Ja byłam ostatnia i tylko gdy podał mój eliksir skrzat zasnął.
-Brawo! - wszyscy zaczęli klaskać. - Oto twoja nagroda! - powiedział podając mi fiolkę. - Nie zmarnuj go. - uśmiechnął się. Dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością, chłopcy również. Wyszliśmy z lekcji. Zatrzymał mnie Al.
-Gratulacje Siostrzyczko. - powiedział z uśmiechem.
-Dziękuje braciszku.
-Jak go wykorzystasz? - spytał z ciekawością.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - spojrzał na mnie oburzony. - Nie wiem.
-Pomijając fakt, że ty i bez niego masz szczęście. - spojrzał z żalem. - Słyszałem, że wczoraj całowalaś sie z Damianem i, że amorek was trafił. - zaśmiał się.
-Malfoy. Grrrr. - zdenerwowałam się. - Ja tego pedzia kiedyś zabije!
-Spokojnie księżniczko! - przytulił mnie. - Złość piękności szkodzi.
-Nie, definitywnie to jest nie możliwe! - krzyknęłam.
-Ale co? - spytał z tępą miną.
-Miłość. - powiedziałam.
-Dalej nie rozumiem!
-No miłość, moja i Malfoya! - powiedziałam z irytacją. - Nie nawidzę jego i tych przeklętych kamieni!
-Spokojnie. Rosie. - powiedział ktoś i zasłonił mi oczy.
-Albus! - to nie był on.
-To nie Albus. - zaśmiał się.
-Damian! - zdjęłam jego ręce z moich oczu i go przytuliłam.
-Co tam? - spytał.
-Dobrze, byłeś na eliksirach, wygrałam Felix Felicis. - uśmiechnęłam się.
-Jak go wykorzystasz? - zapytał.
-Nie wie...