Rozdział 5
-Nie możesz siedzieć w łazience całymi dniami! - krzyczał Al.
-Mogę. - mruknęłam niezadowolona.
-Co mam zrobić, żebyś wyszła? - spytał.
-Nie wiem. Odczep się ode mnie. - zaszlochałam.
-Jeśli już, to zacznij się ukrywać od przyszłego tygodnia! - wrzasnął zdenerwowany.
-Spadaj! - krzyknęłam. Szlochałam. Miałam dość, w końcu do szkoły miał przyjechać wspaniały Derek! Ten który mnie tak skrzywdził. Wstałam i wyszłam z łazienki.
-O! Dałaś za wygraną? - spytał Al.
-Zamknij się! - krzyknęłam. Wyszłam z pokoju. Spojrzałam ukradkiem na drzwi do dormitorium Scorpiusa. Oczy miałam czerwone i zapuchnięte, byłam blada, a włosy miałam rozczochrane. Usiadłam na kanapie przed kominkiem i znów płakałam.
-Cóż się znowu stało, Weasley? - spytała zielonooka dziewczyna o czarnych włosach.
-Nie udawaj takiej miłej, Ann! - krzyknęłam.
-Ale ja jestem miła. - oburzyła się. - Przecież jestem twoją najlepszą przyjaciółeczką.
-Dobry żart! - zaśmiałam się. Annabeth Nott, tapeciara i zadufana w sobie laleczka.
-Dobra Weasley, powiesz co się stało? - spytała.
-Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego się tak do mnie przymilasz, Nott? - spytałam. - I z jakiej racji miałabym ci powiedzieć?
-Idiotka... - mruknęła pod nosem.
-Słyszałam. - warknęłam.
-Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi! - zaśmiała się. - Ah, No tak dla ciebie już za późno, Rosie.
-Małpa. - mruknęłam.
-Słyszałam! - syknęła ze złością.
-Albo dasz mi spokój... - nie dokończyłam, bo dziewczyna wyszła. Skierowałam się do wyjścia, na starą wieżę astronomiczną. Usiadłam na barierce. Patrzyłam na niebo upstrzone gwiazdami. Sięgnęłam do kieszeni, znalazłam tam trzydzieści galeonów. Wyciągnęłam różdżkę.
-Lumos. - mruknęłam. Sięgnęłam do drugiej kieszeni, w niej znalazłam... - Mapa Huncwotów! Skąd ona się tu wzięła? Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego. - szepnęłam. Ukazała mi się mapa całego Hogwartu. Patrzyłam po nazwiskach wzrokiem.
-Oczywiście... Albus Potter, Annabeth Nott i Scorpius Malfoy?! Co oni robią razem? Przecież Malfoy nienawidzi Nott... - szeptałam do siebie. W mojej głowie siedziło jedno imię - Derek, ten który wyrządził mi więcej krzywd, niż wszyscy których znam razem wzięci! Wstałam i z powrotem poszłam do Salonu Ślizgonów.
-Eeeeeeee.... - stanęłam z lekko otwartą buzią, Malfoy w różowych włosach, Al i Nott się z niego śmieją.
-Weasley! - warknął. - To twoja sprawka?
-Nie! Na grób matki! - krzyknęłam.
-Ta jasne... To może Albusika? - spytał ze wściekłością.
-Dobra! To ja! - poddałam się.
-Dlaczego to zrobiłaś? - spytał. Jego oczy mówiły, że chce mnie zabić.
-Bo... ja... jak próbowałeś... mi sam wiesz co zrobić... to ja... i Albus... to zrobiliśmy! - krzyknęłam ze strachem.
-Oj Rose! - mruknął. - Tak przy okazji, dlaczego uciekłaś jak wspomniałem o Dereku René? - zapytał. Przełknąłam głośno ślinę i głośno wypuściłam powietrze.
-Nie uciekniesz Rose! - myślałam.
-Eeee... nic. - uśmiechnęłam się.
-Widzę, że kłamiesz! - zaśmiał się.
-Ja nie kłamię! - prychnęłam i poszłam do swojego dormitorium. Usiadłam na łóżku. Zapatrzyłam się na łóżko Albusa, czułam się samotna. Tylko on i James wiedzieli co zrobił mi ten drań. I w tym momencie przyszedł Albusik.
-Wreszcie jesteś! - zaszlochałam.
-Już, spokojnie. Ciii, ciii. - powiedział przytulając mnie.
-O co on jeszcze pytał? - spytałam.
-Dlaczego tak gwałtownie reagujesz na jego imię i nazwisko.
-Ja się wtedy tyle nacierpiałam! I to tylko dlatego, że rodzicom zachciało się abym rozpoczęła naukę we Francji... - wyszlochałam. Poszłam do łazienki. Umyłam twarz, poczesałam włosy. Wyszłam i spojrzałam na Ala, jego mina cały czas była zatroskana, jescze bardziej niż kiedykolwiek.
-Nie musisz się o mnie tak martwić. - westchnęłam i poszłam do Pokoju Wspólnego. Chciałam uniknąć spotkania z Malfoy'em, dlatego od razu pognałam do Wielkiej Sali, na kolację. Tym razem nie usiadłam przy stole Ślizgonów, a Gryfonów. Potrzebowałam dodatkowego wsparcia, mniej nachalnego od Albusa. Usiadłam obok Jamesa i go przytuliłam.
-Co się stało Rosie? - spytał Potter.
-Nie chcę patrzeć na mordę Malfoya. - z trudem uśmiechnęłam się.
-I tyle? - zapytał zdziwiony.
-W przyszłym tygodniu do szkoły przjeżdża Derek. - zaszlochałam.
-Ten Derek? - spytał nie dowierzając.
-Tak. Jako wielki gracz quidditcha. - zaśmiałam się.
-I damski bokser... - westchnął James.
-James, dziękuję, że się tak o mnie troszczysz... - uśmiechnęłam się.
-A teraz zjedz, bo marnie wyglądasz. - podsunął mi pod twarz talerz z jedzeniem. Posłusznie wzięłam tosta leżącego na talerzu i zaczęłam go dziubać. Nie byłam zbyt głodna, ale James zawsze dbał o to bym jadła wystarczająco dużo i wolałam się nie narażać na jego kazania, o tym co się stanie gdy nie będę jadła.
-Zjadłam już. Mogę iść? - spytałam z uśmiechem.
-Nie, bo od dzisiaj masz się trzymać mnie i będziesz siedzieć z nami w Salonie Gryfonów, a spać będziesz u siebie, ale tylko i wyłącznie gdy Al będzie w jednym pomieszczeniu. I nie masz nic do powiedzenia. To dla twojego bezpieczeństwa, księżniczko. - uśmiechnął się.
-A lekcje? - spytałam.
-Z tego co wiem lekcje masz z Albusem. - na jego twarzy wymalował się uśmiech.
-Masz mnie! - zaśmiałam się. - To gdzie idziemy?
-Do Pokoju Wspólnego. - powiedział i wstał, wziął mnie za rękę i pociągnął za siebie. Gdy już byliśmy na miejscu wszyscy patrzyli się na mnie jak na kosmitę.
-Co się patrzycie? - spytał. - Mojej kuzynki, Rosie nie poznajcie?
-Hurra! Rose! - cieszyli się.
-O co im chodzi? - spytałam szeptem Pottera.
-Są źli, że trafiłaś do Slytherinu. Lubią cię. - wetchnął.
-Jak mogą mnie lubić, skoro ledwo co mnie znają? - spytałam zdziwiona.
-Magia nazwiska. - zaśmiał się.
-No tak... Naiwni Gryfoni. - uśmiechnęłam się.
-Dzięki. - oburzył się. Nie zwracając uwagi na swojego kuzyna usiadłam na kanapie pomiędzy Lilką i jakimś chłopakiem, przytulali się i całowali.
-Twój tata się o tym dowie! - krzyknęłam pokazując jej język.
-Ty Marchewo! - krzyknęła.
-Bo ty jesteś odemnie mniej ruda. - zirytowałam się. - Tak w ogóle kto to?
-Chris McLaggen. - uśmiechnęła się do chłopaka.
-Ugh... McLaggen?! - obrzydziłam się. - Stać cię na więcej...
-Ja tu jestem, Weasley! - oburzył się, ignorowałam go.
-To co tam u ciebie Lily? - spytałam.
-No wiesz... - zaczęła. Wstałam i poszłam do reszty rodziny. Fred i Roxie, byli pierwsi. Syn wujka Georga rozmawiał z Jamesem, a Roxe z jakimiś koleżankami. Poszłam do chłopaków.
-Rose! Jak ja cię dawno widziałem! - uśmiechnął się.
-Ja ciebie też Freddie. - przytuliłam go.
-Co tam u ciebie, Rosie? - spytał.
-Chyba dobrze... poza tym, że Scor.... Malfoy chcę mnie zabić. - zaśmiałam się.
-A dlaczego? - spytali razem.
-Zobaczycie jutro. - uśmiechnęłam się.
-Ej! To niesprawiedliwe! - krzyknął James.
-Też cię kocham kuzynku. - uśmiechnęłam się uroczo.
-A ja? - spytał się Fred.
-Ciebie też... - westchnęłam. - Może zostanę z wami na noc?
-A gdzie będziesz spała? - spytali.
-Mogę na ziemi. - uśmiechnęłam się.
-To ja będę spał na ziemi, a tobie oddam moje łóżku, okej? - spytał James.
-Spoko, jeśli chcesz. - zaśmiałam się. - Zapowiada się ciekawa noc...
-Taaaa... - Fred głośno wypścił powietrze.
****************
Proszę bardzo Olu (lub jak kto woli Jane Cat) :) Teraz proszę moją niespodzianką :D Wiem rozdział nudny, ale nie mam pomysłu ;_;
Kocham cię :) Ten Derek... Bardzo intrygujące...
OdpowiedzUsuńScorpio w różowych włoskach- bezcenne :)
Wieeeeeeeeelkie dzięki dziewczyno:)