Bardzo kontrowersyjny tytuł xD *********************
Rozdział 10
Perspektywa Rose.
Otworzyłam oczy, podniosłam się powoli i spojrzałam na śpiącego Pottera. Wstałam i usiadłam na jego łóżku.
-Dlaczego się na mnie gapisz? - spytał uśmiechając się.
-Tak słodko wyglądałeś. Właśnie, WYGLĄDAŁEŚ. Już nie wyglądasz! - zaśmiałam się.
-Ja zawsze słodko wyglądam. - oburzył się robiąc maślane oczy.
-Nie jesteś zbyt pewny siebie? - zapytałam z podłym uśmiechem.
-Nie księżniczko. - powiedział głaskając mnie po głowie.
*
-Scorpius! Oddaj. Mi. Tą. Torbę! - krzyczałam podskakując, próbując dosięgnąć Malfoya, a dokładniej jego ręki w której trzymał moją torbę.
-Poproś ładnie. - uśmiechnął się.
-Malfoy... znaczy proszę.... - mruknęłam.
-Oddać ci? - spytał z poważną miną.
-Tak! - uśmiechnęłam sie uroczo.
-No masz. - powiedział podając mi torbę.
-Dziękuję. - zaśmiałam się i ruszyłam do Wielkiej Sali, na śniadanie.
-Rose! - krzyknął za mną, odwróciłam się, a on podszedł do mnie. - Dziś idziemy do Hogsmead.
-Po co? Z tobą idę w sobotę. - mruknęłam.
-Musimy kupić te rzeczy na imprezę Hallowen'ową! - krzyknął.
-Och, no tak... - pisnęłam waląc się dłonią w czoło.
-No właśnie... To dzisiaj? - spytał.
-A nie możemy w sobotę, jak tam pójdziemy na "randkę"? - zaśmiałam się.
-Okej. Kupimy sobie od razu ciuchy. - postanowił.
-Spoko... Merlinie zapomniałam! - krzyknęłam.
-O czym? - zapytał z ciekawością.
-Nic, nic. - mruknęłam i pobiegłam na śniadanie, usiadłam obok Albusa i Arri. Spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Co się stało? - spytali.
-Al! Pamiętasz? Ja mam urodziny, w Halloween! - uśmiechnęłam się.
-Pamiętam, księżniczko. Owww, to za tydzień! - mruknął.
-Oczekuje imprezki! - zaśmiałam się.
-Będzie bal, nie wystarczy? - spytał.
-Nie, bo ja i Malfoy organizujemy ten bal, więc sorry! - powiedziałam poważnie.
-No dobrze, dobrze królowo. - mruknął.
-Ja już muszę lecieć! - krzyknęłam biorąc ze stołu tosta. - Pa!
-Ale... gdzie ty idziesz? - spytała Arri.
-Muszę coś załatwić! - wrzasnęłam odwracając się w ich stronę i.... na kogoś wpadłam. Ja zawsze muszę wpadać na tą jedną osobę?
-Rose! - krzyknął zdenerwowany.
-Przepraszam! - uśmiechnęłam się.
-Przyjmuję. - mruknął.
-Właśnie szłam cię szukać.
-Czegóż królowa odemnie chce? - spytał.
-Idziemy dzisiaj do Hogsmead, idziemy do McGonagall, może zwolni nas z lekcji! - uśmiechnęłam się.
-To idziemy. - powiedział i ruszyliśmy w stronę stołu nauczycielskiego. McGonagall od razu wstała i do nas podeszła.
-Dzień dobry. - przywitaliśmy się grzecznie.
-Chcieliście coś? - spytała miło.
-Czy moglibyśmy pójść dzisiaj do Hogsmead, po te rzeczy na Halloween? - zapytaliśmy.
-Oczywiście. Możecie pójść teraz, w czasie lekcji. - uśmiechnęła się.
-Dziękujemy. Do widzenia. - mruknęliaśmy i skierowaliśmy się do wyjścia.
-Coś załatwo poszło. - szepnęłam do Malfoya.
-No. Racja. - przyznał.
*
Wstąpiliśmy do Magicznych Dowcipów Weasleyów.
-Witaj Mia. - przywitałam się z ekspedientką.
-Cześć Rose! - uśmiechnęła się. - To twój chłopak? To chyba Scorpius Malfoy!
-To nie jest... - zaczęłam.
-Nie jestem jej chłopakiem... - dokończył Malfoy. - I tak jestem Scorpius Malfoy.
-Miło mi cię... poz... poznać. - zająkała się. - Czego szukacie?
-Organizujemy bal Halloween'owy, potrzebujemy na niego rzeczy. - uśmeichnęłam się głupio.
-Okej. Rachunek na szkołę? - spytała, pokiwałam głową. - Okej, jutro z samego rana przyjadą.
-Dzięki Mia. Pa. - mruknęłam i pociągnęłam Scorpiusa za sobą. - Idziemy po ubrania?
-Oczywiście. - uśmeichnął się.
-Kurczę! Nie wzięłam galeonów! - krzyknęłam zatrzymując się.
-Ja ci pożyczę. - odparł spokojnie.
-Nie. Pójdę w worku po ziemniakach! - uśmiechnęłam się.
-O nie moja droga! Ja ci kupię tą sukienkę i koniec. - zaczął pchać mnie w stronę sklepu. Weszliśmy do madame Johnes.
-Dzień dobry panno Weasley, panie Malfoy. Co was do mnie sprowadza? - spytała pół olbrzymka o miłym wyrazie twarzy.
-Chcieliśmy kupić stroje na bal Halloween'owy. - odpowiedziałam grzecznie.
-Dennis! - krzyknęła i po chwili przyszedł jej mąż. - Zajmij się chłopakiem.
-Dobrze, skarbie. - uśmeichnął się i poszedł że Scorpiusem do innego pokoju.
-Masz bardzo ładną figurę, Rose. - powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Eeeee... dziękuję. - uśmiechnęłam się niepewnie. Kobieta zaczęła mnie mierzyć.
*
-Jak się podoba? - spytała z triumfalnym uśmiechem.
-Cudowna! - pisnęłam.
-Teraz się przebieraj. - wskazała dłonią przebieralnie. Zrobiłam co poiwedziała, przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od rudowłosej istoty w lustrze, tak chodziło o mnie. Rude włosy spięte w luźny warkocz opadały na prawe ramię, brązowe oczy błyszczały tajemniczo, a całości dopełniały malinowe usta i blada cera przypominająca porcelanę z delikatnymi piegami. Jednym słowem: wyglądałam zniewalająco! Szybko się przebrałam i wróciłam do madame Johnes. Czekał tam już Scorpius, przez chwilię na niego patrzyłam, ba! Gapiłam się na niego.
-Rose! Obudź się! - krzyknął Malfoy machając mi ręką przed twarzą.
-Ja nie śpię! - uśmiechnęłam się. Scorpius po chwili zapłacił za nasze ciuchy i wziął swoją torbę, a ja moją. Wyszliśmy na zewnątrz.
-Która godzina? - spytałam.
-12:24. - odpowiedział z uśmiechem.
-Lekcje kończą się o... - zaczęłam.
-Szesnastej. - dokończył za mnie.
-Idziemy na nie? - zapytałam.
-Nie. Teraz wypadają nam dwie lekcje z Parkinson! - oburzył się. - Chyba nie chcesz patrzeć na jej krzywą mordę, hę?
-Oczywiście, że nie chcę! Jeszcze jak faworyzuje swoją córeczkę, która i tak jest przypadkiem! - zaśmiałam się.
-Jej matka zapewne nawet nie wie, kto jest ojcem Iriss. - mruknął powstrzymując uśmiech.
-Iriss Parkinson... błagam! Co za imię?! - wybuchłam śmiechem.
-Iriss, pochodzi od kwiatu. Tak jak twoje imię i twojej kuzyneczki.
-W szkole zapewne jest więcej osób co mają imiona od kwiatów, w Ravenclawie jest chyba jakaś Daisy, w Hufflepuffie jakaś Primrose, a w Gryffindorze jest... jest... Marigold i Poppy, a w naszym cudownym Slytherinie, nasza mniej cudowna Iriss i chyba jakaś Rosemary.... no i ja, Rose. - zaśmiałam się.
-Zauważyłaś, że w większości imion pochodzących od kwiatów jest "rose"? - spytał z uśmiechem.
-No tak. Jestem najlepsza, co nie?! - uśmiechnęłam się promiennie.
-W Gryffindorze jest jeszcze Lily. - dodał.
-No tak. Wiedziałeś, że imię matki Iriss też pochodzi od kwiatu? - zapytałam z ciekwością.
-Tak. Pansy Parkinson i jej cudna córeczka Iriss. - powiedział ironicznie.
-Taaaaaa... Może jednak wrócimy? - spytałam z niepokojem.
-Skoczmy jeszcze na piwo kremowe. Co ty na to?
-Okej. - westchnęłam i ruszyłam do Trzech mioteł, a Malfoy za mną. Byliśmy już w barze, ja zajęłam miejsca, a Scorpius poszedł po zamówienia. Usiadłam i patrzyłam na blondyna zbliżającego sie z dwoma piwiami kremowymi. Zajął miejsce na przeciwko mnie, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, on złapał mnie za rękę. Splotliśmy nasze dłonie razem i...
-Nie chciałbym przerywać tej jakże romantycznej chwili, ale Rose! Ty jesteś Weasley! - krzyknął ktoś, poznałam ten głos. Odwróciłam powoli głowę, chciałam się już na niego rzucić.
-Teddy! - krzyknęłam wściekła. - Lupin!
-Tak się nazywam. - mruknął.
-I ty śmiesz się nazywać nauczycielem? - spytałam krzyżując ręce na piersi.
-Tak. Ja tutaj tylko na zastępstwo, Flitwick wcale nie odszedł na emeryturę. Na urlop pojechał. - odpowiedział młody Lupin.
-Aha. - warknęłam. - Jakby nie patrzeć, Scorpius to twój kuzyn, nie ja!
-Wiem, ale my się prawie w ogóle nie znamy. Moją rodziną, jest rodzina Weasley i to się nie zmieni. - odparł z uśmiechem.
-Zdajesz sobie sprawę, że te dziewczyny w szkole, żeby nie powiedzieć brzydziej... teraz za tobą szaleją, chodzą, mają mętlik w głowie... i będą robić wszystko, żeby zarobić szlaban u Teddy'ego Lupina? - spytałam poważnie, próbując delikatnie odsunąć temat od rodziny.
-Tak. Mi to pasuje. - uśmiechnął się szarmancko.
-Idiota... - mruknęliśmy że Scorpiusem w tym samym czasie.
-Poprawka. Kochany idiota, Rosie. - uśmeichnął się, chyba nie usłyszał Malfoya.
-Kochany idiota Teddy Lupin, będzie robił zakazane rzeczy z uczennicami na szlabanach, hę? - spytałam z ironią
-A nawet jeśli? Chcesz też? - zapytał obejmując mnie.
-Jesteś moim kuzynem! - krzyknęłam. - Fuj, ble, fuuuuuuj!
-Nie rodzonym, Rose. - powiedział i puścił do mnie oko, usiadłam, a on obok mnie, dalej mnie obejmując.
-Ale i tak nim jesteś! Znamy się od dziecka! - krzyknęłam.
-Przemyśl to jeszcze. - uśmiechnął się i pocałował mnie w szyję, muszę przyznać (chociaż naprawdę nie chcę!) było fajnie. Spojrzałam mu w oczy, a później Scorpiusowi.
-Wiesz co Ted? - spytałam wyzywająco patrząc mu w oczy.
-Nie wiem, królewno. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Mogę to robić. Okej. - uśmiechnęłam się i wstałam. - Ale z nim. - powiedziałam siadając na kolanach Scorpiusowi. Spojrzałam mu w oczy, piękne stalowe oczy... Malfoy uśmiechnął się, a młodemu Lupinowi zrzedła mina.
-Zdziwiłaś mnie. - szepnął mi do ucha blondyn.
-Po to tu jestem. - odparłam z uśmiechem.
-Halo! Ja tu jestem! - krzyknął Teddy. - Rose, skończyłabyś się z nim migdalić. Stać cię na kogoś lepszego!
-Wiemy... - warknęłam, a wraz ze mną Malfoy.
-To, że masz swój zespół, byłeś Aurorem i wszystkie kobiety, nawet mugolskie, cię kochają! Nie znaczy, że możesz mówić co mam robić! - krzyknęłam,wstałam i stanęłam naprzeciwko niego. Musiało to wyglądać przekomicznie, chłopak 192 centymetry i dziewczyna 166 centymetrów, która chce mu przyłożyć. - Lupin! - wrzasnęłam i zaczęłam go bić piąstkami po torsie.
-Spokojnie, Rosie. Spokojnie. - powiedział i złapał mnie za nadgarstki.
-Jeszcze raz zrób to co wcześniej, a powiem babci Molly! Wiesz jak ona cię uwielbia! - warknęłam wyrywając ręce z jego uścisku i siadając spowrotem na kolanach Scorpiusa. - No na co czekasz, idź! - krzyknęłam, a Lupin wyszedł.
-Ty to umiesz przywrócić mężczyzn do pionu. - zaśmiał się blondyn.
-Wiem. - uśmiechnęłam się słodko. - Ciebie też bym mogła!
-No nie wiem. Nie wiem. - wyszczerzył zęby.
-Tak! - krzyknęłam i pokazałam mu język. - Wracajmy już!
-Chcesz wracać? - spytał unosząc jedną brew do góry, wyglądał tak słodko. - Myślałem, że się fajnie bawimy...
-Taaak! Jest cudownie... ale... - nie wiedziałam co powiedzieć.
-Ale ja jestem Malfoy, a ty Weasley?
-Czy to ma jakiś związek?
-Związek, to my możemy mieć... - powiedział.
-Jakiś ty zabawny... - mruknęłam ironicznie i wstałam. Skierowałam się do wyjścia, a zdzezorientowany blondyn za mną. Odwróciłam się i patrzyłam na niego chwilę, moj wzrok zatrzymał się na jego ustach.
-Mam tu coś? - spytał wskazując swoje wargi.
-Nie... - mój wzrok skierował się na jego stalowe oczy. - Ale ty masz ładne oczy... - palnęłam zanim zdążyłam się ugryźć w język.
-Ty też masz ładne. - mruknął zbliżając się do mnie. Uśmiechnęłam się.
-Dobra chodźmy do zamku. - krzyknęłam i zaczełam się kierować do Hogwartu. - OPCM?
-Tak, za pół godziny teraz lunch. - uśmiechnął się i w ciszy poszliśmy do zamku.
*
Usiadłam przy stole Ślizgonów, on poszedł do kolegów, a ja do Albusa i Arri.
-Rose! Już wróciliście? - spytali.
-Wszystko załatwione, spokojnie. - mruknęłam.
-Drodzy uczniowie! - rozbrzmiał głos dyrektorki. - Profesor Zabini jest na zwolnieniu lekarskim, jej stanowisko obejmie... - i weszła, szatynka o wielkich brązowych oczach, ubrana elegancko. - Hermiona Weasley!
-Merlinie!!! - krzyknęłam i zakrztusiłam się sokiem dyniowym.
-Witam was! - uśmiechnęła się. - Nazywam się Hermiona Weasley, jestem założycielką organizacji WESZ oraz pracuję w Departamencie Przeatrzegania Prawa Czarodziejów. - uśmiechnęła się.
-Czego? - dało się usłyszeć w Wielkiej Sali, moja matka tylko się zaśmiała i usiadła obok Zabiniego i Hagrida, zaczęła z nimi rozmawiać.
-Dziękujemy panno Gran... pani Weasley. Można jeść. - klasnęła w ręce dyrektorka.
-Świetnie! - krzyknęłam osuwając się pod stół, wszyscy popatrzyli na mnie.
-Rose. - powiedział spokojny, opanowany głos.
-Tak? - spytałam nie patrząc na rozmówcę.
-Możemy pójść pogadać, w cztery oczy? - tu spojrzał na Pottera, Arri i zbliżającego się Malfoya.
-Ok. - westchnęłam i wstałam. Ruszyliśmy do Sali Wyjściowej.
-Przepraszam... - mruknął.
-To nie twoja wina, że twoja matka zachorowała. - westchnęłam.
-Moja matka nie jest chora. - powiedział, spojrzałam na niego pytająco. - Jest w ciąży. - zakrztusiłam się własną śliną.
-Ty mówisz serio?! - pokiwał głową.
-Wiem, to dziwne... - mruknął.
-I że twoi rodzice dalej TO robią? - spytałam z wielkimi oczami.
-Najwidoczniej. - mruknął z obrzydzeniem. - Drugi miesiąc, wcześniej uczyła, bo nic nie było widać.
-Dlaczego akurat moja matka?! - krzyknęłam ze smutkiem.
-Też się zastanawiam dlaczego moi rodzice uczą w tej szkole, codziennie. -Ja już muszę lecieć, pa. - cmoknęłam go w policzek i pobiegłam do lochów. Gdy już tam byłam wzięłam książki do OPCM i ruszyłam na lekcje. Siedziałam przed klasą i czekam aż profesor Weasley się zjawi... Obok mnie znikąd pojawiła się Stephanie Wood, no tak lekcje z Gryfonami. Stephanie nie mogę nazwać moją przyjaciółką, ale jest moją kumpelą, jedno z najlepszych.
-Co taka smutna? - spytała kładąc głowę na moim ramieniu.
-Profesor Weasley... - prychnęłam.
-Mój ojciec uczy w tej szkole, wiem co czujesz. - mruknęła.
-Ale twój ojciec jest superowy! - oburzyłam się.
-Tiaaaaa... - prychnęła.
-No tak. - uśmiechnęłam się przypominając sobie przystojnego nauczyciela.
-Czy ty się uśmiechnęłaś wyobrażając sobie mojego ojca?! - krzyknęła z obrzydzeniem.
-Może... - szepnęłam. - Weasley idzie! - weszliśmy do sali. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce, usiadł ze mną Scorpius, a przed nami Wood i Al.
-Nazywam się Hermiona Weasley, przez bliżej nieokreślony czas będę was uczyć. - uśmiechnęła się, paru chłopaków westchnęło z rozmarzeniem!
-Scorpius poćwiartuj mnie Sectumsemprą... - szepnęłam.
-Spokojnie Rose, będzie dobrze... Czy to Harrison ślini się do twojej matki? - prawie krzyknął.
-Merlinie kochany, co ja ci zrobiłam? - mruknęłam naburmuszona. - I tak, Harrison ślini się do mojej matki. A ten idiota kiedyś mi się podobał...
-Serio Danny Harrison ci się podobał? - spytał zdziwiony.
-Oj tak. - szepnęłam uśmiechając się do wspomnień.
-Skoro ja wiem kto tobie się podobał... - zaczął.
-Przejdź do sedna...
-Mi się kiedyś podobała Pervinca Stone. - zaśmiał się.
-Pervinca? Ta co przyjechała z Ukrainy? - spytałam.
-Ta samiusieńka.... - mruknął.
-Czy ktoś chciałby na ocenę wyczarować patronusa? - spytała matka. - Rose?
-Ugh mamoooo.... znaczy pani profesor... - ostatni wyraz warknęłam. - No dobrze. - westchnęłam wstając.
-Jeszcze ci pokażę. - szepnęłam matce do ucha. Stanęłam na środku, wyciągnęłam rożdżkę.
-Expecto Patronum! - krzyknęłam, a z mojej różdżki wyleciał skorpion. Wszyscy zaczęli klaskać.
-Brawo Rosie. - zgromiłam ją wzrokiem. - Wybitny. Zostaniesz chwilę po lekcjach?
-No dobrze... - mruknęłam i poszłam do ławki.
-Świetnie ci poszło. - uśmiechnął się blondyn.
-Dziękuję. - odpowiedziałam tym samym i objęłam go ostrożnie, tak żeby matka nie zobaczyła. Po jakimś czasie zadzqonił dzwonek, gdy wszyscy wyszli podeszłam do biurka matki na nim usiadłam.
-Czego chciałaś kobieto? - spytałam.
-Rose nie tym tonem do matki. - powiedziała poważnie. - Jak mi poszło?
-Spoko. Ty dałaś mi Wybitny, bo...
-Bo zasłużyłaś, Rosie. Moja mała dziewczynka, oglądałam twoje oceny. Świetne są. - uśmiechnęła się pakując rzeczy. - Jestem z ciebie dumna.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
-Profesor Sabrina dużo was nauczyła. Nie wiem czy ci mówiłam, ale Sabrina jest moją przyjaciółką.
-Na serio? - spytałam. - Napewno wiesz, że ona wcale nie jest chora, ale jest...
-W ciąży. - uśmiechnęła się. - Skąd wiesz?
-Przyjaźnię się z jej synem.
-Tak przy okazji czy coś cię lączy z Scoropiusem? - spytała.
-Przyjaźń. A wiesz, że Teddy uczy zaklęć?
-Wiem.
-A przy okazji muszę lecieć na Zaklęcia. - mruknęłam i cmoknęłam mamę w policzek.
*
Usiadłam przed salą zaklęć i czekałam na kogokolwiek.
-Buuu! - przestraszyłam się jak nigdy dotąd.
-Al! Scorpius! - krzyknęłam trzymając się za serce i ciężko oddychając.
-No co? - spytał Potter wzruszając ramionami.
-Przestraszyliście mnie! - powiedziałam z irytacją.
-Rosie nie obrażaj się. - westchnął Malfoy obejmując mnie.
-Mów lepiej czego matka chciała. - uśmiechnął się Al.
-Gadałyśmy o szkole, Teddy'm - spojrzałam na Scorpiusa powstrzymując śmiech. - o Scorpiusie i o mnie...
-O mnie? - zdziwił się.
-Pytała co nas łączy.... - zaśmiałam się. Spojrzałam na zbliżającą się postać Teda Lupina, podbiegłam do niego.
-Cześć Lupin! - uśmiechnęłam się.
-Hej Rosie, chciałem przeprosić za to co było w Hogsmead. Po prostu zdenerwowałem się widząc ciebie i mojego kuzyna. - westchnął.
-Spoko Ted. Co będzie na lekcji?
-Zaklęcie... Silencio. - mruknął.
-Ale... ale... - zaczęłam. Weszliśmy do klasy usiadłam, po mojej prawicy Al, a mojej lewicy Scorpius.
-Jestem Teddy Lupin, znacie mnie. - jakieś dziewczyny westchnęły rozmarzone.
-Ogarnijcie się! Teddy
... profesor Lupin nie lubi takiego zachowania! - krzyknęłam.
-Dziękuję Rose. Zaklęcie Silencio to zaklęcie uciszające przeciwnika, dobra kompletnie nie wiem co mam tu robić... więc poćwiczcie zaklęcie Wingardium Leviosa.
-Profesorze, to zaklęcie z pierwszej klasy! - oburzyła się jakaś blondynka.
-Rose podejdź tu. - mruknął Lupin.
-Czego chciałeś Ted? - spytałam.
-Wiesz może czy mogę was zwolnić do Pokoi Wspólnych?
-Pójdę po mamę, dziś miała tylko z nami. - westchnęłam.
-Jesteś wielka Rosie.
-Chyba nie aż tak wielka, panie metr dziewięćdziesiąt dwa... - mruknęłam i poszłam po profesor Weasley, ugh jak to brzmi?!?!
*
Siedziałam w Pokoju Wspólnym i patrzyłam na z daleka na tablicę ogłoszeń. Spojrzałam w lustro które przywlokły tu trzecio klasistki i zobaczyłam tajemniczy błysk w moich oczach.
-Ha nie przestraszysz mnie! - krzyknęłam do Scorpiusa.
-A już myślałem...
- Czy my dziś nie mamy... dyżuru?
-Szlag! Mamy! - pobiegł do wyjścia, a ja za nim.
-Idziemy razem. - postanowiłam biorąc go pod ramię.
******************
Większość rozdziału pisana na telefonie :p Tytuł bardzo kontrowersyjny... Pozdrawiam gorąco.
Fajne... tytuł bardzo interesujący...
OdpowiedzUsuńi Teddy, który nie wie co zrobić na lekcji XD
Najbardziej rozwaliło mnie "Twoi rodzice nadal TO robią ?!" nie no padłam na podłogę :)
szkoda, że nie ma Albusika ja za nim tęsknię :(
brak Albusika tak bardzo.....
Ale Rosie i Scorpusika też lubię nie martw się :)
czekam na next>>>>>> byle szybko i albusikowo :*
Nie polecam się na przyszlość :p Loff pozdrawiam! <3
Usuń