niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 18. - Serce rozwalone na milion kawałków.

Rozdział 18.

- Jakim cudem wampiry tu mają kryjówkę? - spytała Arri. - Hagrid powinien widzieć.
- Tu jest tylko przejście. - szepnął. - Myślisz, że wampiry nie mają sprzymierzeńców czarodziejów?
- A jak to jest zrobione? - wtrąciłem.
- Nie mam pojęcia. - westchnął. - Lumos. Tylko dwie osoby niech mają świało, okej?
- Lumos. - szepnął David. - Okej. Dobra. Nie traćmy czasu na gadanie.
*
- Gdzie my jesteśmy? - spytała Arri.
- Już w... krzyjówce wampirów... - mruknął Scor. Szliśmy jakimś korytarzem, dotarliśmy do... sali balowej?
- Tam nie idziemy. - ostrzegł Scorpius, wskazując na drzwi.

Perspektywa Rose.

Szłam powoli trzymając się ściany, byłam wyczerpana. Co chwilę nerwowo zerkałam za siebie. Byłam zbyt nerwowa, żeby zwracać uwagę na całkiem ładny wystrój. Chodziłam po korytarzach, strasznie się bałam i byłam zmęczona, ale dawałam radę. Wszędzie śmierdziało zgniłym mięsem i chyba krwią. Na ścianach były różne znaki, kompletnie nie wiedziałam co one oznaczają. Dotarłam do korytarza przed wielkimi wrotami, od sali balowej czy czegoś takiego. Zmierzałam tym korytarzem, omijając drzwi. Przed oczami mignęły mi włosy, takie jak moje.
- Hugo?! - krzyknęłam.
- Rose! - wykrzyknął i podbiegł do mnie.
- Hugo! - uśmiechnęłam się lekko.
- Merlinie, nic ci nie jest? - spytał zatroskanym głosem Hugo.
- Chyba nie. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Zmywajmy się już z tąd.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Czekali tam na nas Arri, Al, Scorpius i jakiś chłopak.
- Rose. - szepnął z uśmiechem Malfoy. Ja ciągle stałam przytulona do brata. Spojrzałam na Scorpiusa z cieniem niepewności wypisanym w oczach. Blondyn chciał mnie przytulić, ale ja się od niego odsunęłam.
*
Byliśmy już w zamku. Przez cały czas przytulałam Hugo, mojego młodszego, ale dużo wyższego braciszka. Zauważyłam, że on jest strasznie chudy. Było czuć jego żebra... Arri i Al szli trzymając się za rękę, Scorpius i ten chłopak, kuzyn April, David szli z tyłu i o czymś gadali.
- Hugo, ja nie chce iść spać do siebie... - mruknęłam.
- Pójdziesz do mnie. - uśmiechnął się lekko, jedną ręką mnie obejmował, a drugą trzymał rękaw swojej bluzy, jakby coś.... zasłaniał. Wszyscy poszli do swoich dormitoriów, tylko ja poszłam z Hugo.
*
Weszliśmy do Salonu Ślizgonów. Nie chciało mi się spać, więc usiadłem przed kominkiem. Po chwili dołączyła do mnie Arri.
- Gdzie Scor? - spytałem.
- Poszedł spać. - wzruszyła ramionami. Przyciągnąłem ją do siebie, teraz siedziała na moich kolanach. Rysowałem wzorki na jej chudych plecach.
- Kocham cię, wiesz? - szepnąłem jej do ucha.
- Wiem. - uśmiechnęła się słodko. - Kruku, ty mój...
- Dlaczego kruku? - spytałem.
- Albus, to po łacinie kruk. - powiedziała.
- Jesteś bardzo mądra, wiesz? - szepnąłem jej do ucha.
- Jesteś dla mnie bardzo ważny. - uśmiechnęła się słodko.
- Ty dla mnie też. - pogładziłem ją po policzku.
- Kocham cię, wiesz? - spytała ze słodkim uśmiechem. Wtuliła się we mnie. Głowę oparła na moim ramieniu, jej długie brązowe włosy, które pachniały truskawkami, łaskotały mnie w twarz. Obejmowałem ją delikatnie, jakby była z porcelany.
- Jesteś moim szczęściem. - powiedziałem szczerze. - Kolorowym akcentem w szarej rzeczywistości... Wiesz?
- Wiem. - szepnęła cicho, ledwo słyszalnie.
- Kocham cię. - mruknąłem. - A teraz wstań.
Wstała i spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili również się podniosłem.
- Co ty kombinujesz? - spytała Arri. Przyłożyłem palec wskazujący do jej ust. Ukłoniłem się i wyciągnąłem do Arri rękę.
- Mogę prosić do tańca? - spytałem z uśmiechem.
- Oczywiście. - odpowiedziała, ujmując moja dłoń. Tańczyliśmy w rytm walca. Skończyliśmy wirować na środku pokoju wspólnego. Staliśmy twarzą w twarz, znaczy ona zadzierała głowę do góry, a ja ją zniżałem, ale to szczegół. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Mogę? - spytałem, ujmując jej brodę ręką. Ona pokiwała twierdząco głową...

Perspektywa Molly

Siedziałam pod kocem w swoim dormitorium i czytałam książkę, dokładniej Eliksiry, ponieważ następnego dnia miał być jakiś ważny test... Moje współlokatorki już dawno spały, przynajmniej powinny.
Odłożyłam podręcznik na szafkę nocną i ziewnęłam przeciągle. Przymknęłam oczy, znowu zobaczyłam jego twarz, piękne zielone oczy, ciemno brązowe włosy, idealny uśmiech... Ale szybko odgoniłam ten obraz, wraz z otwarciem oczu. Zsunęłam z siebie koc i wyszłam cicho z łóżka. Spojrzałam na zegarek, 1:12... Ostatnio miałam problemy ze spaniem. Wyszłam z pokoju i pokoju wspólnego. Ruszyłam przed siebie. Szłam tam gdzie mnie nogi niosą, nie interesowało mnie to, że Filch lub jakiś nauczyciel może mnie przyłapać. Przechodziłam obok schowka na miotły, usłyszałam z niego dość jednoznaczne dźwięki... Myślałam, że to jacyś przypadkowi uczniowie, otworzyłam drzwi. To co tam zobaczyłam... wstrząsnęło mną... Nie byli to przypadkowi uczniowie, a na pewno nie jeden z nich. Był to ten, o którym marzyłam nocami i dniami... Moje serce rozwaliło się na milion kawałków... Po moich policzkach popłynęły łzy. Pobiegłam na wieżę gryffindoru.



*************
Czytasz=komentujesz
Pozdrawiam :*

1 komentarz:

  1. Nareszcie :)
    Rozdział super. Jak zwykle, chociaż muszę przyznać, że miałam nadzieję, że z wampirkami sobie powalczą, no bo wbili im do kryjówki, zabrali Rose i nikt nic nie zauważył... Mam nadzieję, że potem coś się będzie dziać.
    Albusik jak zawsze cudowny, takie słodziaśne...
    I ten chłopak w składziku na miotły... ulala... zapowiada się ciekawie.
    Czekam na next>>

    OdpowiedzUsuń