Rozdział 9
Perspektywa Rose.
Obudziłam się, przez całą noc męczyły mnie koszmary, ale spałam. Spojrzałam na Albusa i Arri śpiących, wyglądali tak uroczo, przytuleni do siebie. Zsunęłam się z łóżka i na palcach poszłam do łazienki biorąc po drodze ubrania. Nalałam wody do wanny, podczas gdy się zapełniało przeczesałam moje długie włosy. Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam do wanny. Po łazience roznosił się zapach róż, mojego żelu do mycia. Po jakimś czasie wyszłam i się ubrałam, wysuszyłam włosy zaklęciem i je poczesałam, zaplotłam warkocza. Umalowałam się delikatnie, na mojej twarzy nigdy nie gościł zbyt mocny i wyzywający makijaż. Stwierdziłam, że obudzę Albusa i Arri w bardzo brutalny sposób. Stanęłam na łóżku i...
-Merlinie! - krzyknął Al.
-To nie Merlin, to Rose. - mruknęła Arri ziewając.
-Zwariowałaś? Żeby tak z samego rana na ludzi skakać?! - krzyczał.
-Oj, Al. Wiesz, że moje sposoby budzenia Hugo w domu, są duuuuużo brutalniejsze. - uśmiechnęłam się podle, jak na Ślizgonkę przystało.
-Wiem, wiem. - zaśmiał się. - Która godzina?
-Sama nie wiem. - mruknęłam, Al spojrzał na mnie wzrokiem którego sam Bazyliszek by się nie powstydził. Zeszłam z Albusa i Arri, sprawdziłam godzinę na zegarku leżącym obok mojego łóżka. - 7:29.
-Ugh... tak wcześnie! - syknął Potter.
-Z twoim ślimaczym tępem, dobrze, że tak wcześnie. A teraz leć się ubierać! - krzyknęłam. - A ty Arri idź się przebrać do siebie, nie mówię tego, że cię tu nie chcę. On po prostu będzie się długo szykował, to dla twojego dobra. - uśmiechnęłam się uroczo. Arrisona wyszła do swojego dormitorium, a ja czekałam na Albusa i tak już byliśmy spóźnieni na śniadanie. Wyszedł po czasie, który dłużył mi się niesamowicie. Poszliśmy do Salonu Ślizgonów, czekaliśmy na Arri i oczywiście musieliśmy spotkać Malfoya.
-Cześć Al. - uśmiechnął się.
-Cześć. - mruknął Potter. Spoglądałam na nich zdziwiona, to na jednego, to na drugiego.
-Mogę porwać ci kuzyna, na rozmowę w cztery oczy? - skierował to pytanie do mnie.
-Oczywiście, chyba, tak. - uśmiechnęłam się. Chłopcy zniknęli w dormitorium Scorpiusa, a Arri natomiast pojawiła się obok mnie.
-Dlaczego Al, poszedł z Malfoyem...? - spytała zdziwiona.
-Znów te "męskie" sprawy. - zakreśliłam w powietrzu cudzysłów.
Perspektywa Scorpiusa. - W tym samym czasie.
-Czego chciałeś? - zapytał Al.
-Chciałem się spytać, czy ja się na serio w niej zakochałem, bo trochę nie umiem w to uwierzyć... - mruknąłem.
-Śni ci się? Nie umiesz oderwać od niej wzroku? Gdy jest blisko coś ściska cię w brzuchu? - spytał.
-Tak... - szepnąłem ledwo słyszalnie.
-To znaczy, że się w niej zabujałeś, ja muszę iść, pa. - powiedział i wyszedł. Po jakimś czasie ja też wyszedłem i skierowałem się na śniadanie. Gdy poruszałem się po korytarzach, oczywiście wszystkie dziewczyny gapiły się na mnie, jakby chciały mnie pożreć w całości. Ignorowałam je, w mojej głowie była tylko jedna dziewczyna. Rudowłosa bogini piękna i mądrości - Rose Weasley. Nawet nie zauważyłem kiedy dotarłem do Stołu Ślizgonów, usiadłem obok Rose, oczywiście towarzyszyli jej Al i Arrisona.
-Hej Rose... Może byśmy wyszli w sobotę do Hogsmead? - spytałem trochę zestresowanych, dlaczego ta dziewczyna tak na mnie działa?
-Heh... - zaczęła, spojrzała na Albusa i Arrisone którzy kiwali głowami szybko, twierdząco oczywiście. - W sumie... czemu nie?
-Jest!... Znaczy... eee, cieszę się, że się zgodziłaś... - widząc miny trójki, zarumieniłem się.
-Cieszę się, że się cieszysz... - mruknęła i jej policzki zrobiły się lekko różowe.
-Ja was nie rozumiem! Wczoraj się całowaliście, a teraz rumienicie się gadając ze sobą! - krzyknął Al.
-Ja też nas nie rozumiem! - krzyknęliśmy razem z Rose.
-Przeznaczenie... - zaświergotała Arrisona.
-My. Nie. Jesteśmy. Dla. Siebie. Przeznaczeni! - oburzyłem się, a Weasley wraz ze mną i wyszliśmy. Skierowałem się do lochów, a ona za mną. Los tak chciał? Nie, ja nie wierzę w los, przeznaczenie i tego typu rzeczy.
-Rose, ja chciałem... - nie dokończyłem, bo przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
-Nie mów tyle, Malfoy. Bo sobie struny głosowe naciągniesz... - zaśmiała się całując mnie ponownie, jeszcze raz i kolejny. Popchnęła mnie na kanapę. - Siedź, teraz sobie coś wyjaśnimy.
-Mów królowo. - uśmiechnąłem się.
-Musimy coś zrobić z tymi przeklętymi kamieniami. I od razu mówię, że nie zachowuje się tak przez nie. - uśmiechnęła się uroczo.
-Ja myślę. - mruknąłem i przyciągnąłem ją do siebie.
-Słodki jesteś, wiesz? - spytała z uśmiechem.
-Wiem. - uśmiechnąłem się szarmancko.
-Taki skromny... - mruknęła i pocałowała mnie. Po długim pocałunku wstała i zniknęła za drzwiami swojego dormitorium.
Perspektywa Rose.
Spojrzałam tęsknie na łóżko z chęcią położenia się spać, ale nie mogłam, lekcje, lekcje, lekcje i... cóż za niespodzianka, lekcje. Myślałam o tym co wydarzyło się zaledwie pare minut temu, trochę tego żałowałam... ale było fajnie. Wzięłam książki i ruszyłam na Zielarstwo z Gryfonami.
-Teraz mamy Zielarstwo? - spytał Malfoy zrównując ze mną krok.
-Tak, Malfoy. - syknęłam, sama nie wiem czemu!
-Rose, zapominasz, że się przyjaźnimy? - spytał.
-Przyzwyczajenie. - uśmiechnęłam się niewinnie. - Teraz muszę znaleźć tą pierdołe, lub jak wolisz Pottera.
-A Arrisona? - zapytał z uśmiechem.
-Ona jest rok młodsza. - mruknęłam.
-Albus Potter na dwunastej. - stwierdził.
-Al! Al! - krzyknęłam do kuzyna, spojrzał na mnie i podszedł.
-Czego Siostrzyczko? - spytał z uśmiechem.
-Zielarstwo, z wujkiem, teraz! - krzyknęłam.
-Ach, no tak! - spojrzał na Malfoya śmiejącego się.
-Malfoy, skoro już zaprzyjaźniłeś się ze mną i Potterem, muszę cię ostrzec. - uśmiechnęłam się złowieszczo, Al spojrzał na mnie pytająco kiwnęłam twierdząco, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Skoro chcesz się z nami zadawać... - zaczął Potter. - musisz wiedzieć o nas rzeczy, których niektórzy nie wiedzą.
-Dokładnie, o mnie i o nim. - wskazałam na Albusa.
-Trochę się boję... - mruknął pod nosem.
-A więc tak... - rozpoczęłam naszą złowieszczą mowę, do lekcji zostało jeszcze grubo ponad pół godziny. - ja tutaj obecna Rose, dla przyjaciół Rosie Weasley w dzieciństwie, dla zabawy, dla rozrywki odcinałam lalkom, pluszakom i innym zabawką głowy oraz inne części ciała. Lubię patrzeć jak inni cierpią, mimo, że tego po mnie nie widać. Nienawidzę swojej rodziny, poza Potterem starszym i młodszym, oczywiście. I jest jeszcze jedna rzecz, której nikomu nie możemy powiedzieć, ale tobie powiemy. - uśmiechnęłam się.
-Przyjdź do naszego dormitorium, po lekcjach, to jest o 18. - uśmiechnął się Al. - I oczywiście, dokończymy jeszcze naszą złowieszczą mowę.
-A tym czasem idziemy na lekcje. - uśmiechnęłam się słodko i pociągnęłam Pottera za rękę, udaliśmy się do szklarni. Przez całą drogę się śmialiśmy.
-Widziałaś jego minę! - wybuchł śmiechem Al.
-Ale wiesz, że to co ja powiedziałam jest prawdą? - spytałam poważnie.
-Wiem, przecież znam cię lepiej niż ktokolwiek inny na tym świecie! - krzyknął. - To co mu powiemy o 18 też będzie prawdą.
-Ty na serio chcesz mu powiedzieć? - zdziwiłam się.
-A mam inny wybór? - spytał.
-Da. - odpowiedziałam jakby to było tak oczywiste.
-To cię zdziwię, ale mu ufam. - uśmiechnął się.
-Pierwsza zasada rodzin Weasley oraz Potter - zaczęłam poważnie. - nigdy nie ufaj Malfoyowi, nawet jeśli się z nim przyjaźnisz!
-Wiem, wiem, twoje zasady są święte, królewno. - mruknął.
-Bo przecież jaki inny członek rodziny Weasley z domieszaniem Potterowym, wpadłaby na taki genialny pomysł, jak napisanie zasad? - zapytałam. - No właśnie, ja.
-Od kiedy zrobiłaś się taka pewna siebie? - spytał z szeroko otwartymi oczami.
-Od dzisiaj kochany braciszku. - uśmiechnęłam się pewnie.
-Zadziwiasz mnie... - szepnął i weszliśmy do szklarni.
*
Czekaliśmy na Malfoya w naszym dormitorium, po pół godziny uraczył nas swoją obecnością.
-Sorry, że się spóźniłem. - uśmiechnął się i usiadł na moim łóżku. - To co chcieliście?
-Zdradzimym ci naszą największą z tajemnic... - zaczął Al.
-Ale ona nie może opuścić tego pokoju! - dokończyłam.
-Dobrze, dobrze... - mruknął.
-Wiesz co to jest? - spytałam podkładając mu pod twarz naszyjnik, który wcześniej wyjęłam z kufra.
-Nie wiem. - odpowiedział. - Jakiś naszyjnik...
-To nie byle zwykły naszyjnik! - krzyknął Al.
-Nie unoś się tak. - szepnęłam do Pottera. - Powiemy mu? - spytałam, on tylko skinął głową.
-Uważasz, że jesteś godzien poznać naszą tajemnicę? - spytał Albus.
-Nie wiem... tak. - mruknął niepewnie.
-To jest czwarte Insygnium Śmierci, Medalion Wszechmocy. Wiem, nazwa głupia, ale to nie my ustalaliśmy. - powiedziałam dramatycznie.
-Skąd wy to macie? - spytał nerwowo.
-Co ty taki nerwowy? Znaleźliśmy to, nikt nie wie, że to mamy. Więc lepiej zamknij mordę na kłódkę. - uśmięchnął się Potter. - U Rosie, jest to bezpieczne. Uwież.
-Ja już muszę iść. - mruknął, nagle mina mu zrzedła. Zaczęłam wchodzić do jego umysłu, użyłam Legilimencji. Po jego twarzy stwierdziłam, że nie nauczył się Oklumencji, Al spojrzał na mnie jak na chorą psychicznie. Chciałam sprawdzić czy nas nie wyda. To co zobaczyłam w jego umyśle zszokowało mnie. Wszędzie widziałam, pewną rudowłosą osobę (i bynajmniej nie była to Lilka), byłam to ja. Wszędzie, jedna Rose, druga Rose, trzecia Rose i dałoby się tak wymieniać cały dzień. A chęci wydania nas nie było, wyszłam z jego umysłu, a Scorpius opadł na moje łóżko.
-Co ty zrobiłaś? - krzyknął Al zdziwiony.
-Legilimencja. - uśmiechnęłam się i usiadłam obok Malfoya. - Za chwilę się obudzi. - chwyciłam blondyna za rękę i po chwili obudził się.
-Co się stało? - spytał Scorpius.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się ciepło gładząc go po policzku. - A teraz, przystojniaku idź do siebie. Uważaj na swoje arystokrackie, szanowne cztery litery. - puściłam do niego oko, zdziwiony wyszedł.
-Po co wchodziłaś do jego umysłu? - spytał.
-Chciałam sprawdzić, czy nie chce nas wydać. - warknęłam.
-I co? Co tam widziałaś? - zapytał zaciekawiony.
-I takiego Pottera lubię. - uśmiechnęłam się. - Jedno słowo. Siebie!
-Słodkooooo. - Al zrobił słodziutkie oczy, ale wyglądał podejrzanie.
-Mam cię na oku, skarbie. - powiedziałam przesłodzonym głosem.
-Ja ciebie też, nie martw się. - puścił do mnie oko.
-Swoją drogą, znalazłam nowe informacje na temat tego. - wyjęłam opasłą księgę z kufra.
-Kiedy? Cały czas byłaś ze mną! - zdziwił się.
-Pod koniec wakacji, zapomniałam o tym. Kompletnie zapomniałam. - mruknęłam otwierając księgę na zaznaczonej stronie.
-Co tam masz? - spytał.
-Między innymi, to, że nie da się go zniszczyć! - zrobiłam smutne oczka.
-Świetnie! Reszta Insygniów jest u mojego ojca, są bezpieczne, może i tą mu damy? - spytał niepewnie.
-Ta, pewnie. Przyjdzie dwoje świrniętych nastolatków do Harry'ego Pottera, z rzekomym czwartym Insygnium Śmierci! Napewno uwierzy, bez wątpienia. - zrobiłam poważną minę.
-A masz lepszy pomysł? - spytał.
-Będę go trzymać, leży sobie w kufrze, jest bezpieczny. Natomiast w święta porozmawiamy z Złotą Trójcą! - krzyknęłam z uśmiechem.
Perspektywa Scorpiusa.
-Świetnie! Weasley i Potter mają coś, przez co mogą stracić życie! - krzyczałem kopiąc rzeczy po drodze. Byłem wściekły, ponieważ moja rodzinka zadaje się z niebezpiecznymi "ludźmi", lub mówiąc prosto z mostu: wampirami. I właśnie, jakby to powiedzieć, ich władca chce zdobyć te Insygnium, Rose i Albus byli w niebezpieczeństwie, wielkim. Jeszcze, żeby dopełnić wszelkich złych rzeczy które się wtedy działy, rodzice kazali mi się spotykać z córką wampirów - Cornelią Diamond. Rodzina Diamond, to rodzina wampirów, Cornelia, Aleksa - jej matka oraz Joseph - jej ojciec, władca wampirów. Josepha można porównać do Voldemorta, tak samo podły i pragnący krwi, może nawet bardziej.
Perspektywa Rose.
-Al... trochę się boję. - mruknęłam.
-Czego? - spytał.
-Tego. - szepnęłam podstawiając mu pod nos Insygnium.
-Dlaczego? - zapytał.
-Boję się... że przez to zginie wiele niewinnych ludzi. - zaszlochałam.
-Rose, ludzie giną codziennie, rodzina, przyjaciele, bliscy... każdy. - objął mnie ramieniem.
-Wiem ale... - nie dokończyłam, bo się rozbeczałam jak małe dziecko.
-Już księżniczko... Już, spokojnie. Będzie dobrze. - przytulił mnie mocno i nie zamierzał puszczać. Spojrzał na mnie i otarł moje łzy, gorzkie łzy. - Teraz wstaniesz i pójdziesz do łazienki, przygotujemy się do snu i pójdziesz spać.
-Dobrze Al. Co tylko zechcesz. - mruknęłam i wstałam. Wsięłam piżamę i skierowałam się do łazienki.
-To będzie ciężka noc... - pomyślałam ze smutkiem.
*********************
Bezsensowne zakończenie (y) :) Pozdrawiam was wszystkich, chociaż wiem, że wiele was nie ma...
ale mnie zaintrygowałaś tym naszyjnikiem :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba ten rozdaiał, chciaż jak zawsze dla mnie za mało Albusika, ale to jest standard (wyznaję zasadę Albusa nigdy za wiele :P )
Najbardziej podoba mi się opisywane ich zwyczajów zachwania chigieny - ciągle chodzą do łazienki i się myją, albo ewentualnie chronią się tam przed złem całego świata- czyłaj przed Malfoyem ;)
Ale się dzisiaj rozpisałam :D
No cóż nie pozostaje mi nic jak napisać, że czekam na next >>>>> <3