niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 7 - Lorcan Scamander.

Rozdział 7


-Rose? - spytał zdziwiony Malfoy.
-Jak widzisz. - uśmiechnęłam się. - Uciekłam im.
-Mogłem się domyśleć. - westchnął. - W Pokoju Życzeń o 18, aktualne?
-Tak.
-Wiesz co, sorry. - powiedział.
-Za co mnie przepraszasz? - spytałam zaskoczona. - To ja ciebie powinnam przepraszać.
-Wszyscy teraz o nas gadają. - uśmiechnął się niepewnie. - Mówią, że jesteśmy parą.
-Ja i ty? Ty jesteś ode mnie lepszy i... w ogóle. - zaśmiałam się.
-Nie jestem. - szepnął. - Dwóch wściekłych Potterów na dwunastej.
-Merlinie! To ja uciekam. - krzyknęłam. Na pożegnanie dałam mu buziaka w policzek, nie wiem co
we mnie wstąpiło. Stał przez chwilę i gładził policzek, uśmiechnęłam się. Prawie zwiałam.
-Nie uciekaj panno Weasley. - powiedział James biorąc mnie na ręce.
-Mamy do porozmawiania. - szepnął Al. Spojrzałam na Arri stojącą z tyłu.
-Dlaczego na środku Wielkiej Sali całujesz się z Malfoyem? - krzyknął starszy Potter.
-A co was to obchodzi? - spytałam pewnie.
-Jesteśmy twoimi kuzynami. - uśmiechnął się Al.
-A Lilka całująca się z McLaggenem, tak tym co jego ojciec w szóstej klasie męczył moją mamę wam nie przeszkadza?! - krzyknęłam zdenerwowana.
-Lily się z kimkolwiek całuje? - zdziwił się młodszy Potter.
-Tak, z Chrsiem McLaggenem na środku Pokoju Wspólnego! - podniosłam głos. - I teraz idę do Malfoya! Bo mamy razem lekcje, a ty Al na te nie chodzisz i masz pecha! - krzyknęłam i zniknęłam za rogiem. Poszłam pod salę Starożytnych Run. Siedział już z Zabinim i jakimiś chłopakami. Oczywiście, nie byłoby normą gdyby wokół niego kręciły się sępy... Annabeth Nott i Iriss Parkinson. Malfoy od razu podbiegł do mnie zostawiając kolegów i koleżanki.
-Jak tam? Uporałaś się z wściekłymi Potterami. - spytał z rozbawieniem.
-Tak. Wystarczyło powiedzieć z kim spotyka się ich siostra, znaczy James o tym wiedział, ale ignorował, ale Al tego nie wiedział i Lilka będzie miała piekło... - uśmiechnęłam się podle.
-Z kim się spotyka? - zaśmiał się.
-McLaggen. - odpowiedziałam obojętnie.
-Ten idiota? Ojciec mi opowiadał jak jego ojciec chodził za twoją matką. - zaśmiał się.
-Lily będzie miała przechlapane... Lizuska Lily. - westchnęłam.
-Lizuska Lily? - spojrzał na mnie pytająco.
-Tak ją nazywa młodsza część rodziny, bo ona się ciągle podlizuje dorosyłym i nie tylko. - zaśmiałam się.
-Słyszałaś, że będzie nowy nauczyciel? - spytał.
-Za kogo? I kto? - uśmiechnęłam się.
-Za Flitwicka, Teddy Lupin.
-Teddy? Świetnie. - westchnęłam.
-Dlaczego?
-Praktycznie się z nim wychowywałam, on ma 22 lata, a ja 16... Jest dla mnie jak kuzyn.
-I nazywasz go po imieniu? W tym problem? - zapytał.
-Tak. Trochę.
-I jeszcze, ten ojciec Zabiniego, będzie miał asystenta. Jego też zapewne znasz... - uśmiechnął się przeuroczo. Spojrzałam na niego pytająco. - Lorcan Scamander.
-Świetnie! Kolejny kuzyn... - zaśmiałam się.
-Ale nie spokrewniony. - westchnął.
-No tak, ale z nim też się wychowywałam, ma 20 lat, jest zaledwie 4 lata starszy. - mruknęłam.
-Opowiesz mi w Pokoju Życzeń dokładniej. - uśmiechnął się i wszedł do klasy. Zrobiłam to samo i tak się złożyło, że z nim usiadłam.



*

Została jeszcze jedna lekcja, OPCM, z Scorpiusem! I innymi. Jak nakazała nam matka Zabiniego, mam siedzieć że Scorpiusem.
-Dzisiejszy temat lekcji, to patronusy. Teorię już mieliśmy, przejdziemy do praktyki. - uśmiechnęła się uroczo.
-Scorpius. Oddaj mi pióro. - szeptałam trochę głośniej.
-Nie. - uśmiechnął się.
-Oddaj. Mi. Te. Pióro! - krzyknęłam. Nadstawił policzek. - Ugh! - westchnęłam i to zrobiłam.
-Dziękuję, śliczna. Pamiętasz o moim zadaniu? - spytał i mnie pocałował.
-Panie Malfoy! Wystarczający pokaz daliście w Wielkiej Sali! - krzyczała matka Damiana.
-Już. Już. - uśmiechnął się odsuwając się ode mnie i oddał mi pióro. Wszyscy się śmiali.
-W takim razie, panie Malfoy idzie pan pierwszy. - uśmiechnęła się i wskazała ręką środek sali. Poszedł tam.
-Expecto Patronum! - krzyknął. Z jego różdżki wypłunęły srebrne iskierki. - Expecto Patronum! - tym razem koślawy kształt. - Expecto Patronum! - i wreszcie Patronus, wiewiórka. Wszyscy się śmiali. Scorpius wrócił do ławki.
-Teraz pani Weasley. - uśmiechnęła się. Pobiegłam na środek sali.
-Expecto Patronum! - srebrne iskierki. - Expecto Patronum! - koślawy kształt. - Expecto Patronum! - i skorpion... Wszyscy się śmiali, jescze głośniej niż w przypadku Scorpiusa, No tak. Jego imię pochodzi od skropiona.
-Niech pani usiądzie. - kobieta z trudem powstrzymywała śmiech. Usiadłam w ławce.
-Ta. Ciotka napewno zda ojcu relacje z lekcji... - mruknął Malfoy.
-No tak, to twoja ciotka. - mruknęłam. - A twój ojciec moim rodzicom, od końca wojny się
przyjaźnią...
-Niestety. - szepnął. - Ale twój Patronus jest bardzo ładny.
-Twój również. Nie pamiętasz jak nazywałeś mnie wiewiórką? - spytałam z uśmiechem.
-Pamiętam, ale to nie znaczy, aż tyle co twój. - uśmiechnął się uroczo.

*

Czekałam przed Pokojem Życzeń na Malfoya. Jak zwykle się spóźnił. Weszliśmy do Pokoju Przychodź-Wychodź. Usiadłam na kanapie, a Malfoy na fotelu na przeciwko mnie.
-To opowiadaj. - uśmiechnął się.
-Co tu dużo mówić. Moi rodzice przyjaźnią się z Scamanderami, rodzicami Lorcana i Lysandra. A jak wiesz rodzice Teda nie żyją... i on mieszka z babcią, Andromedą Tonks, twoją ciotką i ty jesteś z nim spokrewniony, bardziej niż ja! - uśmiechnęłam  się.
-Ja o tym nie wiedziałem, a ty wiesz? - spytał zdziwiony.
-Wychowałam się z nim, to chyba logiczne, że wiem o nim więcej niż ty. - mruknęłam.
-Tak ogólnie, co będziemy robić? - spytał.
-Nie wiem. Napewno nie będę opowiadać o mojej rodzinie, za dużo ich. - szepnęłam.
-No tak, Weasley. Duża rodzina. - zaśmiał się pod nosem.
-Spoko, nie za bardzo ich lubię. - uśmiechnęłam się.
-Słyszałaś? - spytał.
-Tak. Jakiś dziwny dźwięk. Spo... znowu! - zdziwiłam się.
-To chyba poza Pokojem Życzeń. - mruknął. I w tym momencie, nie wiem jak w drzwiach stanęli James, Albus, Fred, Hugo i... Lorcan?
-O Jezu! - szepnęłam i schowałam się za Scorpiusem.
-Rose, wiemy, że tam jesteś. - zaśmiał się Lorcan.
-Wyjdź. - szepnął Fred. - Weźmiemy cię do nas.
-Roseanno Hermiono Weasley! - krzyknął Albus.
-Czego Albusie Severusie Potterze? - spytałam wychodząc zza Malfoya.
-Nie podskakuj Roseanno Hermiono Weasley! - wrzasnął James.
-Jamesie Syriuszu Potterze! To bierzecie mnie do tego swojego pokoju, czy mam iść do pokoju Scorpiusa? - zaśmiałam się.
-Nie martw się. Ty idziesz ze mną. - powiedział Lorcan. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
-Ja idę z to.... A No tak! Ja idę z tobą! - puściłam oko do Scamandera i podeszłam do niego. - Idziemy?
-Tak. - westchnął. Wyszedł, a ja pobiegłam za nim rzucając Scorpiusowi przepraszająco spojrzenie.
-Dzięki, że mnie uratowałeś przed ich gniewem. - mruknęłam wtulając się w rękę Lorcana.
-Ale uważaj, ja jestem nauczycielem. Wiem co było między nami, ale teraz ja zostałem nauczycielem. - mruknął ostrzegająco.
-Wiem, wiem. Odprowadzasz mnie od mojego pokoju? - spytałam.
-Nie, idziesz do mnie. - uśmiechnął się i poszliśmy do jego kwater.

************
Krótki rodziałek, ale jest. Drugi dziś. Pozdrawiam! (Olu, czekam na niespodziankę :) )

2 komentarze:

  1. Ja cię naprawdę kocham <3 Jesteś cudowna :)
    Co to za gostek z tytułu ????? z iloma chłopakami była już Rose ???
    Dlaczego tak mało Albusica ??? Zaraz wysyłam prezencik na maila :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scamanderowie to rodzina Luny, a Lysander i Lorcan to są jej synowie :p

      Usuń