Rozdział 13.
Perspektywa Lily.
Robił to po raz kolejny. Podeszłam bliżej i spojrzałam na niego zmartwiona. 
- Nie rób tego. - szepnęłam mu do ucha. Nie odezwał się. - Pomaga to chociaż? 
- Nie. - powiedział cicho, ledwo co go usłyszałam. - Ale z każdą kroplą krwi, jest mi trochę lżej. 
- Proszę. Nie krzywdź się. - szepnęłam i pogładziłam go po włosach, a po policzku spłynęła mi łza. - Błagam. 
- Lily, to nie pomoże. - mruknął. 
- Ja cię bardzo proszę. Błagam. 
- Nie Liluś. Nie. 
- Rose by była bardzo zła. - mruknęłam. 
- Nie mów o niej. - szepnął patrząc na pokaleczone przedramię. Wśród wielokrotnie rozdrapywanych blizn było przekreślone imię Rose, dotknął je delikatnie palcem. Wstałam i spojrzałam na niego zmartwiona. Podniósł powoli na mnie wzrok, po policzku spłynęła mu łza. 
- Hugo... - szepnęłam. - Spokojnie.
- Zostaw mnie samego. - powiedział cicho i przetarł wierzchem dłoni łzy. Spojrzałam na niego ponownie. 
- Nie zrób czegoś głupiego. - przytuliłam go mocno. Łzy napłynęły mi do oczu i poleciały po jego bluzie. 
- Obiecuje. - szepnął i mnie puścił. Skinęłam głową i ruszyłam do wyjścia. Pobiegłam do lochów. Zapukałam w ścianę, nikt nie wychodził. Czekałam jeszcze jakiś czas, w końcu z korytarza obok wyszedł Scorpius. 
- Potter? - spytał. - Co tu robisz? 
- Zawołaj Rose, to baaaardzo ważne! - No Okej. - westchnął, powiedział hasło, wszedł do środka i po chwili z nią wrócił. 
- Lily, dostaniesz ten eliksir miłosny. - szepnęła. 
- Wiem i się cieszę... - zaczęłam. 
- Okej sprawa załatwiona, panno Lizusko. - powiedziała znikając za ścianą. 
- Rose! - krzyknęłam. Stanęłam przy ścianie i się po niej osunęłam. Położyłam głowę na kolanach i zaczęłam płakać. Jej brat się krzywdzi, a ona mi wyskakuje z eliksirem miłosnym! Wstałam i poszłam na błonia. Spojrzałam na jezioro, podeszłam i usiadłam na jego brzegu. Nie kryłam łez, szlochałam najgłośniej jak umiałam. Myślałam o Hugo... O jego ranach... O jego łzach, które nie tak łatwo wywołać... 
Perspektywa Hugo.
Siedziałem w wieży astronomicznej, łzy spływały mi po policzkach. Myślałem o Rose, Lily i wszystkich ważnych dla mnie osobach. Spojrzałem na rany, były wielokrotnie rozdrapywane. Dotknąłem blizny - przekreślonego imienia Rose. Wyjąłem z kieszeni małe, eleganckie pudełko, jak te w których są pierścionki zaręczynowe. Otworzyłem je powoli, znajdowała się w nim żyletka. Wziąłem ją do ręki, a pudełko odstawiłem obok siebie. Przyłożyłem ją do przedraminia i wykonałem pewny ruch, z rany wypłynęła świeża krew. Ulżyło mi trochę. Dotknąłem nowej rany i syknąłem cicho z bólu. Usłyszałem kroki, szybko zaciągnąłem rękaw bluzy i schowałem żyletkę do pudełka, a te dałem do kieszeni. Po chwili w drzwiach pojawił się James. - Hugo? - spytał. - Co tu robisz? 
- Siedzę. - szepnąłem i uśmiechnąłem się głupio. Potter zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, który dłużej zatrzymał na moich rękach. Również na nie spojrzałem, krew z ran przesiąknęła mi trochę bluzę. 
- Zdejmij bluzę, natychmiast! - rozkazał i patrzył na mnie zmartwiony. 
- Po co? - udawałem zdziwionego, wiedziałem o co chodzi. 
- Wiesz o co chodzi, Hugo! - krzyknął. Westchnąłem głośno i zdjąłem bluzę. - Nie mów Rose. - szepnąłem łamiącym się głosem. 
- Hugo to ci w niczym nie pomoże, będzie tylko gorzej! Uwierz! Ta blizna? To wtedy gdy się kłóciliście? - spytał wskazując przekreślone imię Rose. 
- Tiaaaaa. - mruknąłem. 
- Hugo! Nie rób tego, pomyśl o rodzicach, o Rose, o Lily, o babci Molly... O dziadku Arturze, który to widzi z nieba! - szepnął. Zagryzłem wargi powstrzymując łzy. 
- Lily wie. 
- I nikomu nie powiedziała?! - spytał zdziwiony. 
- Jej się pytaj. - wzruszyłem ramionami. 
- Hugo, obiecaj, że tego już nigdy więcej nie zrobisz. 
- Obiecuje, postaram się. - szepnąłem. 
- Zamiast się ranić, przyjdź do mnie, okej? - spytał z troską. 
- Okej. - mruknąłem. - Dzięki James. 
- Nie masz za co. Nie rób już tego! - krzyknął. 
- No okej. - mruknąłem mierzwiąc płomienno rude włosy. 
Perspektywa April.
Siedziałam w swoim „mieszkaniu" przy dębowym biurku. Nie robiłam zadań, czy coś w tym stylu. Szukałam informacji na temat Josepha i Amuletu Wszechmocy. Z lektury o Insygnium wyrwał mnie dziwny dźwięk. Spojrzałam na okno, zobaczyłam za nim nietoperza walącego sobą w szybę. Pomyślałam o konsekwencjach wypuszczenia stworzonka, ale zrobiłam to. Nietoperz usiadł na podłodze i zmienił się w dziewczynę. 
Świetnie. - pomyślałam, sięgnęłam do pochwy przyczepionej do paska moich spodni, był tam mój drewniany sztylet. 
- Cornelio. - mruknęłam. 
- Witaj April. Nadal nie chcesz do nas dołączyć? - spytała. 
- Nie. I nie zamierzam tego zrobić, po moim trupie! - krzyknęłam. Cornelia cmoknęła. 
- Po twoim trupie? - spytała z uśmiechem. - Da się załatwić, najmłodsza łowczynio na świecie. 
- Jakim prawem zjawiłaś się w Hogwarcie? - spytałam z pogardą w głosie. 
- Myślisz, że ci powiem, Ryan? - spytała ze śmiechem. - April, jesteś taka naiwna. - warknęła i zbliżyła się do mnie, obnażając wampirze kły. Odsunęłam się od niej, dotknęłam plecami ściany. Spojrzałam w jej czerwone oczy, poczułam przypływ adrenaliny. 
- Tak po prostu mnie zabijesz? - spytałam. 
- April, ja wiem, że to ty mnie chcesz zabić. - mruknęła. 
- Nie mam powodu. Dołącz do nas. 
- Mam dołączyć do zwykłych śmiertelników? - zaśmiała się. 
- Cornelio, nie zapominaj, jesteśmy czarodziejami i czarownicami, a nie mugolami. - mruknęłam. 
- Szczegół. - zaśmiała się. 
- Ty w zasadzie... jesteś martwa! - krzyknęłam z uśmiechem. 
- Brawo geniuszu! - zaśmiała się. 
- Puść mnie! - krzyknęłam wyrywając się z uścisku wampirzycy. - Cornelia! 
- Oddaj sztylet. - zarządziła. Milczałam. Walnęła mnie w policzek, nie wydałam żadnego dźwięku. 
- Oddaj ten cholerny kawał drewna! - krzyknęła ponownie bijąc mnie w policzek. - April! 
- Nel, puść mnie! - krzyknęłam. 
- A co dostanę wzamian? - spytała. 
- Co będziesz chciała. - szepnęłam wyzywająco, patrząc jej w oczy porządliwie. Aktorka że mnie niezła. 
- Wszystko? - spytała przylegając do mnie jeszcze mocniej. 
- Tak. - mruknęłam. Zbliżyła się do mnie, wzięła moją twarz w dłonie. Przejechała językiem po mojej wardze i... 
- Mam cię! - krzyknęłam i popchnęłam ją na sofę. Usiadłam na niej i zaczęłam ją bić. Ona złapała mnie za nadgarstki i przyciągnęła do siebie. 
- Gadaj po co tu przyszłaś?! - krzyczałam. Nie odzywała się, tylko położyła ręce na moich pośladkach. - Bierz te łapy pijawo! 
- Będę cię dotykać kiedy będę chciała i gdzie będę chciała! - krzyknęła zaciskając ręce na moim tyłku. 
- Bo jesteś bogatą, rozpieszczoną lalą? - spytałam ironicznie. 
- Tak jakby. - zaśmiała się. 
- Cornelio, puść mnie i odleć sobie, nietoperku. - mruknęłam. - Po co tu przyszłaś? Powiedz mi. 
- Nigdzie nie idę! - krzyknęła. 
- Chcesz mieć to w serduszku? - spytałam wyciągając drewniany sztylet. Nie wiem jakim cudem go wyciągnęłam. 
- Dobra, dobra, już idę! - krzyknęła. Spojrzałam w jej oczy. Wstałam i pociągnęłam ją za rękę. Zaprowadziłam ją pod okno, a te otworzyłam. 
- Nie wracaj tu więcej! - krzyknęłam. Ona zmieniła się w nietoperza i odleciala. 
Perspektywa Rose.
Siedzieliśmy z Alem w naszym dormitorium. Spojrzałam na jego twarz o bystrych rysach. Zaczął filozoficznie gładzic podbródek. 
- Al? - spytałam. 
- Hm? - mruknął. 
- Nad czym tak myślisz? - spytałam. Nie odezwał się. I westchnął. - Arri? 
- Tiaaaaa. - mruknął. - Nie widzieliśmy się od dwóch dni! 
- To leć do niej! - uśmiechnęłam się. 
- Nie. Napewno jest zajęta. - szepnął. 
- Albusie Sewerusie Potterze! - krzyknęłam. - Natychmiast leć do Arrisony Howgan! 
- Jest zajęta! - krzyknął. Spojrzałam na niego krzywo. 
- Już! - krzyknęłam. Podszedł do lustra i poprawił wygląd. 
Perspektywa Albusa.
Stanąłem przed lustrem, zmierzwiłem włosy i uważnie przyjrzałem się sobie. Jak zawsze wyglądałem zniewalająco! Zdecydowanym krokiem wyszedłem z pokoju. Siedziała tam, wyglądała tak pięknie w świetle ognia z kominka! Podszedłem i zakryłem jej oczy, podskoczyła lekko. 
- Hej... - szepnęła. 
- Cześć kocie. - uśmiechnąłem się. 
- Chciałeś pogadać? - spytała obojętnie. 
- Tak. - powiedziałem. - Czy to co jest między nami... Jest prawdziwe? Unikasz mnie od dwóch dni. 
- Al ja cię kocham... ale nie możemy być razem. To dla twojego dobra! - wytłumaczyła i wstała. 
- Arri, co się dzieje? - spytałem. 
- Nieważne. - szepnęła i pobiegła do swojego dormitorium. Spojrzałem na miejsce w którym jeszcze przed chwilą była i usiadłem przed kominkiem. 
Perspektywa Rose.
Siedziałam w swoim pokoju. 
- „ Spośród wszystkich ludzi dzisiaj wybieram Cię,
i bez trudu w całym tłumie dostrzegam, że,
ten którego szukam przecież jest obok mnie,
chyba widzę jak wyglądać mógłby nasz świat." - nuciłam wesoło. Czekałam na kogokolwiek. Po jakimś pół godziny nucenia w kółko tej samej piosenki w drzwiach stanął chłopiec z gitarą - Scorpius. 
- „Chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą"! - zaśpiewałam melodyjnie jak go zobaczyłam. 
- Ładnie śpiewasz. - uśmiechnął się. 
- Ty napewno ładniej. - wyszczerzyłam ząbki. - Zaśpiewaj mi! 
- Myślisz, że po co tu przyszedłem? - spytał siadając na obok mnie. Wziął gitarę i zaczął grać. Po chwili dodał śpiew:
- „Bo przecież kocham cię
i nigdy nie przestanę,
kocham cię
i zjem cię na śniadanie,
kocham cię
i tylko ty kochanie aniołem w niebie,
ja wierzę w ciebie". - zaśpiewał swoim nieskazitelnie czystym głosem. Uśmiechnęłam się do niego. 
- Wow. Dedykacja dla mnie, czy przypadkowy tekst? - spytałam z uśmiechem. 
- A jeśli powiem, że dedykacja dostanę buziaka? - spytał łobuzersko. 
- Świnia! - walnęłam go poduszką. 
- Ej Rosie. - szepnął i odłożył gitarę. Spojrzałam na niego maślanymi oczami. - Jesteś naj... - zaczął, ale do pokoju wszedł Al. Miał wilgotne oczy i policzki. 
- Co on tu robi? - spytał Potter. 
- Co się stało Al? - spytałam z troską i usiadłam obok niego obejmując go ramieniem. Milczał. - Al. Albus. 
- Arri, okej? - mruknął. - I teraz się ode mnie odczep. - mruknął i schował się pod kołdrą. Podeszłam do Scorpiusa i objęłam go rękami. 
- To poważna sprawa. - szepnęłam w tors Malfoya, bo byłam dużo niższa.
- Ja już lepiej pójdę. - mruknął bawiąc się moimi włosami. 
- Nie. - podniosłam głowę na parę cali i spojrzałam mu w oczy. Natomiast on zniżył głowę. 
- Rose. - szepnął. - Ja już lepiej pójdę, bo on chyba nie chce żebym tu był. - wskazał skinieniem głowy Ala. 
- Proszę zostań ze mną. - popchnęłam go na łóżku i usiadłam mu na kolanach. - On potrzebuje jak najwięcej wsparcia... 
- Ale nie wroga. - mruknął. 
- Wy się kumplujecie. - mruknęłam  we wgłębienie szyi Malfoya. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. 
*
Siedziałam na jakiejś polanie. Było gorąco i pachniało igliwiem z lasu niedaleko łąki. Byłam sama, sama jak palec. Patrzyłam się tępo przed siebie, ktoś zakrył mi oczy. 
- Rosie, skarbie. 
- Hm? 
- Rosie. - odkrył mi oczy, spojrzałam, był to Scorpius. Jak zawsze wyglądał bardzo atrakcyjnie, miał garnitur, platynowe włosy (już bez różu) wpadały mu do oczu. Zgarnęłam jego włosy z czoła. 
- Rose! Rosie! - krzyknął. Otwarłam powoli oczy, to był sen. 
- Dlaczego mnie obudziłeś? - spytałam ziewając. 
- Jest ósma. A co śniło ci się coś fajnego? - spytał. Zarumieniłam się lekko. 
- Nieeee... - uśmiechnęłam się głupio. - Byłeś tu całą noc? 
- Tiaaaaa. - ziewnął. - Pilnowałem ciebie i jego. 
- Nie spałeś? - spytałam z troską. 
- Z godzinę spałem. - wtulił się w moje płomienno rude włosy. 
- Scorpius... - szepnęłam i pogładziłam go po włosach. - Dlaczego? Mogłeś pójść do siebie. 
- Rose cicho. Jesteś dla mnie jak siostra, martwię się o ciebie. - szepnął. 
Jak siostra?! - pomyślałam zła i przygryzłam wargę. 
- Fa... Fajnie. - uśmiechnęłam się. 
- Co się dzieje mała? - spytał z troską. 
- Nie nazywam się „mała". - oburzyłam się. - Nieważne.
- Możesz mi zaufać. Jeszcze trochę minie zanim Al się obudzi. - szepnął. 
- Ja nie śpię! - burknął Potter. 
- Podsłuchiwałeś? - spytaliśmy jednocześnie. 
- Nie. - mruknął. - Jestem zbyt zajęty. 
- Al powiedz co się dzieje! - krzyknęłam bawiąc się włosami Scorpiusa. 
- Nieważne! - krzyknął zdenerwowany i poszedł do łazienki. 
- To coś poważnego. - szepnęłam zmartwiona. - Patrz na jego szafkę nocną, są na niej mugolskie tabletki nasenne, przeciwbólowe... I narkotyki. 
- Al zaczął brać? - spytał Scorpius. 
- Najwidoczniej. - szepnęłam. 
- Trzeba coś z tym zrobić. - mruknął. Al wyszedł z łazienki. Spojrzał na mnie i usiadł na swoim łóżku. Wstałam, wzięłam ubrania i ruszyłam do toalety. 
*
Wyszłam z łazienki po drodze ubierając koszulkę, Scorpius spojrzał na mój brzuch, na co ja się zarumieniłam. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na Albusa z zaciekawieniem. Siedział pod kołdrą. - Al? - spytałam. 
- Hm?
- Co robisz? - zapytałam. 
- Nieważne! - podniósł głos. Wstałam, wzięłam jakąś książkę i ruszyłam do pokoju wspólnego. Chwile później przybiegł Scorpius. 
- Scor, zostaw mnie. Ja idę na śniadanie. - mruknęłam. I wyszłam. Poszłam do Wielkiej Sali. Siedzieli tam prawie wszyscy, skierowałam się do Jamesa. Usiadłam obok niego. 
- Stało się coś? - spytał. 
- Twojemu bratu coś dolega. - powiedziałam zmartwiona. 
- Co mu się stało? 
- Bierze mugolskie tabletki nasenne i przeciwbólowe, oraz narkotyki i na dodatek nie śpi. - powiedziałam na jednym wdechu. James westchnął głośno i splotł ręce. 
- Ja się tym zajmę. Idź do stołu... - zaczął patrząc w jedną stronę. Wzruszyłam ramionami i poszłam do Stołu Slytherinu. James cały czas patrzył się na... April... Usiadłam obok niej. 
- Hej. - szepnęłam. 
- Co tam? - spytała ze znudzoną miną. 
- Mój kuzyn się chyba w tobie zabujał. - wzruszyłam ramionami. Chwilę milczała. 
- Czekaj co? - spytała. - Że Al? 
- James. 
- Ten gryfoński lowelas?! Nie jestem zainteresowana. Mam ciekawsze rzeczy do roboty, jestem zajęta. 
- Czyli James nie ma u ciebie szans? - spytałam. 
- To arogancki dupek, okej? Tydzień temu widziałam go z Iriss Parkinson, a wczoraj z prefekt naczelną z Ravenclawu. Jak jej tam było? O! Rowena Clear. Niedość, że wzór cnót i kujon, to jeszcze ładna! - oburzyła się. - I te imię! 
- James i Iriss?! - krzyknęłam. 
- Tiaaaaa. - westchnęła. - Twój kuzyn to dupek i tyle, kiedyś widziałam jak ślini się do Thomasa Justice! Tak do faceta! 
- Zaraz, Thomas się podoba Lilce! - oburzyłam się. - I że James pedałem?! 
- A czy ja bym cię okłamywała? - spytała. 
- Nie. Chyba. - mruknęłam.
- Naprawdę uwierz. - szepnęła i zaczęła jeść tosta z dżemem truskawkowym. Poszłam w jej ślady i również zaczęłam jeść. 
*
Poszłam do lochów. W Pokoju Wspólnym było pusto. Z wyjątkiem jednej osoby siedzącej na fotelu. 
- Czekałem na ciebie, skarbie. - powiedział i poprawił brązowe włosy wpadające do zielonych oczu. 
***************
Potrzymam was w niepewności :) Pozdro. 
Co to za tajemniczy brazowooki???
OdpowiedzUsuńal i narkotyki??!!
i że james pedalem??!!
co raz wiecej pytan co raz mniej odpowiedzi :)
Ale rozdzial jest super,
czekam na next >>>>>>
Ale al i narkotyki??!! skad on to wzial???
Magic *.* (y)
OdpowiedzUsuń