piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 15. - Impreza.

Rozdział 15.

Perspektywa Jamesa.

Miałem się udać do Wieży Gryffindoru, ale zatrzymał mnie jeden drugoklasista.
- Przesyłka dla pana Pottera. - powiedział wręczajac mi list, by za chwilę zniknąć za korytarzem. Spojrzałem na kopertę, była zielona, ślizgońsko zielona. Postanowiłem zostawić otwarcie jej aż wrócę do dormitorium, schowałem ja do kieszeni i pewnym krokiem ruszyłem schodami w gore.
*
Opadłem na łóżko i wyciągnąłem list z kieszeni, otworzyłem go:

Poznać sekret wroga możesz,
Jeśli szczerze mi odpowiesz.
Dziewczyny tej nienawidzisz,
Ona kocha Cię, a ty ją krzywdzisz.
Myślisz, że wredna dla ciebie jest bez powodu?
To się srogo mylisz, to już koniec mojego wywodu.

- Ryan mnie kocha?! - krzyknąłem. Moje myśli skupiały się na jej czarnych włosach, zielonych oczach i jej twarzy, gdy leżała w Skrzydle Szpitalnym, gdy wyglądała tak łagodnie, delikatnie i miło... Ale nie, ja jestem gejem i nie lubię April Ryan, ba, ja jej nienawidzę!

Perspektywa Scorpiusa.

Dziewczyny zniknęły w dormitorium Parkinson i Nott, na pewno przygotowują się do imprezy... Usiadłem na jednym z foteli w Pokoju Wspólnym.
- To miłe, że martwisz się o Rose. - usłyszałem za sobą szept.
- To logiczne... - zacząłem, ale przerwałem, bo do Salonu Ślizgonow wpadło jak poparzone pewne rude stworzenie - Lilyanne Potter.
- Skąd znasz hasło? - spytał Al.
- Hehe, ma się ten czar. - błysnęła zębami. Potter spojrzał uważnie na twarz siostry.
- Dlaczego się tak mocno zaczęłaś malować? - zapytał poważnie.
- Wiesz Al... Jestem już duża, mądra i ładna, ale przede wszystkim duża...
- Do rzeczy. - powiedział.
- Ja... Ja zamierzam w tym roku... Stracić dzie... dziewictwo. - mruknęła pod nosem. Al zrobił oczy wielkie jak talerze, a ja zakrztusiłem się własną śliną.
- Masz czternaście lat! - krzyknął Al.
- I to jest odpowiedni wiek na pierwszy raz. Tobie też radzę.
- Małe, rude i wredne. - warknął Potter. - Dobra, rób co chcesz znikaj!
- Okej, okej. Pa Scorrrr... - mruknęła i wyszła.
- Dziwne rude stworzenie... - westchnąłem.

Perspektywa Jamesa.

Gratulacje. Zgadza się. - usłyszałem w swoich myślach, spojrzałem na list. Zmienił treść:

Ona cię kocha,
co noc szlocha.
Jej największego sekretu nikomu nie zdradzi,
choć sobie nie radzi.
Jeśli sekret ten poznać chcesz,
idź za światłem.
Poprowadzi ono cię.

Przeczytałem i przed moimi oczami pojawił się niebieski ognik. Zacząłem za nim iść, jeden znikał i pojawiał się następny, nieco dalej. Zaprowadziły mnie do jakiegoś pomieszczenia na piątym piętrze. Drzwi otworzyły się same przede mną. Wszedłem niepewnie do środka.
- Gdzie ja jestem? - spytałem na głos.
W pokoju April się znajdujesz,
musisz znaleźć przedmiot i obiecać, że tej wiedzy nie zmarnujesz. - odezwał się głos w moich myślach.
- Jakaś podpowiedź? - spytałem.
Dla każdej nastolatki rzecz najcenniejsza,
myśli swe najskrytsze tam zapisuje.Nie jest ona duża lecz też nie najmniejsza. - powiedział głos.
- A dokładniej?
Coś co na ścianie wisi,
zdobi pokój, kryje jej myśli.
Po odchyleniu go głęboko zajrzeć możesz lecz tylko jedna rzecz się tam kryje. - szepnął w mojej głowie.
- Obraz? Tylko któ... Tu jest tylko jeden obraz. - stwierdziłem i do niego ruszyłem. Odchyliłem obraz i wyjąłem z dziury za nim pamiętnik April. Czarno - srebrno - zielony zeszyt na którym tańczyły węże. Otworzył się na jednej ze stron, sam.
Przeczytałem uważnie:
„Najgorszy dzień mojego życia..."
Drogi pamiętniku!
Jest przerwa świąteczna, rodzice jak zwykle nie przyjechali po mnie na peron, przysłali naszego skrzata, jak zawsze... Powiedziałam mu, że sama dotrę do domu, że ma przygotować pyszny obiad, a ja jak wrócę mu pomogę sprzątać. Po długim namyśle zgodził się i zniknął z pstryknięciem palców. Postanowiłam, że pójdę sobie do domu na nogach, nie mieszkam przecież daleko. To była najgorsza decyzja mojego życia. Szłam ulicą Pokątną do Dziurawego Kotła. Czułam że ktoś mnie obserwuje, miałam rację. Chwilę później ktoś wciągnął mnie do ciemnego zaułka i pozbawił dziewictwa, zgwałcił mnie i pobił. Zostawił jak śmiecia i uciekł, po godzinie znalazł mnie mój kuzyn, nic nie powiedziałam poza tym: „Zaprowadź mnie do domu". Od tego zdarzenia nie ufam żadnemu mężczyźnie, poza ojcem. Cztery miesiące później strasznie bolał mnie brzuch, wymiotowałam, miałam straszne humorki i zachcianki oraz byłam wredna, bardzo wredna. Zaczął mi rosnąć brzuch, wszyscy to zauważyli: uczniowie zaczęli mnie wyzywać od puszczalskich, dziwek, szmat, suk i innych mian jakimi określa się młodą dziewczynę bez chłopaka w ciąży, a nauczyciele się o mnie trochę martwili, tylko trochę, bo kogo ja obchodzę? Było wyjście do Hogsmead, zaczepił mnie jakiś gość, zobaczył mój brzuch i sprzedał mi jakieś pigułki „na pozbycie się problemu", biegiem wróciłam do Hogwartu, bez zastanowienia zjadłam całą paczkę i popiłam ognistą whiskey. Zemdlałam i nie budziłam się przez trzy dni, nikt się nie zastanawiał gdzie byłam... Jak zawsze. Chciałam umrzeć, tu i teraz. Nikt się mną nie przejmował, a ja myślałam o Jamesie Potterze i dalej o nim myślę...
xxx April xxx

Byłem zszokowany tym co przeczytałem. Ręka mi się trzęsła.Nawet Ryan nie zasługiwała na coś takiego. Jak można coś takiego komuś zrobić!?Zrobiło mi się jej trochę żal. Odłożyłem jej pamiętnik i wyszedłem z tamtąd. Nie chciałem o tym myśleć. Biegłem korytarzami bez celu. Nagle powróciły do mnie treści tych wszystkich liścików. Ja...ja gdybym wiedział o co chodzi... Usiadłem na łóżku, list w kieszeni zaczął mnie parzyć, wyjąłem go, znów zmienił treść:

Teraz wszystko o niej wiesz.
Czy zadajesz sobie pytanie kim ja jestem?
Niestety poznać odpowiedź nie jest ci dane,
kolejne me słowo zostało wypowiedziane.
Na dzisiaj juz koniec tych liścików,
lecz jeszcze coś muszę ci powiedzieć.
Uważaj na siebie i swoich przyjaciół, ja jestem wszędzie,
a ofiar może być bez liku.

Perspektywa Scorpiusa.

Impreza się zaczęła, ognista lała się strumieniami, ślizgoni tańczyli, niektóre dziewczyny chodziły bez bluzek i ogólnie było wesoło. Tylko Al, Arri i ja siedzieliśmy w kącie i rozmyślaliśmy o Rose, przynajmniej ja. Przy okazji popijałem wytrawne mugolskie wino, nie zamierzałem się upić.
- Scooor... Chodź zatańczyć... - mruknęła Parkinson.
- Nie. Jesteś pijana. - powiedziałem.
- Oj... Proszę... - mruczała i zaczęła wpychać się na moje kolana, miałem ochotę ją walnąć, mam klasę więc tego nie zrobiłem. Tylko zrzuciłem ją ze swoich nóg, na co ona poszła gdzieś obrażona. Mnie zatrzymała pewna niewiasta imieniem Airin (czyt. Ajrin) Philips. Tym razem swoje włosy pofarbowała na czerwono-pomarańczowo-żółto, a soczewki wybrała koloru krwistej czerwieni. Trzymała w ręce butelkę ognistej i piła ją wielkimi łykami. Ta dziewczyna mnie czasem bardzo zaskakuje.
- Scooor... - zamruczała. - Wyglądasz jak serrrrr...
- Philips, nie mam czasu! - krzyknąłem. Ona objęła moją szyję i zaczęła tańczyć. - Puść mnie. Proszę...
- No okej... - prychnęła i pocałowała mnie w policzek. Odeszła i na środku salonu zaczęła zdejmować koszulkę. Czym wywołała zadowolenie u płci męskiej. Jeszcze z imprezy burdel będą robić... Poszedłem do swojego dormitorium. Miałem nadzieję że nie zobaczę jakiegoś kolegi w jednoznacznej sytuacji. Myliłem się... Ale nie był to chłopak i dziewczyna, a dwie dziewczyny, Parkinson i Chang! Robiły nieprzyzwoite rzeczy na moim łóżku... Pościel idzie do prania... Patrzyłem chwile jak Parkinson robi dobrze Chang, odwróciłem się napięcie i wyszedłem. Na środku pokoju wspólnego mała gryfońska pomyłka o imieniu Airin prezentowała taniec erotyczny. Ta dziewczyna jest niemożliwa... Zastanawiałem się czy nie przerwać jej tego, żeby chłopakom nie zrobiło się gorąco, ale zrobił to ktoś inny. Nie z chęcią zgwałcenia jej, tylko z troską, żeby nie zrobił tego ktoś inny. Był to Damian Zabini. Airin krzyczała, ale Damian doprowadził ją do Albusa i Arri i tam w spokoju z nią gadał. Poszedłem do nich.
- Damian, weź stąd naszą księżniczkę. - powiedziałem.
- Nie musicie mnie nigdzie brać... - uśmiechnęła się.

Perspektywa Lily

Siedziałam w Pokoju Wspólnym i uczyłam się, nie poprawka, udawałam, że się uczę, bo nie chciałam żeby mnie ktoś zaczepiał.
- Lily, wiem, że nie czytasz. - usłyszałam za plecami.
- Wiesz gdzie Rose? - spytałam.
- Ty jesteś jej bliższa, niż ja. - westchnęła.
- Ale na meczu była, a teraz jej nie ma, nie uważasz, że to dziwne?
- Napewno jest na imprezie Ślizgonów. - znałam ją na tyle dobrze, że wiedziałam prawie na sto procent, że wywrociła oczami.
- Nie ma jej tam. - powiedziałam.
- Po czym to stwierdzasz? - spytała.
- Byłam tam. U Ala, był tam też Scorpius Malfoy, a jak wiesz ostatnimy czasy on i Rose są bardzo blisko. Nasi chłopcy mieli też dość nietęgie miny. - powiedziałam poważnie.
- Rose jak zawsze najważniejsza... - wywrociła oczami.
- Nie zapominaj, że to ja jestem córką tego Pottera. - uśmiechnęłam się podle.
- Tak, a Weasleyów jest tyle, że nawet nie wiadomo ile... Ale to zawsze, zawsze Rosie i Hugoś są najważniejsi...
- Molly... Nie stroj fochów... - tym razem ja wywrociłam oczami.
- Lily, ja będę stroić fochy, bo to JA zawsze będę nudną córką Percy'ego Weasleya... Nie ty, lub Rose. To o mnie i Lucy wszyscy będą mówić: „O to ta córka Percy'ego, na pewno tak jak tata nie umie się bawić, jest nudna, a przede wszystkim jest kujonem". Ja umiem się bawić, nie jestem kujonem, ale przede wszystkim umiem się bawić! Kto wypił dziesięć butelek ognistej, jedną po drugiej? Kto spał z połową Hogwartu? Do kogo wzdycha większość chłopaków? Kto ma ochotę zabić was wszystkich? Ja! Ja! Ja! Mam was wszystkich dość! - krzyknęła i wróciła do dormitorium dziewczyn z siódmego roku.
- Psychopatka... - mruknęłam pod nosem. Moja kuzynka bez wątpienia nie jest normalna, a jest córką tak normalnych ludzi, może ją podmienili? W sumie ruda jest, ale to nie dowód! Bardziej podobna jest do wujka George'a... Ale i tak jest psychopatką przez wielkie P. Do pokoju wspólnego wleciał Hugo, pobiegł do dormitorium Jamesa.

Perspektywa Jamesa.

Ja i Chris siedzieliśmy w moim dormitorium, nie robiliśmy tego o czym myślisz, zboczeńcu! Nagle do pokoju wbiegł jak poparzony Hugo, był bardzo wściekły. Zaczął chodzić nerwowo obok łóżka. Wziąłem i przycisnąłem go do ściany, zareagowałem trochę gwałtownie, zbyt gwałtownie.
- Co się stało? - spytałem. Chris wyszedł.
- Chodzi o to, że moje i Rose relacje są w bardzo złym stanie, ciągle kłótnie i krzyki... Pamiętam jak chciała mnie wyrzucić przez okno gdy miałem dziewięć lat...
- To po prostu zacznijcie spędzać zw sobą czas. - szepnąłem.

Perspektywa Scorpiusa.

Wszyscy byli już nieźle nachlani, poszedłem spać. Większość już spała, ale w Pokoju Wspólnym na podłodze. Al i Arri nic nie pili, śpią u Albusa w dormitorium, jak on powiedział: „To dla bezpieczeństwa Arrisony". Nasza mała gryfońska pomyłka śpi smacznie u Zabiniego, u nas w dormitorium już nie migdalą się Parkinson i Chang. Nott w ogóle nie zjawiła się na imprezie, poszła gdzieś kompletnie sama.

*************
Końcowa perspektywa Scorpiusa nie ma sensu. Dziękuję Wiktorii która napisała liściki dla Jamesa i parę innych fragmentów, bez niej nie powastałby ten rozdział. Pozdro.

1 komentarz:

  1. Co ja moge napisac .... rozdzial fajny :) jak zawsze
    dowiedzielismy sie w kpncu czegos o April
    nie bylo albusika nie wiem co z arri
    Nie robilismy tego co myslisz zboczencu xD rozwalilo mnie to :p
    Czekam na next >>>>>>

    OdpowiedzUsuń