niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 10 - Ciąża...

Bardzo kontrowersyjny tytuł xD *********************

Rozdział 10

Perspektywa Rose.

Otworzyłam oczy, podniosłam się powoli i spojrzałam na śpiącego Pottera. Wstałam i usiadłam na jego łóżku.
-Dlaczego się na mnie gapisz? - spytał uśmiechając się.
-Tak słodko wyglądałeś. Właśnie, WYGLĄDAŁEŚ. Już nie wyglądasz! - zaśmiałam się.
-Ja zawsze słodko wyglądam. - oburzył się robiąc maślane oczy.
-Nie jesteś zbyt pewny siebie? - zapytałam z podłym uśmiechem.
-Nie księżniczko. - powiedział głaskając mnie po głowie.
*
-Scorpius! Oddaj. Mi. Tą. Torbę! - krzyczałam podskakując, próbując dosięgnąć Malfoya, a dokładniej jego ręki w której trzymał moją torbę.
-Poproś ładnie. - uśmiechnął się.
-Malfoy... znaczy proszę.... - mruknęłam.
-Oddać ci? - spytał z poważną miną.
-Tak! - uśmiechnęłam  sie uroczo.
-No masz. - powiedział podając mi torbę.
-Dziękuję. - zaśmiałam się i ruszyłam do Wielkiej Sali, na śniadanie.
-Rose! - krzyknął za mną, odwróciłam się, a on podszedł do mnie. - Dziś idziemy do Hogsmead.
-Po co? Z tobą idę w sobotę. - mruknęłam.
-Musimy kupić te rzeczy na imprezę Hallowen'ową! - krzyknął.
-Och, no tak... - pisnęłam waląc się dłonią w czoło.
-No właśnie... To dzisiaj? - spytał.
-A nie możemy w sobotę, jak tam pójdziemy na "randkę"? - zaśmiałam się.
-Okej. Kupimy sobie od razu ciuchy. - postanowił.
-Spoko... Merlinie zapomniałam! - krzyknęłam.
-O czym? - zapytał z ciekawością.
-Nic, nic. - mruknęłam i pobiegłam na śniadanie, usiadłam obok Albusa i Arri. Spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Co się stało? - spytali.
-Al! Pamiętasz? Ja mam urodziny, w Halloween! - uśmiechnęłam się.
-Pamiętam, księżniczko. Owww, to za tydzień! - mruknął.
-Oczekuje imprezki! - zaśmiałam się.
-Będzie bal, nie wystarczy? - spytał.
-Nie, bo ja i Malfoy organizujemy ten bal, więc sorry! - powiedziałam poważnie.
-No dobrze, dobrze królowo. - mruknął.
-Ja już muszę lecieć! - krzyknęłam biorąc ze stołu tosta. - Pa!
-Ale... gdzie ty idziesz? - spytała Arri.
-Muszę coś załatwić! - wrzasnęłam odwracając się w ich stronę i.... na kogoś wpadłam. Ja zawsze muszę wpadać na tą jedną osobę?
-Rose! - krzyknął zdenerwowany.
-Przepraszam! - uśmiechnęłam się.
-Przyjmuję. - mruknął.
-Właśnie szłam cię szukać.
-Czegóż królowa odemnie chce? - spytał.
-Idziemy dzisiaj do Hogsmead, idziemy do McGonagall, może zwolni nas z lekcji! - uśmiechnęłam się.
-To idziemy. - powiedział i ruszyliśmy w stronę stołu nauczycielskiego. McGonagall od razu wstała i do nas podeszła.
-Dzień dobry. - przywitaliśmy się grzecznie.
-Chcieliście coś? - spytała miło.
-Czy moglibyśmy pójść dzisiaj do Hogsmead, po te rzeczy na Halloween? - zapytaliśmy.
-Oczywiście. Możecie pójść teraz, w czasie lekcji. - uśmiechnęła się.
-Dziękujemy. Do widzenia. - mruknęliaśmy i skierowaliśmy się do wyjścia.
-Coś załatwo poszło. - szepnęłam do Malfoya.
-No. Racja. - przyznał.
*
Wstąpiliśmy do Magicznych Dowcipów Weasleyów.
-Witaj Mia. - przywitałam się z ekspedientką.
-Cześć Rose! - uśmiechnęła się. - To twój chłopak? To chyba Scorpius Malfoy!
-To nie jest... - zaczęłam.
-Nie jestem jej chłopakiem... - dokończył Malfoy. - I tak jestem Scorpius Malfoy.
-Miło mi cię... poz... poznać. - zająkała się. - Czego szukacie?
-Organizujemy bal Halloween'owy, potrzebujemy na niego rzeczy. - uśmeichnęłam się głupio.
-Okej. Rachunek na szkołę? - spytała, pokiwałam głową. - Okej, jutro z samego rana przyjadą.
-Dzięki Mia. Pa. - mruknęłam i pociągnęłam Scorpiusa za sobą. - Idziemy po ubrania?
-Oczywiście. - uśmeichnął się.
-Kurczę! Nie wzięłam galeonów! - krzyknęłam zatrzymując się.
-Ja ci pożyczę. - odparł spokojnie.
-Nie. Pójdę w worku po ziemniakach! - uśmiechnęłam się.
-O nie moja droga! Ja ci kupię tą sukienkę i koniec. - zaczął pchać mnie w stronę sklepu. Weszliśmy do madame Johnes.
-Dzień dobry panno Weasley, panie Malfoy. Co was do mnie sprowadza? - spytała pół olbrzymka o miłym wyrazie twarzy.
-Chcieliśmy kupić stroje na bal Halloween'owy. - odpowiedziałam grzecznie.
-Dennis! - krzyknęła i po chwili przyszedł jej mąż. - Zajmij się chłopakiem.
-Dobrze, skarbie. - uśmeichnął się i poszedł że Scorpiusem do innego pokoju.
-Masz bardzo ładną figurę, Rose. - powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Eeeee... dziękuję. - uśmiechnęłam się niepewnie. Kobieta zaczęła mnie mierzyć.
*
-Jak się podoba? - spytała z triumfalnym uśmiechem.
-Cudowna! - pisnęłam.
-Teraz się przebieraj. - wskazała dłonią przebieralnie. Zrobiłam co poiwedziała, przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od rudowłosej istoty w lustrze, tak chodziło o mnie. Rude włosy spięte w luźny warkocz opadały na prawe ramię, brązowe oczy błyszczały tajemniczo, a całości dopełniały malinowe usta i blada cera przypominająca porcelanę z delikatnymi piegami. Jednym słowem: wyglądałam zniewalająco! Szybko się przebrałam i wróciłam do madame Johnes. Czekał tam już Scorpius, przez chwilię na niego patrzyłam, ba! Gapiłam się na niego.
-Rose! Obudź się! - krzyknął Malfoy machając mi ręką przed twarzą.
-Ja nie śpię! - uśmiechnęłam się. Scorpius po chwili zapłacił za nasze ciuchy i wziął swoją torbę, a ja moją. Wyszliśmy na zewnątrz.
-Która godzina? - spytałam.
-12:24. - odpowiedział z uśmiechem.
-Lekcje kończą się o... - zaczęłam.
-Szesnastej. - dokończył za mnie.
-Idziemy na nie? - zapytałam.
-Nie. Teraz wypadają nam dwie lekcje z Parkinson! - oburzył się. - Chyba nie chcesz patrzeć na jej krzywą mordę, hę?
-Oczywiście, że nie chcę! Jeszcze jak faworyzuje swoją córeczkę, która i tak jest przypadkiem! - zaśmiałam się.
-Jej matka zapewne nawet nie wie, kto jest ojcem Iriss. - mruknął powstrzymując uśmiech.
-Iriss Parkinson... błagam! Co za imię?! - wybuchłam śmiechem.
-Iriss, pochodzi od kwiatu. Tak jak twoje imię i twojej kuzyneczki.
-W szkole zapewne jest więcej osób co mają imiona od kwiatów, w Ravenclawie jest chyba jakaś Daisy, w Hufflepuffie jakaś Primrose, a w Gryffindorze jest... jest... Marigold i Poppy, a w naszym cudownym Slytherinie, nasza mniej cudowna Iriss i chyba jakaś Rosemary.... no i ja, Rose. - zaśmiałam się.
-Zauważyłaś, że w większości imion pochodzących od kwiatów jest "rose"? - spytał z uśmiechem.
-No tak. Jestem najlepsza, co nie?! - uśmiechnęłam się promiennie.
-W Gryffindorze jest jeszcze Lily. - dodał.
-No tak. Wiedziałeś, że imię matki Iriss też pochodzi od kwiatu? - zapytałam z ciekwością.
-Tak. Pansy Parkinson i jej cudna córeczka Iriss. - powiedział ironicznie.
-Taaaaaa... Może jednak wrócimy? - spytałam z niepokojem.
-Skoczmy jeszcze na piwo kremowe. Co ty na to?
-Okej. - westchnęłam i ruszyłam do Trzech mioteł, a Malfoy za mną. Byliśmy już w barze, ja zajęłam miejsca, a Scorpius poszedł po zamówienia. Usiadłam i patrzyłam na blondyna zbliżającego sie z dwoma piwiami kremowymi. Zajął miejsce na przeciwko mnie, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, on złapał mnie za rękę. Splotliśmy nasze dłonie razem i...
-Nie chciałbym przerywać tej jakże romantycznej chwili, ale Rose! Ty jesteś Weasley! - krzyknął ktoś, poznałam ten głos. Odwróciłam powoli głowę, chciałam się już na niego rzucić.
-Teddy! - krzyknęłam wściekła. - Lupin!
-Tak się nazywam. - mruknął.
-I ty śmiesz się nazywać nauczycielem? - spytałam krzyżując ręce na piersi.
-Tak. Ja tutaj tylko na zastępstwo, Flitwick wcale nie odszedł na emeryturę. Na urlop pojechał. - odpowiedział młody Lupin.
-Aha. - warknęłam. - Jakby nie patrzeć, Scorpius to twój kuzyn, nie ja!
-Wiem, ale my się prawie w ogóle nie znamy. Moją rodziną, jest rodzina Weasley i to się nie zmieni. - odparł z uśmiechem.
-Zdajesz sobie sprawę, że te dziewczyny w szkole, żeby nie powiedzieć brzydziej... teraz za tobą szaleją, chodzą, mają mętlik w głowie... i będą robić wszystko, żeby zarobić szlaban u Teddy'ego Lupina? - spytałam poważnie, próbując delikatnie odsunąć temat od rodziny.
-Tak. Mi to pasuje. - uśmiechnął się szarmancko.
-Idiota... - mruknęliśmy że Scorpiusem w tym samym czasie.
-Poprawka. Kochany idiota, Rosie. - uśmeichnął się, chyba nie usłyszał Malfoya.
-Kochany idiota Teddy Lupin, będzie robił zakazane rzeczy z uczennicami na szlabanach, hę? - spytałam z ironią
-A nawet jeśli? Chcesz też? - zapytał obejmując mnie.
-Jesteś moim kuzynem! - krzyknęłam. - Fuj, ble, fuuuuuuj!
-Nie rodzonym, Rose. - powiedział i puścił do mnie oko, usiadłam, a on obok mnie, dalej mnie obejmując.
-Ale i tak nim jesteś! Znamy się od dziecka! - krzyknęłam.
-Przemyśl to jeszcze. - uśmiechnął się i pocałował mnie w szyję, muszę przyznać (chociaż naprawdę nie chcę!) było fajnie. Spojrzałam mu w oczy, a później Scorpiusowi.
-Wiesz co Ted? - spytałam wyzywająco patrząc mu w oczy.
-Nie wiem, królewno. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Mogę to robić. Okej. - uśmiechnęłam się i wstałam. - Ale z nim. - powiedziałam siadając na kolanach Scorpiusowi. Spojrzałam mu w oczy, piękne stalowe oczy... Malfoy uśmiechnął się, a młodemu Lupinowi zrzedła mina.
-Zdziwiłaś mnie. - szepnął mi do ucha blondyn.
-Po to tu jestem. - odparłam z uśmiechem.
-Halo! Ja tu jestem! - krzyknął Teddy. - Rose, skończyłabyś się z nim migdalić. Stać cię na kogoś lepszego!
-Wiemy... - warknęłam, a wraz ze mną Malfoy.
-To, że masz swój zespół, byłeś Aurorem i wszystkie kobiety, nawet mugolskie, cię kochają! Nie znaczy, że możesz mówić co mam robić! - krzyknęłam,wstałam i stanęłam naprzeciwko niego. Musiało to wyglądać przekomicznie, chłopak 192 centymetry i dziewczyna 166 centymetrów, która chce mu przyłożyć. - Lupin! - wrzasnęłam i zaczęłam go bić piąstkami po torsie.
-Spokojnie, Rosie. Spokojnie. - powiedział i złapał mnie za nadgarstki.
-Jeszcze raz zrób to co wcześniej, a powiem babci Molly! Wiesz jak ona cię uwielbia! - warknęłam wyrywając ręce z jego uścisku i siadając spowrotem na kolanach Scorpiusa. - No na co czekasz, idź! - krzyknęłam, a Lupin wyszedł.
-Ty to umiesz przywrócić mężczyzn do pionu. - zaśmiał się blondyn.
-Wiem. - uśmiechnęłam się słodko. - Ciebie też bym mogła!
-No nie wiem. Nie wiem. - wyszczerzył zęby.
-Tak! - krzyknęłam i pokazałam mu język. - Wracajmy już!
-Chcesz wracać? - spytał unosząc jedną brew do góry, wyglądał tak słodko. - Myślałem, że się fajnie bawimy...
-Taaak! Jest cudownie... ale... - nie wiedziałam co powiedzieć.
-Ale ja jestem Malfoy, a ty Weasley?
-Czy to ma jakiś związek?
-Związek, to my możemy mieć... - powiedział.
-Jakiś ty zabawny... - mruknęłam ironicznie i wstałam. Skierowałam się do wyjścia, a zdzezorientowany blondyn za mną. Odwróciłam się i patrzyłam na niego chwilę, moj wzrok zatrzymał się na jego ustach.
-Mam tu coś? - spytał wskazując swoje wargi.
-Nie... - mój wzrok skierował się na jego stalowe oczy. - Ale ty masz ładne oczy... - palnęłam zanim zdążyłam się ugryźć w język.
-Ty też masz ładne. - mruknął zbliżając się do mnie. Uśmiechnęłam się.
-Dobra chodźmy do zamku. - krzyknęłam i zaczełam się kierować do Hogwartu. - OPCM?
-Tak, za pół godziny teraz lunch. - uśmiechnął się i w ciszy poszliśmy do zamku.
*
Usiadłam przy stole Ślizgonów, on poszedł do kolegów, a ja do Albusa i Arri.
-Rose! Już wróciliście? - spytali.
-Wszystko załatwione, spokojnie. - mruknęłam.
-Drodzy uczniowie! - rozbrzmiał głos dyrektorki. - Profesor Zabini jest na zwolnieniu lekarskim, jej stanowisko obejmie... - i weszła, szatynka o wielkich brązowych oczach, ubrana elegancko. - Hermiona Weasley!
-Merlinie!!! - krzyknęłam i zakrztusiłam się sokiem dyniowym.
-Witam was! - uśmiechnęła się. - Nazywam się Hermiona Weasley, jestem założycielką organizacji WESZ oraz pracuję w Departamencie Przeatrzegania Prawa Czarodziejów. - uśmiechnęła się.
-Czego? - dało się usłyszeć w Wielkiej Sali, moja matka tylko się zaśmiała i usiadła obok Zabiniego i Hagrida, zaczęła z nimi rozmawiać.
-Dziękujemy panno Gran... pani Weasley. Można jeść. - klasnęła w ręce dyrektorka.
-Świetnie! - krzyknęłam osuwając się pod stół, wszyscy popatrzyli na mnie.
-Rose. - powiedział spokojny, opanowany głos.
-Tak? - spytałam nie patrząc na rozmówcę.
-Możemy pójść pogadać, w cztery oczy? - tu spojrzał na Pottera, Arri i zbliżającego się Malfoya.
-Ok. - westchnęłam i wstałam. Ruszyliśmy do Sali Wyjściowej.
-Przepraszam... - mruknął.
-To nie twoja wina, że twoja matka zachorowała. - westchnęłam.
-Moja matka nie jest chora. - powiedział, spojrzałam na niego pytająco. - Jest w ciąży. - zakrztusiłam się własną śliną.
-Ty mówisz serio?! - pokiwał głową.
-Wiem, to dziwne... - mruknął.
-I że twoi rodzice dalej TO robią? - spytałam z wielkimi oczami.
-Najwidoczniej. - mruknął z obrzydzeniem. - Drugi miesiąc, wcześniej uczyła, bo nic nie było widać.
-Dlaczego akurat moja matka?! - krzyknęłam ze smutkiem.
-Też się zastanawiam dlaczego moi rodzice uczą w tej szkole, codziennie. -Ja już muszę lecieć, pa. - cmoknęłam go w policzek i pobiegłam do lochów. Gdy już tam byłam wzięłam książki do OPCM i ruszyłam na lekcje. Siedziałam przed klasą i czekam aż profesor Weasley się zjawi... Obok mnie znikąd pojawiła się Stephanie Wood, no tak lekcje z Gryfonami. Stephanie nie mogę nazwać moją przyjaciółką, ale jest moją kumpelą, jedno z najlepszych.
-Co taka smutna? - spytała kładąc głowę na moim ramieniu.
-Profesor Weasley... - prychnęłam.
-Mój ojciec uczy w tej szkole, wiem co czujesz. - mruknęła.
-Ale twój ojciec jest superowy! - oburzyłam się.
-Tiaaaaa... - prychnęła.
-No tak. - uśmiechnęłam się przypominając sobie przystojnego nauczyciela.
-Czy ty się uśmiechnęłaś wyobrażając sobie mojego ojca?! - krzyknęła z obrzydzeniem.
-Może... - szepnęłam. - Weasley idzie! - weszliśmy do sali. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce, usiadł ze mną Scorpius, a przed nami Wood i Al.
-Nazywam się Hermiona Weasley, przez bliżej nieokreślony czas będę was uczyć. - uśmiechnęła się, paru chłopaków westchnęło z rozmarzeniem!
-Scorpius poćwiartuj mnie Sectumsemprą... - szepnęłam.
-Spokojnie Rose, będzie dobrze... Czy to Harrison ślini się do twojej matki? - prawie krzyknął.
-Merlinie kochany, co ja ci zrobiłam? - mruknęłam naburmuszona. - I tak, Harrison ślini się do mojej matki. A ten idiota kiedyś mi się podobał...
-Serio Danny Harrison ci się podobał? - spytał zdziwiony.
-Oj tak. - szepnęłam uśmiechając się do wspomnień.
-Skoro ja wiem kto tobie się podobał...  - zaczął.
-Przejdź do sedna...
-Mi się kiedyś podobała Pervinca Stone. - zaśmiał się.
-Pervinca? Ta co przyjechała z Ukrainy? - spytałam.
-Ta samiusieńka.... - mruknął.
-Czy ktoś chciałby na ocenę wyczarować patronusa? - spytała matka. - Rose?
-Ugh mamoooo.... znaczy pani profesor... - ostatni wyraz warknęłam. - No dobrze. - westchnęłam wstając.
-Jeszcze ci pokażę. - szepnęłam matce do ucha. Stanęłam na środku, wyciągnęłam rożdżkę.
-Expecto Patronum! - krzyknęłam, a z mojej różdżki wyleciał skorpion. Wszyscy zaczęli klaskać.
-Brawo Rosie. - zgromiłam ją wzrokiem. - Wybitny. Zostaniesz chwilę po lekcjach?
-No dobrze... - mruknęłam i poszłam do ławki.
-Świetnie ci poszło. - uśmiechnął się blondyn.
-Dziękuję. - odpowiedziałam tym samym i objęłam go ostrożnie, tak żeby matka nie zobaczyła. Po jakimś czasie zadzqonił dzwonek, gdy wszyscy wyszli podeszłam do biurka matki na nim usiadłam.
-Czego chciałaś kobieto? - spytałam.
-Rose nie tym tonem do matki. - powiedziała poważnie. - Jak mi poszło?
-Spoko. Ty dałaś mi Wybitny, bo...
-Bo zasłużyłaś, Rosie. Moja mała dziewczynka, oglądałam twoje oceny. Świetne są. - uśmiechnęła się pakując rzeczy. - Jestem z ciebie dumna.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
-Profesor Sabrina dużo was nauczyła. Nie wiem czy ci mówiłam, ale Sabrina jest moją przyjaciółką.
-Na serio? - spytałam. - Napewno wiesz, że ona wcale nie jest chora, ale jest...
-W ciąży. - uśmiechnęła się. - Skąd wiesz?
-Przyjaźnię się z jej synem.
-Tak przy okazji czy coś cię lączy z Scoropiusem? - spytała.
-Przyjaźń. A wiesz, że Teddy uczy zaklęć?
-Wiem.
-A przy okazji muszę lecieć na Zaklęcia. - mruknęłam i cmoknęłam mamę w policzek.
*
Usiadłam przed salą zaklęć i czekałam na kogokolwiek.
-Buuu! - przestraszyłam się jak nigdy dotąd.
-Al! Scorpius! - krzyknęłam trzymając się za serce i ciężko oddychając. 
-No co? - spytał Potter wzruszając ramionami.
-Przestraszyliście mnie! - powiedziałam z irytacją.
-Rosie nie obrażaj się. - westchnął Malfoy obejmując mnie.
-Mów lepiej czego matka chciała. - uśmiechnął się Al.
-Gadałyśmy o szkole, Teddy'm - spojrzałam na Scorpiusa powstrzymując śmiech. - o Scorpiusie i o mnie...
-O mnie? - zdziwił się.
-Pytała co nas łączy.... - zaśmiałam się. Spojrzałam na zbliżającą się postać Teda Lupina, podbiegłam do niego.
-Cześć Lupin! - uśmiechnęłam się.
-Hej Rosie, chciałem przeprosić za to co było w Hogsmead. Po prostu zdenerwowałem się widząc ciebie i mojego kuzyna. - westchnął.
-Spoko Ted. Co będzie na lekcji?
-Zaklęcie... Silencio. - mruknął.
-Ale... ale... - zaczęłam. Weszliśmy do klasy usiadłam, po mojej prawicy Al, a mojej lewicy Scorpius.
-Jestem Teddy Lupin, znacie mnie. - jakieś dziewczyny westchnęły rozmarzone.
-Ogarnijcie się! Teddy
... profesor Lupin nie lubi takiego zachowania! - krzyknęłam.
-Dziękuję Rose. Zaklęcie Silencio to zaklęcie uciszające przeciwnika, dobra kompletnie nie wiem co mam tu robić... więc poćwiczcie zaklęcie Wingardium Leviosa.
-Profesorze, to zaklęcie z pierwszej klasy! - oburzyła się jakaś blondynka.
-Rose podejdź tu. - mruknął Lupin.
-Czego chciałeś Ted? - spytałam.
-Wiesz może czy mogę was zwolnić do Pokoi Wspólnych?
-Pójdę po mamę, dziś miała tylko z nami. - westchnęłam.
-Jesteś wielka Rosie.
-Chyba nie aż tak wielka, panie metr dziewięćdziesiąt dwa... - mruknęłam i poszłam po profesor Weasley, ugh jak to brzmi?!?!
*
Siedziałam w Pokoju Wspólnym i patrzyłam na z daleka na tablicę ogłoszeń. Spojrzałam w lustro które przywlokły tu trzecio klasistki i zobaczyłam tajemniczy błysk w moich oczach.
-Ha nie przestraszysz mnie! - krzyknęłam do Scorpiusa.
-A już myślałem...
- Czy my dziś nie mamy... dyżuru?
-Szlag! Mamy! - pobiegł do wyjścia, a ja za nim.
-Idziemy razem. - postanowiłam biorąc go pod ramię.

******************
Większość rozdziału pisana na telefonie :p Tytuł bardzo kontrowersyjny... Pozdrawiam gorąco.

2 komentarze:

  1. Fajne... tytuł bardzo interesujący...
    i Teddy, który nie wie co zrobić na lekcji XD
    Najbardziej rozwaliło mnie "Twoi rodzice nadal TO robią ?!" nie no padłam na podłogę :)
    szkoda, że nie ma Albusika ja za nim tęsknię :(
    brak Albusika tak bardzo.....
    Ale Rosie i Scorpusika też lubię nie martw się :)
    czekam na next>>>>>> byle szybko i albusikowo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie polecam się na przyszlość :p Loff pozdrawiam! <3

      Usuń