Rozdział 16.
Otworzyłem powoli oczy. Coś łaskotało mnie w twarz, były to włosy.
- Iriss?! - krzyknąłem.
- Tak to ja, nie pamiętasz? Zgwałciłeś mnie! - oburzyła się.
- Co? Ja?! - zdziwiłem się. Wstała i szybko wyszła.
- Ona kłamie. - ziewnął Zabini. U jego boku leżała Airin. Damian co chwilę na mnie zerkał i się... rumienił, albo to było od alkoholu?
- Co z naszą księżniczką? Śpi jak zabita. - stwierdziłem.
- Trzeba ją obudzić... - westchnął. - Airin, obudź się... Lekcje się zaraz zaczynają...
- Jeszcze pięć minut mamusiu... - szepnęła. Zabini spojrzał na mnie zdziwiony.
- Airin, nie jestem twoją mamą. Wstwaj... Lekcje... - powiedział spokojnie.
- Mamo, nie zachowuj się jak testral podczas okresu godowego...
- Co?! Airin, obudź się! - krzyknął.
- Nie drzyj się tak Damian! Dajcie mi eliksir na kaca! - mruknęła. Zabini wstał i podszedł do szafki. Wyciągnął fiolkę z eliksirem i natychmiast podał gryfonce. Airin wypiła całą butelkę paroma łykami krzywiąc się przy tym.
- Jakie teraz mamy lekcje? - spytałem.
- OPCM z nami. - powiedziała uśmiechając się uroczo panna Philips. - Już nie uczy Weasley, tylko Potter... - powiedziała z obrzydzeniem.
- Zapamiętajcie! Wszystko o nazwisku Potter jest złe! Jak nargle! - powiedziała z przekonaniem w głosie.
- Nie jesteś normalna? - pytanie retoryczne.
- Jestem normalna, w inny sposób. - szepnęła. - Kiedy przejmę władzę nad światem Potterowie jako pierwsi trafią do więzienia...
- Idź do siebie się przebrać. - powiedziałem.
- Dajcie mi się tu umyć... Damian pożyczysz mi ubrania? Prawda?
- Będą trochę duże. - powiedział patrząc na nią jak na wariatkę. - Ale okej.
- Super. - uśmiechnęła się i podeszła do szafy Damiana. Wyjęła z niej jakieś spodnie, sweter, koszulę i zniknęła w łazience.
- To było dziwne. - stwierdziłem.
- Jak cała Airin... - mruknął. Po jakimś czasie gryfonka wyszła z toalety. Prześmiesznie wyglądała w za dużych ubraniach Damiana.
- Mały problem... - westchnęła, spojrzelismy na nią. - Ja gryfonka, kolory Slytherinu. Nie żeby mi to przeszkadzało. - wzruszyła ramionami.
- No to idź się przebrać do siebie!
- Nieeee. Zatrzymam sobie to ubranie, dobrze? - spytała.
- Okej. - westchnął Zabini.
Perspektywa Arrisony.
Obudziłam się wtulona w Albusa, jego silne ramiona obejmowały mnie delikatnie. Spojrzałam na niego, spał. Spojrzałam na zegarek leżący na szafce Rose, siódma szesnaście.
- Al, wstawaj... - szepnęłam i pogłaskałam go po głowie. - Aluś...
- Która godzina? - spytał ziewając.
- Siódma siedemnaście. - powiedziałam i zwlokłam się z jego łóżka. Po chwili on zrobił to samo.
- Idź do siebie. - powiedział.
- Mam ubrania, spokojnie. - mruknęłam i pokazałam mu małą torebkę.
Perspektywa Jamesa.
Obudziłem się ziewając przeciągle. W spodniach miałem ten przeklęty list, znów zaczął robić się ciepły, wyjąłem go. Przeczytałem uważnie:
Myślisz, że o Tobie zapomniałem?
Chciałbyś kochanie.
Dzisiaj mam dla ciebie zadanie.
Sprawisz sobie największy ból i dokonasz pewnego wyboru.
Wszyscy Twoi przyjaciele czy ona pełna strachu i bólu?
Daje ci czas do godziny dwudziestej dnia dzisiejszego... - usłyszałem w głowie.
Świetnie... - pomyślałem. - April dla mnie nic nie znaczy...
Poszedłem się ubrać.
*
Ruszyłem do Wielkiej Sali, rzuciłem jeszcze szybkie spojrzenie na Skrzydło Szpitalne. Usiadłem przy stole Gryffindoru, obok mnie pojawiła się Molly Weasley, moja dziwna, zbuntowana, psychiczna i no... stuknięta po prostu... kuzynka.
- Cześć James. - mruknęła. Była widocznie przybita.
- Co się dzieje? Mol? - spytałem.
- Dostałam sowę od rodziców... Jest źle...
- A dokładniej?
- Napisali, że jeśli dostaną jeszcze jakieś listy od dyrektorki i będę się zachowywała, jak się zachowuje, to dostanę karę na wszystko, włącznie z imprezami, alkoholem, chłopakami... - mruknęła. Kłamała, widziałem, to w jej oczach.
- Pierwszy raz dostałaś taki list? - spytałem, na co ona pokiwała przecząco głową. - To czym się przejmujesz?
- W tym liście wychwalali Lucy, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej... - burknęła. - Zresztą znasz moje motto...
- "Życie to jedna wielka impreza. Zrób wszystko żeby nie zostać na niej kelnerem". - wyrecytowałem.
- Dokładnie. - powiedziała patrząc po stole Gryffindoru.
- Co tam widzisz? - spytałem.
- Ja... Nie, nic. N-nic. - zająkała się. Molly Weasley się jąka?! Najwidoczniej.
- Widzę, że jesteś smutna. - powiedziałem, odwróciła się do mnie. W jej oczach szkliły się łzy. - Molly...
- Wiesz jak to jest? Kochać kogoś, kogo się nie powinno? Ja wiem. - szepnęła łamiącym się głosem, wzięła z talerza kanapkę i pobiegła do wyjścia. Patrzyłem jeszcze chwile na wrota, za którymi zniknęła. Zastanawiałem się nad jej słowami.
- Co się stało Molly? - spytał Hugo, który znikąd się pojawił obok.
- List od rodziców i jest zakochana w kimś, w kim nie powinna. Ciekawe o kogo chodzi... - szepnąłem i ugryzłem kanapkę.
- Molly się zakochała?! A myślałem, że ona nie ma serca... - spojrzałem na niego karcąco. - No wiesz, jak się na wszystkich drze i w ogóle...
- Ty jej nie znasz, ja też, Molly nikt nie zna. Na pewno nikt z rodziny. I nikt nie jest w stanie jej zrozumieć. - mruknąłem. - Molly jest delikatna...
- Zwłaszcza, że wskakuje do łóżka każdemu facetowi jaki się nawinie... Sorry James, taka prawda. Twoja ulubiona kuzynka jest puszczalska i tyle. Jej życiem jest seks, alkohol i imprezy.
- Coś jej dolega. Tylko co...? - mruknąłem.
- Są poważniejsze sprawy od Molly. - stwierdził.
- Czy to jest...? - spytałem patrząc na wejście do Wielkiej Sali.
- Tak to Lily, to jest jedna z poważniejszych spraw... Jakby to powiedzieć...
- Lily... Dlaczego ona... Jej ubrania... - mruknąłem.
- Lily powiedziała, że chce w tym roku stracić dziewictwo... - powiedział, ja zakrztusiłem się sokiem dyniowym.
- Rose musi z nią pogadać... - stwierdziłem.
- A widzisz ją tu gdzieś? - spytał.
- No nie... Al?
- Al.
Perspektywa Albusa.
Siedzieliśmy przy stole Slytherinu, nasza ekipa plus ta gryfonka. W naszą stronę szli James i Hugo.
- Co się dzieje, bracie? - spytałem.
- Twoja siostra... - powiedział.
- Ona też jest twoja! Ty jesteś starszy... - oburzyłem się.
- Ale to ty jesteś odpowiedzialniejszy... Przyznaje bez bicia...
- James, chodzi o to, że Lilka chce stracić dziewictwo? - spytałem unosząc brwi.
- Tak. Patrz jak ona się ubiera i maluje! Jej ubrania odkrywają więcej niż powinny! - krzyknął.
- Ona dojrzewa... Znudzi jej się za dzień, dwa. - stwierdziłem i napiłem się soku dyniowego.
- Rose musi z nią pogadać! - krzyknął.
- Rose nie ma, widzisz ją tu? - spytałem. Scorpius się na mnie popatrzył, jego wzrok mówił: „Nie mów mu co z nią", zignorowałem to.
- W dupie to mam, nasza malutka siostrzyczka, jeszcze niedawno chodziła w pieluchach... - powiedział.
- W dupie to ty masz coś innego... - mruknąłem pod nosem. - Rose porwano, okej?
- R-Rose por-porwano?!
- Nie tak głośno idioto! - podniosłem głos.
- Kto ją porwał? - spytał.
- W... - zacząłem, ale Malfoy kopnął mnie w kostkę pod stołem. - Aua, za co?!
- Za miłość do kurwa ojczyzny. - szepnął blondyn. - Nie mów mu...
- Okej, okej. Ja juz idę na OPCM, pa bracie marnotrawny... - mruknąłem i ruszyłem do wyjścia.
- Al poczekaj! - pobiegli do mnie Arri, Scorpius, Airin, Parkinson, Nott i Zabini. Arrisona rzuciła się na mnie.
- Powodzenia na lekcji z tatą, kocham cię. - pocałowała mnie w policzek.
- Ja ciebie też. - objąłem ją. - Zmykaj na lekcje.
- Nie chce bez ciebie, ale muszę! - mruknęła i ruszyła na eliksiry.
- To co lekcja z panem Potterem? - spytała Airin i chwyciła pod ramię Zabiniego.
- Taaaa... - westchnąłem. - Wy jesteście razem?
- Nie. Kumple... - wyjaśnił Zabini, a Philips pokiwała głową.
*
Siedzieliśmy pod klasą OPCM.
- Hej, Al? - usłyszałem za sobą.
- Hm? - mruknąłem.
- Co się dzieje z Rose? - spojrzałem na rozmówcę.
- Źle się czuje. - powiedziałem.
- A dlaczego Airin ma mundurek w kolorach Slytherinu?
- Wczoraj była impreza, a ona została u nas na noc. - wyjaśniłem obojętnie. - A co tam u was?
- Mary jest chora, cały czas rzyga... - wywrociła oczami i usiadła obok mnie. - Angie ma się dobrze, twoja siostra jest nienormalna, Molly cały czas siedzi po kątach, unika ludzi i płacze, bo się zakochała w kimś, w kim nie powinna, to jej słowa. James jak to James, a z Hugo coś się dzieje, ale James panuje nad sytuacją, chyba.
- A u ciebie? - zaśmiałem się.
- Chyba dobrze... - mruknęła i wstała. - Chodź. Twój tata idzie.
- Lekcja z Potterem zawsze spoko.... - mruknąłem. Weszliśmy do sali, Usiadłem ze Scorpiusem. Ojciec coś tam gadał, ale niezbyt mnie to interesowało.
- Dzisiaj będzie trening, a jutro pojedynki. Podczas ćwiczeń można używać tylko tych zaklęć. - napisał na tablicy ich nazwy. - Dobierzcie się w pary.
- Co tam Al... Chcesz być ze mną? - spytał Scor.
- Okej, zmiotę cię z powierzchni ziemi. - uśmiechnąłem się.
- Nie bądź taki pewny swego. - powiedział.
- Stańcie naprzeciw siebie. - usłyszałem głos ojca. Wszyscy wykonali polecenie.
- Trzy, dwa... i jeden! - krzyknął i wszyscy zaczęli się tłuc zaklęciami.
- Drętwota! - krzyknął Malfoy.
- Protego. - mruknąłem spokojnie. - Expeliarmus!
- Protego. - syknął. - Petrificus Totalus!
- Protego. - mruknąłem. - Rictusempra! Expeliarmus! - takim sposobem wygrałem z Malfoyem. Poszedłem do niego. Sprawdziłem czy tata patrzy. - Levicorpus.
- Ej! Puść mnie! - krzyknął Scor. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Albusie Severusie Potterze, rzuć przeciw zaklęcie. - powiedział mój ojciec. - Wiesz, że nie wolno używać czarnej magii.
- Liberacorpus. - mruknąłem, wywracając oczami. Scorpius otrzepał szatę z niewidzialnego kurzu i spojrzał na mnie krzywo.
Perspektywa Molly.
Podczas rozmowy z Jamesem, powiedziałam tylko część prawdy. Tak naprawdę chodzi o to, że zostawiłam w domu pamiętnik i rodzice go przeczytali. A tam napisałam jakieś pięć stron na temat chłopaka którego kocham. I właśnie o tym pisali w liście.
- Mol, co się dzieje? - szepnęła Dina, moja koleżanka.
- Ja... Nie nic.
- Jak coś przyjdź do mnie. Widzę że cię coś trapi. - powiedziała z troską.
- Okej. - ziewnęłam. Historia magii, najnudniejsza lekcja świata i jakże ciekawy wykład profesora Binnsa na temat dwunastowiecznej wojny z goblinami, nuuuuuudy! Spojrzałam na pergamin z „notatkami z lekcji", mimowolnie zaczęłam rysować i pisać jakieś pojedyncze słowa. I zadzwonił dzwonek!
Perspektywa Arrisony
Zadzwonił dzwon, wyszliśmy z sali od eliksirów. Teraz miałam OPCM. Przy sali od obrony spotkałam Albusa, Scorpiusa i Airin.
- Hej. - mruknęłam.
- Co jest, skarbie? - spytał z troską Al.
- Nic. - wzruszyłam ramionami.
- Masz teraz obronę? - spytał Scorpius.
- Tak. Jak zajęcia z panem Potterem? - zapytałam z bladym uśmiechem.
- Ughhhh, najgorsza lekcja świata! - krzyknęła Airin, za nią szedł Harry Potter.
- Jaka, panno Philips? - spytał ze śmiechem.
- Eeeee historia magii... - mruknęła pod nosem.
- No to racja, dalej uczy Binns? - spytał, a my pokiwaliśmy głowami. - Al, przyjdziesz do mnie dzisiaj o 18, okej?
- Ugh.... Po co?- spytałem.
- Chyba mam prawo wiedzieć ,ci u mojego syna, co?
- Masz, masz... Dobra, ja muszę już iść na....
- Zielarstwo. - podpowiedział Scor.
Perspektywa Rose .
Siedziałam na tym idiotycznym krześle ponad dzień , teraz zaczynał się drugi. Drugi dzień przepełniony łzami i krwią. Blackwell siedział przy mnie cały czas, byłby spoko facetem, gdyby nie jego pan... na którego rozkaz bił mnie i poniżał.
- Jak tam nasza księżniczka? - spytał z wrednym uśmieszkiem i walnął mnie batem przez kraty. Byłam słaba, nie odpowiadałam. Z każdą minutą, ba, sekundą czułam się coraz gorzej. Mogłam myśleć tylko o jednej rzeczy naraz, bo tak mnie bolała głowa. Słyszałam w swoich myślach piśczenie, głosy, różne dziwne dźwięki, a moje myśli pokazywały rozmaite obrazy - ja próbująca wyrzucić Hugo przez okno, przydział Hugo do Gryffindoru, jego smutek na pogrzebie dziadka, nasze kłótnie oraz to, jak przestaliśmy się do siebie odzywać. Scorpius nie był ważny, Al, James, Lily, Molly i cała reszta też, swoje myśli skupiłam na wielkich niebiesko-zielonych oczach, rudych włosach, promiennym uśmiechu, na Hugo. Po moich policzkach spłynęły łzy, słone, a zarazem gorzkie. Żałowałam moich kłótni z Hugo, moim małym braciszkiem.
Hugo, Hugo, Hugo kocham cię. - powtarzałam w myślach. Rozpłakałam się całkowicie. Blackwell gdzieś poszedł, a nie zabrano mi różdżki.
Perspektywa Arrisony
Czas się ciągnął niemiłosiernie, na lekcjach nic się nie działo. Dlatego od razu przejdę do godziny siedemnastej - końca lekcji. Al, Scorpius i ja siedzieliśmy w dormitorium Albusa, rozmawialiśmy o Rose.
- Serio chcecie dać im Amulet? - spytałam.
- My im go nie damy. Znajdziemy inny sposób. - wyjaśnił Al.
- A masz jakiś pomysł? - spytał Scorpius.
- Niebardzo. Coś się wykombinuje. - skwitował Potter.
- Mam nadzieję. - mruknęłam ja i Malfoy w tym samym czasie.
Perspektywa Hugo
Siedziałem sam w pokoju wspólnym na kanapie przy kominku. Wszyscy byli na kolacji. Nikt oprócz Jamesa nie zauważył że coś się dzieje. Wmówiłem mu że mnie głowa boli i to tyle. Cały czas myślałem o Rose. O tym jak się kłóciliśmy, unikaliśmy się. O każdej łzie która spływała po jej policzku kiedy mówiłem że jest najgorszą siostrą. Już zapomniałem jak to jest kiedy widzę uśmiech na jej twarzy kiedy siedzimy i normalnie razem rozmawiamy. Nie pamiętałem różanego zapachu jej włosów i melodyjnego głosu. Na samą myśl o niej uśmiechającej się do mnie łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie skrywałem łez.
-Rose...moja siostra...dlaczego tak jest? -Szeptałem sam do siebie.
Nie mogłem znieść tęsknoty która rozrywała mnie od środka. Coś sprawiało że chciałem krzyczeć i rozwalić to wszystko. Ręce mi się trzęsły, zaciskałem powieki aby łzy dalej nie leciały ale po prostu nie mogłem.
-Kurwa! Czemu to cholerne życie jest takie trudne! -Darłem się do siebie.
Wstałem i zacząłem okrążać kanapę. Mimo że Rose jest starsza zawsze czuliśmy ze sobą taką bliźniaczą więź. Wiedziałem że coś jest z nią nie tak że coś się dzieje. Patrzyłem się tępo w ogień próbując czegoś sobie nie zrobić. Musiałem coś zrobić bo bym oszalał. Wyszedłem z pokoju wspólnego po cichu żeby tylko woźny mnie nie zauważył. Szłem korytarzami nie do końca wiedząc gdzie zamierzam iść. Oczywiście ja jak to ja musiałem na kogoś wpaść. To była Chang.
-Uważaj jak leziesz szlamo! -Normalnie bym tego nie powiedział ale chwilowo nad sobą nie panowałem.
-No proszę kogo my tu mamy.-Mruknęła.- Braciszek Rose Wesley. Co tu robisz sam?
-Odpieprz się ode mnie.- Popchnąłem ją na ścianę.
-Masz przerąbane!- Krzyknęła za mną.
-Wal się Chang!
Poszedłem na błonia. Szczerze mówiąc miałem gdzieś że pada a ja jestem w czarnych conversach, zielonych poszarpanych rurkach i czarnym T-shercie. Stałem tak i patrzyłem się w miejsce gdzie zaczyna się zakazany las. Mokra grzywka opadła mi na oczy tworząc zasłonę. Już nawet nie czułem jak bardzo jest mi zimno, chciałem tu zostać na wieki. Włożyłem ręce do kieszeni aby się nie trzęsły. Czułem że coś mnie ciągnie do zakazanego lasu. Wydawało mi się że cząstka mojej duszy się tam znajduje. Poczułem ostre kłucie w sercu, kolana mi się ugięły. Po chwili wstałem i ruszyłem o zamku. Kiedy byłem przy Wielkiej Sali zrozumiałem że kolacja się już skończyła.
-Gdzie ty byłeś?- Usłyszałem głos Jamesa gdy tylko wszedłem do pokoju wspólnego.
-Nigdzie. - Odwarknąłem.
-Jak to nigdzie skoro jesteś cały mokry!?-Krzyknął.
-Jezu nigdzie. Idę do siebie.-I poszedłem.
Walnąłem się na łóżko. Leżałem na brzuchu wtulając się w poduszkę.
Czy ona też musi pachnieć jak Rose!?- Krzyknąłem w myśli czując różany zapach.
Perspektywa Jamesa
Po małej kłótni z Hugo poszedłem do siebie. Nikogo nie było, dziękowałem za to Bogu. Wybrałem przyjaciół, co mnie obchodzi jakaś Ryan? Wyjałem list, treść zaczęła się zmieniać:
Widzę, że mnie nie posłuchałeś,
w takim razie chyba nie pożałujesz.
Wybrałeś przyjaciół i tego nie żałowałeś.
życia tej dziewczyny nie uratujesz.
Teraz ona zapłaci za wszystkie twoje decyzje godnie.
Klątwa ją opęta, w sen zapadnie.
Miłość obustronna ją wybudzi,
pamiętać będzie tylko paru ludzi.
Myślę, że się cieszysz.
Skaczę z radości, kurwa... - pomyślałem.
Perspektywa pani Pomfrey
Pilnowałam panienki Ryan, przyszła pora kontroli. Spojrzałam na maszynę, zwolniła się jej akcja serca, miała nierówny oddech. Jak wiadomo magia zostawia ślady, a zwłaszcza czarna magia. Przyjrzałam sie jej dokładnie, wokół niej były zielone iskry - ślad czarnomagicznej klątwy. Pobiegłam po profesor McGonagall, przyszła po paru minutach w towarzystwie pani Weasley, pana Pottera i profesora Longbottoma.
- Co się stało? - spytała zmartwiona.
- Ktoś rzucił na nią klątwe. - powiedziałam, pani Weasley podeszła do niej.
- Klątwa Snu, inaczej zwana Klątwą Wezuwiusza. - stwierdziła. - Są tylko dwa sposoby wyleczenia jej, bardzo silne zaklęcia, których nie zna nasze Ministerstwo Magii lub pocałunek prawdziwej miłości, musi to być miłość obustronna.
- Skoro nasze Ministerstwo nie zna... Jest jakiś kraj, którego zna? - spytał pan Potter.
- Japońskie, brazylijskie, rosyjskie, amerykańskie oraz polskie. - odpowiedziała pewnie. - Trzeba zawiadomić jej rodziców.
*************
Długi? Tiaaa. Fajny? Niee. P.S Za perspektywe Hugo nie biore odpowiedzialności, bo pisała ja Wiktoria. Pozdro.